Zamknięty został nagle, ze względu na siłę wyższą. W pełnym biegu, kiedy zapracowany szykował się do wielu premier i wydarzeń.
Dość wspomnieć o odwołanym uroczystym otwarciu nowej sceny warszawskiego Teatru Ateneum na warszawskim Powiślu w siedzibie Związku Nauczycielstwa Polskiego na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Miała to otwarcie uświetnić premiera benefisowego „Kwartetu” Ronalda Harwooda w reżyserii Wojciecha Adamczyka w gwiazdorskiej obsadzie: Magdalena Zawadzka, Małgorzata Trybała, Krzysztof Gosztyła, Krzysztof Tyniec. Albo oczekiwanej replice premiery głośnego spektaklu Teatru Studio sprzed trzydziestu lat, uznanego za symbol nowych, komercyjnych czasów, czyli „Tamary” w reżyserii Macieja Wojtyszki. Na moim biurku został stosik zaproszeń i obiecujących wpisów do kalendarza. Kiedy to się spełni, nadal nie wiadomo.
Zaczepiłem w tej sprawie artystów – jako redaktor magazynu teatralno-literackiego „Yorick”, który od 12 lat ukazuje się w Internecie ku utrapieniu niektórych mądrali, nieuznających jego istnienia. Odpowiedzi nadal nadchodzą, ale już na stronie domowej polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych (www.aict.art.pl), można przeczytać, co myślą, czym trapią się i jak widzą mgliście przecież rysującą się przyszłość twórcy polskiej sceny. Na „pierwszy ogień” poszli koryfeusze: Krystyna Janda, Łukasz Chotkowski, Tomasz Man, Maciej Wojtyszko, przedstawiciele różnych generacji i różnych szkół myślenia, których bez wątpienia łączy wielki szacunek do widza i przywiązanie do „żywego” teatru. Wciąż nadchodzą kolejne wypowiedzi, układa się z nich pewien pejzaż, niejednorodny, ale jednak – mimo smutku, jaki płynie z zamknięcia teatrów – nadziei, że znowu się spotkamy, że odżyje teatr w formach, jakie znamy, choć pewnie już nie taki sam. Ciekaw jestem, jakie z tej sondy wynikną wnioski. Sonda nie jest przecież instrumentem precyzyjnego badania, ale jak sama nazwa wskazuje próbą uchwycenia na gorąco pewnego stanu umysłów, stanu odczuć czy przeczuć. Poruszmy się na gruncie niepewnym, zmiennym i ruchomym, ale jednak dającym pewne pojęcie, w którą stronę biegną myśli artystów.
Twórcom polskiego teatru zadałem tylko dwa, ale fundamentalne pytania: „1.W jaki sposób teatr może przetrwać w czasie pandemii?” i „2. W jakim kierunku podąży teatr po jej ustąpieniu?”. Może to drugie pytanie należało raczej skierować do wróża czy proroka, bo skąd dzisiaj można sensownie przewidzieć i klarownie opisać przyszłość. Rzecz jednak nie w precyzji, ale odczuciu, a więc czymś, co stanowi punkt wyjścia do gry wyobraźni i gry realistycznego myślenia o tym, co nastąpi.
Nader ciekawymi przemyśleniami podzielił się Łukasz Chotkowski, artysta kojarzony z teatrem progresywnym, skłonnym do eksperymentu, politycznie ostrym, zadziornym. Oto jego odpowiedzi na pytania Sondy YORICKA, które przytaczam tutaj w całości:
„1. 2020 rok. Rok Zerowy, w którym dogorywa stara idea, reprezentacja, struktura.
My, ludzie współcześni, do tej pory fascynowaliśmy się graniczną zmianą z bezpiecznej odległości. Robiliśmy z niej Sztukę, Politykę.
Teraz nadszedł dla nas test Człowieczeństwa. To, co Nowe, dopiero się wykluje.
Będzie inne od tego, co zapoznane do tej pory. Od nas zależy jakie.
Teatr jest najbliżej ludzi. Publiczność daje mu siłę do istnienia.
Teatr w Polsce był zawsze kluczowy dla wszystkich politycznych i społecznych zmian.
Nie dajmy go zmarginalizować. Nie dajmy, by ekonomiczne i polityczne wybory zniszczyły teatr, jaki służy publiczności w Polsce od tylu lat. Naszą największą siłą, ludzi teatru, sztuki, humanistów, powinna być solidarność, wzajemne wsparcie. Instytucje kultury, samorządy, Ministerstwo Kultury, powinny otoczyć artystów bezinteresowną opieką.
Nie pozostawiajcie nas samych. Brak bezinteresownej pomocy w obecnej sytuacji to klęska, która może przynieść najgorsze konsekwencje. Teatr, Sztuka to wspólnota. Oczywiście, słowo wspólnota jest dziś skompromitowane, ale od nas wszystkich zależy czy da się je odzyskać i nadać mu prawowite znaczenie. Pomimo wielkich wątpliwości wierzę, że jest to wciąż możliwe.
- Prowadząc zajęcia w warszawskiej Akademii Teatralnej na Kierunku Reżyserii, widzę wspaniałe młode artystki i artystów teatru. Ludzi bezkompromisowych, słuchających rzeczywistości, empatycznych, którzy mają do zaproponowania nowe spojrzenie dla człowieka przyszłości. Życzę wszystkim, by młodzi twórcy teatru jak najszybciej mogli spotkać się z Widzami. Jednak bez wsparcia od Unii Europejskiej, Ministerstwa Kultury, samorządów miast, młode artystki i artyści nie przetrwają w zawodzie. Gdy do tego dojdzie, Sztuka, Teatr przestaną w Polsce istnieć. Sztuka i Teatr zostaną w Polsce ubite i może o to władzy chodzi”.
Optymizm sąsiaduje w tej wypowiedzi z wielkimi obawami. Wiara w talent i możliwości młodych artystów rozbija się o rafę niechęci, jaka może ich dotykać ze strony mecenasa państwowego. To ważny głos, bo przecież nie tylko Łukasz Chotkowski żywi obawy, czy uda się odtworzyć życie teatralne, choć przecież nie chodzi tutaj o archeologiczną rekonstrukcję, ale odtworzenie podstaw istnienia teatru wspólnoty.
Za wcześnie na sumowanie sondy – zwłaszcza że przed nami wiele jeszcze głosów ludzi teatru, nie tylko zaniepokojonych, ale twórczo rozbudzonych, głodnych nowych doświadczeń i poszukiwania rozwiązań na miarę nadzwyczajnej sytuacji.
Kiedy zapytałem, jak się na obecne położenie teatru i na przyszłość zapatruje Olgierd Łukaszewicz, wieloletni prezes związku artystów sceny, najpierw się zdziwił, że zadaję mu do rozwiązania jakieś rebusy. Ale potem powiedział, że sprawa jest oczywista – z jego perspektywy: „Teatrowi wyłączono światło, znalazł się w przymusowej izolacji. Wprawdzie nadal istnieją wykonawcy i widzowie, ale się mogą spotkać oko w oko. W tę lukę wchodzi Internet, wchodzą zasoby Teatru Telewizji – choć telewizja, gdyby zechciała, mogłaby głębiej przetrząsnąć swoje nieprzebrane zasobny archiwalne. Przecież spektakli jest zapisanych ponad 5 tysięcy, jest w czym wybierać. Cóż, ja należę do pokolenia, które ceni funkcję edukacyjną teatru. Można tu wiele zdziałać, korzystając z tych zasobów. W takich kryzysowych sytuacjach liczy się postawa humanistyczna, współodczuwanie, współczucie. Tak było po wojnie, kiedy film próbował okazać współczucie, dawać pociechę. Oczekuję ze strony teatru – po pandemii i w trakcie – czułości, jak mawia nasza Noblistka, a dawniej mawiał wspaniały poeta Stanisław Grochowiak. Jak się będzie teatr zmieniał? W którą stronę? We wszystkie strony – jak zawsze po odwilży. Może w mniejszym stopniu będzie to teatr prowokacji – bo rzeczywistość wystarczająco boleśnie nas prowokuje, ale teatr refleksji”.
Może i tak będzie, choć Paweł Sztabrowski, dyrektor artystyczny Teatru Powszechnego w Warszawie, pytany przez Wiesława Kowalskiego jak zamierza modyfikować program teatru po pandemii, odpowiada, że nie zamierza nic zmieniać. Pewnie jeszcze za wcześnie na snucie dalekosiężnych planów i wyciąganie wniosków: „Nawet teraz – mówi Sztabrowski – w czasie epidemii dostajemy mnóstwo maili z wyrazami wsparcia, ludzie piszą, że tęsknią za spotkaniem w teatrze i że to, co robimy jest dla nich ważne, że nasze spektakle zmieniły ich życie. Traktujemy to jako ogromną odpowiedzialność”.
Maciej Wojtyszko, artysta wszechstronny – wszystko w teatrze umie, od scenariusza po dyrekcję teatru – asekuruje się, kiedy we wspomnianej sondzie „Yoricka” pisze o teatrze, jaki będzie po ustąpieniu pandemii: „Nie mam pojęcia. To zależy od sposobu i czasu, w jakim to paskudztwo ustąpi. Może już nigdy ludzie nie będą się do siebie zbliżać bez obawy? A może wręcz przeciwnie – zacznie się orgia zbliżeń? Wolałbym to drugie”.
W tej charakterystycznej dla poczucia humoru Macieja Wojtyszki odpowiedzi znaleźć można jednak niepokój, czy doświadczenie pandemiczne nie wytworzy recydywy kultury obcości, autarkii, niechęci do innego? Zwraca na to niebezpieczeństwo Noblistka, wskazują socjologowie, a teatr niepokoił się tendencjami ksobnymi, ksenofobicznymi od dawna. To przewidywalne wyzwanie dla teatru i kultury – nie dopuścić do cichej śmierci demokracji, która nie tyle przez wirusa, ile jego znachorów może być ubita.