Już kilkanaście miesięcy trwa rosyjska agresja w Ukrainie. Odsłania się coraz więcej tragedii, dramatów, rozczarowań i …ruchu w interesach. Jedni tracą życie, drugim puchną portfele akcji. Co nam mówi wojna o nas samych, o naszych przywódcach w Europie i za Atlantykiem. Tracą wszyscy: Ukraińcy, Rosjanie, Europejczycy, mieszkańcy globalnego Południa, planeta. Jak zwykle gorące kasztany za Anglosasów wyciągają zwykli ludzie, choć im do szczęścia naprawdę potrzeba niewiele: chleba, pracy, pokoju.
Panowie wojują, a Ukrainiec dostaje kulkę. Czas na trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi – przynajmniej dopóki nie powstanie sławna już komisja ds. badania wpływów rosyjskich. Szkoda, że nie zajmie się ona dociekaniem prawdy o przyczynach i skutkach rosyjsko-natowskiego konfliktu.
Wojna czyni miliardera
Według aktualnych danych, które zebrał Jakub Dymek w „Przeglądzie”, największe korzyści przypadają udziałowcom banków oraz udziałowcom firm wydobywczych i zbrojeniowych. Amerykański sektor bankowy tylko w pierwszym kwartale tego roku powiększył swoje dochody o 80 mld dol. Cały sektor żywi się teraz dochodami z obligacji skarbowych i wyższych odsetek od publicznego długu. Duża jego część finansuje pomoc militarną dla Ukrainy. Nie narzekały na zyski, i w efekcie wzrost akcji, właściciele i top management korporacji wydobywczych: Shella, BP, Equinora, Exxona i Chevrona. Także polski Orlen miał niezły rok: firma zarobiła na czysto ponad 33 mld złotych, z czego 6.4 mld przypadło na dywidendy dla akcjonariuszy. Czyja kieszeń spustoszała? Europejskich konsumentów, którzy są na końcu łańcucha pokarmowego. Wzrostu kosztów i turbulencji z dostawą nośników energii i minerałów doświadczał europejski przemysł. Osieroceni przez Rosję przedsiębiorcy muszą teraz zasilać napędy maszyn droższym i kosztownym ekologicznie amerykańskim skroplonym gazem LNG. Zarabiają, co oczywiste, amerykańscy producenci uzbrojenia: Northrop Grumman, Lockheed Martin, Raytheon. Wszyscy są na dużym plusie. Zamówienia Pentagonu wzrosły o 50 proc. , skok o 70 mld dol., a przecież kraj ten ma budżet wojskowy bliski 1 biliona dol. Zamówienia płyną m.in. od budowniczych fortu Polanda, wzmożonych militarnie Niemców, zawsze gotowych do militarnych imprez na cudzy koszt Brytyjczyków. W sumie, kraje NATO podpisały umowy opiewające na 100 mld euro.
Klęska imperium peryferii
Upada państwo, które swego czasu podbijało kosmos i dokonało przyśpieszonej, choć kosztownej industrializacji. Było tak blisko sukcesu: wystrzelenie sputnika w r. 1957, pierwszy lot w przestrzeni kosmicznej Jurija Gagarina w r. 1961, wyprodukowanie układu scalonego w 1962 r. Po upadku ZSRR w wyniku zazbrojenia wrócił stary, dobrze oswojony peryferyjny kapitalizm. Zostało jeszcze 4,5 tys. głowic jądrowych. To świadectwo absurdów zimnej wojny.
Za równowartość 1,5 proc. majątek narodowy przejęli oligarchowie. Dochody z eksploatacji bogactwa narodowego w postaci cennych węglowodorów i minerałów trafiają odtąd na rynki finansowe Zachodu. System polityczny na czele z autokratą podtrzymuje społeczną moc i władzę oligarchów. Nie ma nowoczesnego przemysłu, wojsko świetnie się prezentowało tylko podczas parad. Przyszłość rysuje się ponuro: zamiast własnych oligarchów kontrolę nad bogactwami Syberii mogą przejąć właściciele zachodniego kapitału portfelowego. Pozostanie jak dotąd tania praca oraz wiele dobrze wynagradzanych stanowisk dla specjalistów obsługujących zagranicznych inwestorów.
Ukraina w geopolitycznej matni
Powrót Rosji do peryferyjnego kapitalizmu objął też Ukrainę. Oligarchowie obu krajów się połączyli, najpierw ze sobą, a później z zachodnim sektorem finansowym, zasmakowali luksusu w metropoliach i kurortach całego świata. Ich przywódcza elita chyba nie za bardzo przejmowała się losem własnego narodu, wpisując się w amerykańską strategię w grze o zachowanie światowej hegemonii, w dalekosiężną rozgrywkę z Chinami. Ofiary ludności cywilnej to teraz karta przetargowa w realizacji strategicznych celów. Podobnie przywódcy polskiego państwa potraktowali w sierpniu 1944 r. ludność cywilną stolicy i jej zabytki. Zwłaszcza lewicę powinno interesować, jak nowi „demokraci” z Kijowa traktowali i traktują prawa pracownicze, wolność słowa, swobodę zrzeszeń oraz prawa mniejszości narodowych (w sławetnej ustawie o języku i w praktyce działania administracji). Co z bohaterami narodowymi, którzy zapisali się jako pogromcy ludności żydowskiej, polskiej i rosyjskiej? Na razie jedynie anty-rosyjskość jest atutem coraz bardziej marionetkowego ukraińskiego państwa.
Czerwonym szlakiem do demokracji
Amerykańska armia dwukrotnie w XX wieku rozstrzygnęła militarną rywalizację europejskich mocarstw. Stąd estyma dla amerykańskiego żołnierza na starym kontynencie. Lecz po drugiej wojnie światowej trudno aspirować amerykańskim prezydentom do roli przewodników ludzkości, nauczycieli demokracji czy obrońców praw człowieka. Najpierw przelali hektolitry krwi mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej. W ciągu 11 lat wojny w Wietnamie śmierć poniosło ok. 3,8 miliona Wietnamczyków, ponad 310 tys. Kambodżan i ok. 62 tys. Laotańczyków. Do listy ofiar trzeba dopisać milion wdów, 880 tys. sierot, 380 tys. kalek. Do tego zdewastowane środowisko naturalne: 5 mln hektarów lasów wypalonych napalmem i pomarańczowym defoliantem. Tylko w l. 1965-68 w operacji Rolling Thunder zrzucono ponad osiemset tysięcy ton bomb – więcej niż w rejonie Pacyfiku podczas drugiej wojny światowej. Wiele ofiar pochłonęły wojny po zamachu w 11 września 2001 roku w Nowym Jorku. Całkowita liczba ofiar jest trudna do ustalenia, bo to nie tylko ofiary na polu walki. To głównie wynik destrukcji gospodarki, usług publicznych, środowiska naturalnego Afganistanu, Pakistanu, Iraku, Syrii, Jemenu. Liczbę ofiar można szacować nawet na 3,6-37, mln, a ogółem w tej strefie konfliktów nawet na 4,5-4,6 mln (według Stephanie Savell z Brown University). Wygląda na to, że dla amerykańskiego społeczeństwa liczy się tylko śmierć własnych obywateli. W dniu zamachu w Nowym Jorku według danych ONZ tylko z głodu i niedożywienia zmarło 35 tys. dzieci poniżej 10 roku życia. Tego samego dnia na globalnym Południu z powodu łatwo uleczalnych chorób zmarło 156 368 osób. Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. Prawa do Wyżywienia, Jean Ziegler stwierdza ze smutkiem, że „ta masowa śmierć nie wywołuje żadnych emocji”. W przeciwieństwie do katastrofy łowców przygód na dnie oceanu. Obraz świata skurczył się do rozmiaru telewizyjnego okienka, a nawet smarfonowego lufcika.
Wszystkiemu winien Putin?
Żylibyśmy we wspaniałym świecie, gdyby nie kremlowski dyktator. Ale inni szatani też nie próżnowali. Żyjemy w świecie, który wykreowali dla mieszkańców planety Amerykanie na przełomie lat 80/90. To świat neoliberalnego, oligarchicznego kapitalizmu, z bogatym centrum Triady (USA z Kanadą, UE teraz z Wielką Brytanią i Japonia z Koreą Płd., Australią) i z ubogim, globalnym Południem. Do najuboższych 60 proc. ludzkości trafia zaledwie pięć procent światowych dochodów. Jego dalsze trwanie wymaga ciągłego wzrostu gospodarczego i masowej konsumpcji. Dlatego członkowie narodów bogatych konsumują 84 proc. zasobów. Dlatego też to oni w 92 proc. odpowiadają za zmiany klimatyczne. A w tych statystykach przoduje elita finansowa przewodniej siły ludzkości. Trwanie obecnego ładu podtrzymuje tzw. instytucjonalna triada (WTO, MFW, BŚ), kierowana z tylnego siedzenia przez departamenty amerykańskiego rządu. Operują one dolarem jako walutą operacji finansowych. Także militaryzm sprzężony z sektorem zbrojeniowym podtrzymuje euroatlantycką koniunkturę. Nad wszystkim nadzór sprawuje sępi kapitał Doliny Krzemowej. Wojna tylko umacnia amerykański model kapitalizmu, czyli życia ponad stan własnej gospodarki i jej oszczędności. Nadchodzi kres jednobiegunowego świata z rolą USA jako gwarantem ładu. Do tego służy 800 baz wojskowych rozsianych na morzach i lądach. Przyjmujące kraje płacą za bezpieczeństwo jako amerykańską usługę publiczną.
Ktoś przewodzi Europie?
Europa nie ma własnego państwa, jego finansowe elity tworzą wspólny świat obiegu kapitału z kolegami milionerami i miliarderami całego świata. Jak oni, podzielają wolnorynkowe dogmaty, strzegą konkurencyjności jak źrenicy oka. Nie przeszkadzają urzędniczym elitom UE, ani raje podatkowe, ani śladowe podatki od korporacji cyfrowych. Nie przeszkadzają, bo same są przyspawane do panującego reżimu za sprawą posiadanych akcji, nieruchomości, dobrze płatnych posad. Nie zmieniają ram instytucjonalnych Unii, które stworzyli niemieccy ordoliberłowie. Dlatego również ekologiczna transformacja dokonuje się w systemie podporządkowanym logice zysku i wzrostu PKB – tylko w inne miejsce przemieszcza się bariera ekologiczna wzrostu gospodarczego. Np. żeby do 2050 r. wyprodukować 7 terawatów energii elektrycznej (to mniej niż połowa zapotrzebowania), trzeba będzie wyprodukować co najmniej 4,8 mld ton żelaza. Geopolitykę gazociągów zastąpią wojny o metale rzadkie, zwłaszcza litu. Europejscy przywódcy zwołują konferencje na temat modernizacji krajów globalnego Południa, inicjują raporty w tej sprawie, organizują okolicznościową pomoc w razie katastrof humanitarnych. Ale kwestię miliardów zbędnych ludzi chcą rozwiązać, oplatając granice Europy murami. Jeśli zawiodą, pozostanie relokacja uchodźców. Natomiast państwo chińskie wkracza z inwestycjami i kredytami. Wszyscy przebudzeni ekologowie i młode progresywne pokolenie dostrzegają postępującą degradację planety. Ale nie potrafią dostrzec głównej przyczyny – metawładzy korporacji i sektora finansowego nad pracą, planetą i życiem jej mieszkańców. Stają w bojowym szyku Wuja Sama, bo nie potrafili skutecznie rozwiązać europejskiego dylematu bezpieczeństwa. Trwają przy strategii stworzonej w innych czasach przez amerykańskich jastrzębi i jastrząbków na potrzeby kompleksu militarno-przemysłowego. Stopniowo więc przygotowują kontynent dla zasobnych emerytów świata.
Nie będzie żadnej głębszej korekty kapitalizmu na waszyngtońską modę, jeśli europejska wspólnota nie zajmie się własnym bezpieczeństwem. Kuratela silnego Wuja Sama rodzi coraz więcej zagrożeń, wciąga w rywalizację na Pacyfiku. Tylko redukcja arsenałów broni, budowa środków zaufania i kontroli – pozwoli skierować fundusze na cele modernizacji globalnego Południa i proekologiczną reindustrializację . Ostatecznie te cuda techniki i tak kończą na złomowisku, jak tysiące transportowców, bombowców B-52, myśliwców, a nawet F-15 i F-16 na pustyni Arizony. Wyścig po innowacje, inspirowany przez sępi kapitał Doliny Krzemowej, nie rozwiąże problemów społecznych i ekologicznych. Tworzy tylko nowe w coraz innych dziedzinach, kontynentach i rejonach świata: Morze Południowochińskie z Tajwanem jako jednym z głównych producentów chipów, słabnięcie dolara jako waluty rezerwowej, ochrona praw własności zamiast gratyfikacja dla twórców innowacji. Teraz dodatkowo muszą podzielić się władzą nad światem z chińskim kolosem. Na początek w gronie G-20. Europa coraz wyraźniej staje wobec alternatywy: atlantyzm czy euroazjatyzm. Jedni liczą zapewne na interesy ze świeżo upieczonymi demokratami w Rosji i na Ukrainie, inni czekają na odbudowę Nord Stream 1 (premier Saksonii Michael Kretschmer w wywiadzie dla Die Welt).
Chiny i BRICS
Rekwizycje oszczędności najpierw Libii, teraz Rosji ożywiły działania na rzecz odchodzenia od dolara we wzajemnych rozliczeniach handlowych, np. między Chinami a Arabią Saudyjską. Chiński nacjonalizm coraz śmielej odzyskuje swoje miejsce jako centrum przemysłu, inwestycji, kredytów, ośrodek nowych rozwiązań instytucjonalnych w dziedzinie dialektycznych sprzężeń państwa i rynku. Państwo kreuje i organizuje strategię rozwoju, sterując pośrednio sektorem prywatnym i firmami publicznymi. Przoduje w 37 na 40 dziedzin najnowszych technologii dzięki ogromnemu potencjałowi badawczo-rozwojowemu: mają 1,5 mln inżynierów i tysiące pracowników nauki. Pozostaje pogoń za monopolistami w produkcji najnowocześniejszych chipów. Wkomponowanie Chin w współkierowanie przebudową światowej gospodarki i międzynarodowy instytucji – zrodzi wiele napięć, bo uderzy w dotychczas uprzywilejowany Zachód. Wokół Chin powstaje biegun kontestujący obecny ład światowy.
Wojenne wzmożenie w forcie Polanda
Jeszcze raz się potwierdza obserwacja, że w kraju, gdzie wszyscy mówią to samo, nikt nie myśli. Doktrynę obronną rządzącego obozu sformułował na wiecu ówczesny prezydent kraju: najpierw Gruzja, potem Ukraina, państwa bałtyckie, na końcu my. Wróciła narodowa obsesja agresywnej Rosji, jakby nie było żadnej geopolitycznej różnicy między znajdującą się u podbrzusza Rosji Ukrainą a Polską. Ta przecież nie ma żadnych konfliktów z Rosją: terytorialnych, biznesowych czy narodowościowych. Chyba że się działa w interesie amerykańskiego protektora.
Kiedy Jarząbek staje się Jastrząbkiem, nie przeszkadza mu już klęska sektora publicznego, upadek powiatowych szpitali, nędzne płace w budżetówce. Daje się uwieść złotoustym prezesom, przewodniczącym, premierom, unijnym komisarzom. To bez wyjątku pierwszorzędni przywódcy drugorzędni. Właśnie ich społeczną funkcją, świetnie wynagradzaną, jest to, by nie dostrzegali kryzysowej sytuacji, w jakiej znalazł się starczy kapitalizm. Wciąż musi inwestować w pstrokaciznę towarów, ale planeta ma ograniczone zasoby i pojemność na szkodzące jej emisje. Jedynie życie w homeostazie z przyrodą, racjonalne i umiarkowane korzystanie z zapasów, które jeszcze pozostały – daje szansę umiarkowanego dostatku wszystkim mieszkańcom planety.
Zbrojenia są gigantycznym marnotrawstwem zasobów. Nie dajmy się zwodzić soldatesce lokalnej i światowej. Wspierają ją telewizyjni samozwańczy „eksperci”. To podżegacze wojenni z think tanków, z akcentem na tanki. Żaden wyścig zbrojeń nie rozwiązał dylematu bezpieczeństwa, który wywołuje nieprzezwyciężalna niepewność co do cudzych motywów, intencji i możliwości działań ofensywnych. I właśnie ta niepewność jest pewna. Ale można ją redukować, budując środki zaufania i redukując arsenały. I wybrać nie armaty, tylko masło i zdrowie.