Kontynuując podjęty w ubiegłym tygodniu temat antyrosyjskich sankcji szewc Fabisiak zauważa, że sankcje będąc narzędziem wojny ekonomicznej są nie tylko źródłem nacisku, lecz także elementem przetargowym.
Może to niekiedy przypominać coś, co można by nazwać handlem sankcjami. Takie skojarzenia mogą wynikać choćby z zestawienia niektórych pozornie ze sobą niepowiązanych działań. Szewc Fabisiak zwraca uwagę na to, że w ostatnim czasie „na odcinku sankcji” miały miejsce dwa ważne wydarzenia. Pierwsze dotyczyło częściowego anulowania zakazu tranzytu niektórych rosyjskich towarów przez terytorium Litwy do Kaliningradu, drugie zaś to zawarcie porozumienia w sprawie odblokowania wywozu ukraińskiego zboża z czarnomorskich portów, takich jak przede wszystkim Odessa, a także Czornomorsk i Piwdennyj. Można by tu się dopatrywać swego rodzaju transakcji wiązanej. My wam odblokujemy tranzyt, za to wy Odessę. Taką też przetargową sugestię wyraził rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, mówiąc podczas niedzielnej wizyty w Egipcie, iż Zachód powinien powstrzymać sankcje wobec Rosji w obliczu światowego kryzysu żywnościowego.
Kto tu rządzi?
Jednak bardziej prawdopodobne od jakichś tajemnych układów jest to, że oba te fakty mają swoje odrębne tło. W przypadku tranzytu Unia Europejska pokazała Litwie, kto tu rządzi, dając do zrozumienia że sankcje mają być unijne, a nie wprowadzane jednostronnie przez państwo członkowskie nawet wówczas, gdy tego państwa dotyczą. Dlatego też Unia anulowała litewskie decyzje, zezwalając co prawda na tranzyt rosyjskich towarów objętych sankcjami, lecz tylko transportem kolejowym a nie drogowym. Utrzymany też został zakaz przewozu towarów o charakterze militarnym. Szewc Fabisiak uważa, że gdyby Litwa się nie pospieszyła z jednostronnie wprowadzonym zakazem tranzytu, to decyzję taką prawdopodobnie podjęłaby Unia. A tak Litwa musiała, choć niechętnie, zaakceptować odgórne ustalenia. Takie są jednak skutki wybiegania przed unijny szereg. Nie jest to zresztą pierwszy przypadek litewskiej politycznej ponad normatywnej aktywności. W sierpniu ubiegłego roku litewskie władze pośrednio uznały Tajwan wyrażając zgodę na otwarcie jego biura w Wilnie, a także postanowiły utworzyć swoje przedstawicielstwo w Tajpej. Ponieważ formalnie nie nawiązano stosunków dyplomatycznych z Tajwanem, to Chiny nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Litwą, a jedynie odwołały swojego ambasadora podkreślając w oświadczeniu wydanym przez MSZ, że „rząd Chińskiej Republiki Ludowej jest jedynym legalnym przedstawicielem całych Chin”. W tym przypadku w swoim antychińskim kursie Litwa wyprzedziła nawet Stany Zjednoczone uznające przecież Chiny za swojego głównego przeciwnika – zauważa szewc Fabisiak.
Porozumienie bez Unii i Stanów Zjednoczonych
Natomiast porozumienie w sprawie odblokowania portu w Odessie udało się osiągnąć pomimo zaangażowania się Unii Europejskiej, a także USA. Umowę w tej sprawie zawarły Rosja, Ukraina, Turcja i ONZ. Szewc Fabisiak dochodzi zatem do wniosku, że z Rosją można się dogadać wówczas, gdy w negocjacjach biorą udział te podmioty, które nie stosują wobec Rosji sankcyjnej polityki, ale są za to żywotnie zainteresowane rozwiązaniem problemu. Inicjatorem zawarcia tej ugody była Turcja, która zarówno ma ambicje odgrywania znaczącej roli na arenie międzynarodowej, jak i jest zainteresowana militarną stabilnością w akwenie Morza Czarnego. Przy czym, jak zaznaczył turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan, Turcja ma póki co wystarczające zapasy pszenicy aby nie naciskać na jak najszybsze odblokowanie ukraińskiego eksportu zboża dając tym samym do zrozumienia, że działa na rzecz tych państw, które niedobór zboża szczególnie dotkliwie odczuwają. Szewc Fabisiak uważa, że w odróżnieniu od oficjalnej retoryki i wielkomocarstwowych motywów, w ostatecznym rozrachunku liczą się fakty i ich skutki, a te mogą być w tym przypadku wyjątkowo pozytywne.
Turcja niemal od początku konfliktu starała się być mediatorem między Rosją, a Ukrainą zaznaczając, że zależy jej na dobrych stosunkach z obydwoma tymi państwami. Mimo tego, że wysiłki mediacyjne nie doprowadziły jeśli nie do pokoju to przynajmniej do zawieszenia broni, w Ankarze podjęto decyzję o podjęciu działań w kierunku odblokowania dostępu dla ukraińskich statków wywożących zboże poprzez tzw. korytarz zbożowy. Turcja zgłosiła chęć rozminowania wód w pobliżu portu w Odessie, a także sprawowania nadzoru nad żeglugą na Morzu Czarnym po to, by nie dopuścić do atakowania jednostek pływających. W tym celu wystąpiła z inicjatywą czterostronnych rozmów. Strona rosyjska wyraziła zgodę, zapowiadając jednocześnie, że nie będzie atakować ukraińskich statków. W Kijowie sceptycznie odniesiono się do tej deklaracji, podważając rosyjską wiarygodność powołując się na oświadczenia Putina i jego ekipy o tym, że nie zamierza zaatakować Ukrainy. Pozornie jest w tym jakaś logika i konsekwencja skoro Rosja niemal do ostatniej chwili twierdziła, że nie wywoła wojny po czym jej wojska wkroczyły nie tylko do uważanego za swój obszar Donbasu ale i wgłąb Ukrainy. Jednak w tym wypadku, jak zaznacza szewc Fabisiak, gwarantem byłaby Turcja, co stanowiłoby dodatkowe zabezpieczenie przed ewentualnymi atakami. Po długotrwałych negocjacjach ostatecznie w piątek 22 lipca zawarto porozumienie przewidujące m.in. utworzenie w Stambule ośrodka koordynacyjnego z udziałem przedstawicieli wszystkich stron umowy mającego czuwać nad bezpieczeństwem wszystkich płynących po Morzu Czarnym statków oraz powołanie do życia wspólnych grup inspekcyjnych mających prawo do przeglądu statków w portach wskazanych przez Turcję wkraczających oraz opuszczających teren akwenu. Ma to zapobiegać zarówno wywozowi ukraińskiego zboża przez rosyjskie statki, jak również dostarczania drogą morską broni na Ukrainę. Ponadto usuwanie min przy wejściach do portu ma się odbywać w obecności trawlera z trzeciej strony.
Porozumienie ma obowiązywać przez okres 120 dni od momentu podpisania i może być automatycznie przedłużone na taki sam okres o ile jedna ze stron nie poinformuje o zamiarze jego wypowiedzenia bądź dokonania w nim zmian.
Ciężko zaufać Putinowi
Niecałą dobę po podpisaniu porozumienia ws. eksportu zboża z Ukrainy, Rosjanie zaatakowali port handlowy w Odessie rakietami długiego zasięgu. Rzecznik resortu obrony Rosji mówił, że zaatakowany został teren doków w Odessie oraz zakłady produkcyjne i przedsiębiorstwo zajmujące się naprawą i modernizacją jednostek nawodnych. “Uderzenia na port w Odessie miało na celu zniszczenie wojskowej infrastruktury i nie powinno wpływać na realizację porozumienia ws. eksportu zboża z Ukrainy” – oświadczył z kolei Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Rosji, Władimira Putina.
Mimo to, należy mieć nadzieję, że wywóz zboża z Ukrainy nabierze realnych kształtów. Ukraińskie Ministerstwo Infrastruktury twierdzi, że wszystko jest już przygotowane do wznowienia wywozu zboża drogą morską jeszcze w tym tygodniu, a nawet w ciągu najbliższych 24 godzin. Według wyliczeń ministerstwa, eksport ukraińskich produktów rolnych może przynieść dochody rzędu 1 miliarda dolarów miesięcznie. Z kolei resort polityki rolnej i żywnościowej informuje, że do dnia podpisania porozumienia zbiory zboża na Ukrainie wyniosły 6,5 mln ton a w rezerwie są jeszcze zablokowane do tej pory miliony ton, choć różne źródła podają tu różne dane.
Jednak jak do tej pory na blokadzie ukraińskich portów zyskuje Mołdawia. Na jej teren masowo było przywożone ukraińskie zboże, które następnie miało być transportowane do rumuńskich portów na Morzu Czarnym i stamtąd dalej w świat. Aby możliwie szybko pozbyć się zboża ukraińscy eksporterzy sprzedawali Mołdawianom towar po wyjątkowo niskiej cenie. Zakupione w ten sposób zboże już nie jest ukraińskie, lecz mołdawskie i jest sprzedawane do UE. Zyskują na tym mołdawscy eksporterzy natomiast – jak podkreślają eksperci – tracą niewytrzymujący cenowej konkurencji mołdawscy producenci, którzy w dodatku nie mogą swoich towarów dostarczać do magazynów, które są już zapełnione ukraińskim zbożem. Jest to jeszcze jeden z przykładów tego kto zyskuje a kto traci na wojnie Rosji z Ukrainą – podsumowuje szewc Fabisiak.