Pogardliwe określenie „patologia” oznacza każdego komu nie wystarcza na rachunki, kto za mało zarabia, żeby godnie żyć. Chodzi o to, żeby bieda kojarzyła się z pijaństwem, lenistwem a nawet amoralnością. Czujemy się lepiej wierząc, że biedni sami siebie skazali na nędzne życie. Bo nie chciało im się wcześnie wstawać, myć zębów i zasuwać od rana do nocy. To kłamstwo, w które wierzą także biedacy. Dlaczego? Bo daje jeszcze nadzieję, że wystarczy się starać by kiedyś z tej biedy wyjść.
Pan Michał wraz z żoną i dziećmi mieszkał Przez 10 lat w piwnicy na warszawskim Ursynowie. Codziennie wcześniej wstawał bo był dozorcą. I mimo ciężkiej pracy nie był w stanie niczego wynająć. Dopiero po naszej interwencji i programie telewizyjnym znalazło się dla niego mieszkanie komunalne.
Znałem też ochroniarza, który pełnił służbę chroniąc spokojnego snu mieszkańców bogatego monitorowanego osiedla, a na noc szedł spać do kanału. Większość pieniędzy wysysał rodzinie do po PGR-owskiej wsi.
Takich historii przywodzących na myśl nagrodzony Oscarem koreański film „Parasite” można przytoczyć dużo więcej. Najważniejsze, że ci ludzie zasługują na szacunek.
Pewna pani skazana na eksmisje ze skierowaniem na owianą złą sławą ulice Dudziarską w Warszawie błagała mnie, żebym coś zrobił, żeby tam nie trafiła. Gdy spytałem dlaczego? Odparła, ”bo tam mieszka sama patologia”. Wtedy jej uświadomiłem, że jeśli mimo moich starań trafi na Dudziarską może przyjść do mnie kolejna osoba skierowana na tę ulicę. A kiedy spytam dlaczego tam nie chce trafić? Odpowie, „bo pani tam jest” To przecież niesprawiedliwe, że wystarczy zamieszkać pod niewłaściwym adresem, żeby stać się „patologią”.
Skąd tyle pogardy dla tych, którym się gorzej wiedzie? Ze strachu. Wbrew pozorom wcale nie tak trudno trafić na dno. Wystarczy pracować na śmieciówce i zachorować, albo splajtować. Ludzie jednak nie chcą wierzyć, że ich spotka coś złego. Wolą wierzyć, że ludzie, których to spotkało za mało się starali.
Powstał więc idylliczny obraz panującego systemu, w którym każdy ma to na co zasłużył. Bogaci wspięli się na szczyt dzięki uporowi i pracowitości, a biedni to banda leni i nieudaczników, a co za tym idzie wspieranie ich zasiłkami jest niemoralne.
Bogactwo od pewnego poziomu nie polega już głównie na kupowaniu i posiadaniu rzeczy. Polega na władaniu ludźmi. Zaspokaja też próżność bogaczy. Bo gdyby wszyscy mieli tyle samo co on, to kim by gardził, nad kim się pastwił, wobec kogo się wywyższał. I w ogóle co by była za frajda być bogatym gdyby wszyscy byli bogaci? Tę potrzebę wywyższania się pokazuje choćby głośny przykład zegarków w cenie mieszkania. Nie chodzi więc tylko o to, że się nie chcą podzielić, ale i o to, że chcą się czuć lepsi, wyżsi, silniejsi, potężni, nigdy równi.
Wielu ludzi sukcesu lubi też stawiać siebie za wzór. Opowiadają więc o swoim smutnym życiu pełnym wyrzeczeń. I jeżeli połowa z tego jest prawdą, to mimo wszystko nie warto się z nimi zamieniać.
Mitowi, że bieda wynika z lenistwa przeczy statystyka, z której wynika, że jesteśmy jednym z dwóch najbardziej obok Greków zapracowanym społeczeństwem w Unii.
A duża część tych zasuwających bez wytchnienia Polaków to pracujący biedni, ludzie, którzy za dużo pracują i za mało zarabiają. Ich życie jest smutne, a bieda upokarzająca.
Nie znam wielu ludzi bardzo bogatych, ale mogę ich obserwować na drogach. Trudno mi uwierzyć, że ludzie w drogich suwach trąbiący bez przerwy, wściekle wygrażający pięściami i wrzeszczący ze złości na kierowców przestrzegających ograniczeń prędkości są szczęśliwi.
Liberałowie prawią, że gdyby zabrać bogatym i dać biednym to nie zlikwidujemy biedy. Nie mają racji., w krajach takich jak Dania system progresywnych podatków i państwa socjalnego sprawia, że nie ma tam wielkich różnic majątkowych, a ludzie są bardzo szczęśliwi.
W Polsce, kraju wielkich i coraz większych nierówności społecznych jakimś cudem nie dochodzi do buntu społecznego. To wina propagandy, która potępia przegranych i każe wielbić zwycięzców.
Jeżeli jednak mamy zatrzymać proces bogacenia się bogatych i biednienia biednych musimy się zbuntować. To wymaga jednak uwierzenia, że dla barbarzyństwa made in USA, czyli modelu, w którym zwycięzca bierze wszystko, a ostatnich gryzą psy jest alternatywa. Kiedy o niej marzę, nazywam ją socjalizmem. A wy?