1 grudnia 2024

loader

Sezon przed burzą

Już wiosną onego roku zanosiło się na zmiany – wiadomo było, że władza szuka porozumienia z opozycją. Ale jesienią 1988 roku trudno byłoby się dopatrzeć w repertuarze teatralnym stołecznych teatrów wyraźniejszych symptomów zbliżającego się przełomu ustrojowego.

Na afiszach panowały tytuły podobne do tych sprzed kilku lat, choć można było zauważyć pewne przesunięcia. Niektóre wynikają z wyraźnego poluzowania cenzury – stąd pojawienie się spektakli wcześniej niechcianych, jak choćby „Zapiski więzienne” Stefana Wyszyńskiego w reżyserii Jana Machulskiego (Teatr Ochoty) czy powrót na afisz niektórych spektakli poprzednio rugowanych, takich jak „Audiencja” Vaclava Havla w reżyserii Feliksa Falka w Teatrze Powszechnym, której prapremiera miała miejsce w tym samym teatrze 21 listopada 1981, tuż sprzed ogłoszeniem stanu wojennego.
Na afisz trafił wreszcie Nikołaj Erdman – jego „Mandat” pojawił się w Kwadracie (reż. Marcin Sławiński), podobnie jak kilka jeszcze innych tekstów rosyjskich wcześniej niedobrze widzianych, jak „Paweł Pierwszy” Dymitra Mereżkowskiego z Jerzym Kamasem w roli tytułowej (reż. Krzysztof Zaleski, Ateneum), dramat niegrany w Polsce od roku 1937. Mereżkowski miał kłopoty z tym dramatem i we własnym kraju, widocznie autorytarny sposób rządzenia Pawła I nadmiernie kojarzył się ze współczesnością. Dość na tym, że prapremiera dramatu odbyła się w Krakowie (1910).
W innej, groteskowej tonacji jawiło się Życie i niezwykłe przygody żołnierza Iwana Czonkina, zakazany przez lata w ZSRR pamflet na Armię Czerwoną na podstawie powieści Włodzimierza Wojnowicza. Spektakl cieszył się powodzeniem, choć nie dorównał sławie wystawionego rok wcześniej „Mistrza i Małgorzaty” (oba spektakle w reżyserii Macieja Englerta), który w tym sezonie przed burzą zagrano aż 90 razy.
Coraz bliżej było politycznego przełomu. Teatr jednak wyglądał na bardziej zajęty celebracją 70. rocznicy odzyskania niepodległości niż popatrywaniem w stronę zbliżających się, a potem, już trwających obrad Okrągłego Stołu – a pierwsze po temu sygnały słychać było już wiosną 1988. Rozmaitości, mimo że pozbawione siedziby po pożarze (grudzień 1988) nadał grały obleganą „Gałązkę z rozmarynu” Zygmunta Nowakowskiego w reżyserii Ignacego Gogolewskiego – w sezonie 1988/89 prawie 70 razy. Bohdan Cybulski zdobył się w Teatrze Nowym na premierę zapomnianego scenariusza telewizyjnego Tadeusza Różewicza „O wojnę powszechną za wolność ludów prosimy Cię, Panie”, ale przedsięwzięcie okazało się tyleż ambitne, co nieudane. Jedynie Wojciech Siemon jako narrator przykuwał uwagę, a warto dodać, że to sam Różewicz zastrzegł sobie, aby narratorem był właśnie Siemion (Krystyna Gucewicz żałowała w recenzji, że cały spektakl nie stał się jego monodramem).
Wobec braku lepszych pomysłów za spektakle niepodległościowe uznano „Zezowate szczęście” wg Stawińskiego (reż. Maciej Domański) z Henrykiem Talarem w roli Piszczyka, które w Komedii obejrzało ponad 30 tysięcy widzów, i „Kartotekę” Różewicza w Teatrze Studio, dzieło czterech początkujących reżyserów (Zbigniew Brzoza, Maciej Cirin, Szczepan Szczykno, Jarosław Kilian), którzy stanęli przed szansą pracy z Tadeuszem Łomnickim w roli Bohatera. Mistrz Łomnicki powierzył swoje dojrzałe aktorstwo uczniom. Podały sobie ręce: doświadczenie, najwyższe umiejętności zawodowe i wyobraźnia, wrażliwość młodych. Dzięki temu wiązaniu „Kartoteka” narodziła się na nowo, przełamując tradycję inscenizacyjną, ale zarazem zachowując tożsamość.
Jednak nie ten, ale inny spektakl z Tadeuszem Łomnickim został uznany za znak rozpoznawczy tego sezonu przed burzą. Potwierdzają to nagrody na XXVIII Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu – Tadeusz Łomnicki otrzymał Grand Prix, a Joanna Szczepkowska główną nagrodę aktorską. Świadczy o tym także zdjęcie na okładce „Almanachu sceny polskiej, 1988/89” – widać na nim Tadeusza Łomnickiego w roli Tadeusza Kościuszki i Joannę Szczepkowską w roli zafascynowanej nim szwajcarskiej panny. To fotos ze spektaklu prapremierowego dramatu Anny Bojarskiej „Lekcja polskiego”. Wprawdzie Kościuszko jako bohater sceniczny pojawiał się w około stu dramatach, to jednak poza „Kościuszką pod Racławicami” Anczyca tytuły tych utworów nie utrwaliły się w społecznej pamięci. Bojarska swoim dramatem tę nieobecność przywracała, a co ważniejsze dialog prowadzony przez Łomnickiego i Szczepkowską wywoływał zachwyt. To zdjęcie z „Almanachu” miało i treść uboczną, symboliczną – Joanna Szczepkowska w niecały rok po premierze, po wyborach 4 czerwca 1989 roku wypowiedziała cytowane potem do znudzenia słowa: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”, a Tadeusz Łomnicki miał w następnym sezonie zagrać aktora Bruscona w „Komediancie” Thomasa Bernharda w reżyserii Erwina Axera na deskach Teatru Współczesnego, spektaklu pożegnalnym odchodzącej do historii całej epoki teatru.
Lekcja polskiego przyćmiła inny obiecujący debiut – „Cara Mikołaja” Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Macieja Prusa (Dramatyczny), dramat współtwórcy Teatru Wierszalin, którego sztuki odegrają ważną rolę w dialogu z przeszłością. Słobodzianek debiutował w tym roku podwójnie, bo w łódzkim Jaraczu Mikołaj Grabowski dał premierę jego „Obywatela Pekosiewicza”.
Pozostałe spektakle nie odstawały ani poziomem, ani wyborem od praktyki lat minionych. W Polskim kolejna, dopracowana przez Kazimierza Dejmka „Zemsta” z Bronisławem Pawlikiem jako Papkinem, w Narodowym „Pastorałka” Leona Schillera w starannym opracowaniu jego asystentki, Barbary Fijewskiej, w Rampie „Zimny żal” z piosenkami Starszych Panów, w Dramatycznym wznowienie legendarnego „Kubusia Fatalisty” w inscenizacji Witolda Zatorskiego, który przypomniał jako reżyser i w roli tym razem Pana (w spektaklu Zatorskiego przed laty grał Kubusia) Zbigniew Zapasiewicz, hucznie oklaskiwany przez publiczność, a w Popularnym aż 80 razy poszła Ania z Zielonego Wzgórza, która na afiszu pojawiła się w roku 1974.
Dominowały, jak widać, powtórki, na których tle szlachetnie wyróżniał się spektakl Ateneum, „Dzieci mniejszego boga” Marka Medoffa w reżyserii Waldemara Matuszewskiego, upominający się o równość dla głuchoniemych. W spektaklu zwracała uwagę Marii Ciunelis, która nie wypowiadając ani jednego słowa za pośrednictwem języka migowego mową ciała wyrażała najbardziej subtelne stany emocjonalne. Juz sam nie wiem czy ten spektakl nie pobrzmiewał też aluzją polityczną.
W takim gorącym okresie nie mogło zabraknąć na scenie „Burzy”, która nieomylnie pojawia się w repertuarze, kiedy zanosi się na zmiany. Szekspirowską „Burzę” wystawiła Krystyna Skuszanka w Teatrze Małym, Za rok „Burzę” wystawi w Ateneum Krzysztof Zaleski, a w Teatrze TVP Laco Adamik. Spektakl Skuszanki trwał zaledwie godzinę, reżyserka nie szczędziła skrótów. To było już jej piąte spotkanie z tym wielkim dramatem – tym razem sprowadzonym do protestu Kalibana, w imieniu udręczonej ludzkości. Przedstawienie choć niebanalne, cierpiało na niedobór aktorów (poza Krzysztofem Chamcem w roli Prospera i Ewą Serwą jako Mirandą), ale krytykowano go także za to przesunięcie akcentów – jeden z recenzentów pytał nawet czy Kaliban był marksistą. Tymczasem interpretacja Skuszanki zainspirowała jej następców, a choć przekorna była drobnostką w porównaniu z nadchodzącą epoką przepisywania klasyków. Tak więc „Burzę” czytano publicystycznie, trwały już obrady Okrągłego Stołu i można było zapytać, po której stronie siedzi Prospero, a po której Kaliban.
Kiedy obrady zakończono z całym workiem pytań pojawił się Jerzy Kalina ze swoim spektaklem autorskim „Pielgrzymi i tułacze” w Teatrze Studio (premiera 7 kwietnia, dwa dni po zakończeniu obrad). Kalina odwołał się do narodowych mitów i symboli, sięgając po fragmenty „Księgi pielgrzymstwa polskiego” i „Dziadów” Mickiewicza, a także zapisków z Sybiru Władysława Daniłowskiego, zesłańca z roku 1864. „Kalina zdobywa się na ‚spowiedź dziecięcia PRL-u’ – pisała po premierze Krystyna Gucewicz – występuje w roli medium, odkrywającego własną wrażliwość dla tradycji, mitologii narodowej i współczesności”. Tak uchylone zostały drzwi do nowej epoki, którą zaraz po wyborach 4 czerwca powitała premiera Gogolowskiego „Rewizora” w Teatrze Polskim w reżyserii Kazimierza Dejmka. Spektakl przygotowywany jeszcze w innej epoce, z dnia na dzień stracił swoją krytyczną siłę, po wyborach już nie wiadomo przeciw komu/czemu zwróconą. Publiczność jednak tego nie zauważyła i przyjęła premierę z niekłamanym, acz trudnym do wyjaśnienia entuzjazmem – najpewniej czas sprzyjał zbiorowym uniesieniom.

Tomasz Miłkowski

Poprzedni

Księga Wyjścia (66)

Następny

Działania zapobiegające epidemii po rozpoczęciu nauki w Chinach

Zostaw komentarz