8 grudnia 2024

loader

W Czarnogórze bez zmian

Prezydenckie wybory w Czarnogórze wygrał już w pierwszej turze Milo Đukanović uzyskując 53,9 proc. głosów. To, że właśnie on zostanie wybrany było praktycznie wiadomo już przed wyborami. Đukanović bowiem nigdy nie przegrywa i jest czołową postacią polityczną Czarnogóry od momentu rozpadu Jugosławii.

Mimo tego, że nie sprawuje ani funkcji premiera ani prezydenta, co miało miejsce w przeszłości, Đukanović jest czołową postacią na scenie politycznej stojąc na czele rządzącej Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS). Jego dominująca pozycja znajdowała swoje odzwierciedlenie w mediach co też miało wpływ na wynik wyborów. Dostrzegli to także obserwatorzy z ramienia OBWE pisząc w swym wstępnym sprawozdaniu, że przez to Đukanović miał w trakcie kampanii „instytucjonalną przewagę” nad pozostałymi kandydatami. Jednak generalnie, zdaniem OBWE, wybory przebiegały „w normalny sposób” za wyjątkiem niewielkiej liczby proceduralnych naruszeń. Odmiennego zdania jest Ośrodek Demokratycznej Transformacji wskazujący na wiele nieprawidłowości zaobserwowanych w dziesiątkach lokali wyborczych., m.in. stwierdzono przypadki występowania różnych kart do głosowania o identycznych numerach. Ponadto opozycyjne ugrupowanie Demokraci Czarnogóry twierdzi, iż ma dowody na kupowanie głosów.

Polityczna długowieczność

Đukanović został premierem po raz pierwszy w 1992 r. Miał wówczas 29 lat i był najmłodszym szefem rządu w Europie i jednym z najmłodszych znaczących polityków XX wieku. (młodszym od niego o dwa lata był jedynie Muammar Kadafi, gdy przejął władzę w Libii). I od tego momentu rządzi Czarnogórą. Najpierw w ramach federacji z Serbią, a kiedy wspólne z Serbami państwo było za ciasne dla jego politycznych ambicji doprowadził do rozwodu z Belgradem i utworzenia niewielkiego, lecz jednak samodzielnego, państwa.
Sprawujący faktyczną władzę od 27 lat Milo Đukanović jest swoistym fenomenem w Europie, a zwłaszcza w niestabilnym politycznie regionie Bałkanów. Różni analitycy próbują dociec przyczyn jego „politycznej długowieczności”. Zdaniem dyrektorki Ośrodka Edukacji Obywatelskiej Daliborki Uljarević, dla społeczeństwa Czarnogóry charakterystyczna jest nierozwinięta kultura polityczna w związku z czym potrzebuje ono wodza, którego będzie popierać. Myśl tę rozwija politolog Ivan Vuković zwracając uwagę na to, że rządząca partia DPS, a tym samym również jej przywódca Milo Đukanović, zdołała skutecznie wyrobić sobie opinię obrońcy państwowych i narodowych interesów Czarnogóry.
Można by do tego dodać, że dla będących dumnym narodem Czarnogórców istotne znaczenie ma też to, że ich kraj zyskuje coraz większe poparcie i uznanie za granicą – głównie dzięki aktywności Đukanovića. I choć nie wszyscy zgadzają się z przystąpieniem Czarnogóry do NATO, to w samym tym fakcie dostrzegają swego rodzaju nobilitację ich państwa, które pomimo swoich niewielkich rozmiarów i małej liczebności mieszkańców (około 620 tys.) jest doceniane przez największe siły polityczne na świecie. Nie wchodzą przy tym w głębsze analizy tego jakimi motywami kierowało się NATO ani też jaki cel miał tu Đukanović. Ważne dla nich jest to, że ich państwo zostało docenione. Widzą też, że Đukanović ma poparcie z zagranicy. Przed wyborami udzielił mu je publicznie Luis Ajala, sekretarz generalny Międzynarodówki Socjalistyczne,j do której należy DPS, nazywając go człowiekiem godnym zaufania. Poparcie zewnętrzne popłynęło także ze strony polityków albańskich zarówno z Tirany, jak i z Prisztiny po tym jak Đukanović za jedną z najwyższych wartości uznał wieloetniczność Czarnogóry. Jego kandydaturę poparł natychmiast albański premier Edi Rama a po tygodniu także wicepremier Kosowa Enver Hoxhaj wzywając wręcz zamieszkałych w Czarnogórze Albańczyków do głosowania na Đukanovića, który – jego zdaniem – opowiada się za europejską integracją Kosowa. Można w tym miejscu postawić retoryczne pytanie czy nie jest to przypadkiem bezpośrednia ingerencja w proces wyborczy niezależnego państwa.
Warto też wspomnieć o niemal entuzjastycznej reakcji ze strony Stanów Zjednoczonych najwyraźniej wielce zadowolonych, iż udało się im wciągnąć Czarnogórę w sojuszniczą strefę wpływów na Bałkanach. Dyrektor odpowiedzialny za ten region w Departamencie Stanu Matthew Palmer wyraził radość ze współpracy z nowo wybranym prezydentem Czarnogóry akcentując wspólnotę priorytetów oraz oferując pomoc w uzyskaniu członkostwa Unii Europejskiej. Do Unii pchają się niemal wszystkie biedniejsze kraje Europy licząc na pozyskanie unijnych funduszy. I taki kierunek preferuje też Đukanović i jego ekipa.
Tak więc aktywna polityka zagraniczna wydaje się być jednym z głównych czynników zapewniających mu poparcie ze strony wyborców. Jak twierdzi austriacki ekspert od spraw Bałkanów Florian Bieber z Uniwersytetu w Graz, „uwaga Đukanovića skoncentrowana jest wyłącznie na zagranicę”. Jak twierdzi Beiber, Đukanović jest „bardziej doświadczony i mniej ideologiczny niż inni politycy w regionie”. Dodaje też, że wyrobił sobie za granicą pozycję wiarygodnego rozmówcy zwłaszcza w stosunkach z UE i USA a poprzez utrzymywanie dobrych relacji z sąsiadami postrzegany jest jako podstawowy czynnik stabilności w regionie. Pomimo jednoznacznie prozachodniej polityki Đukanović nie dąży – w przeciwieństwie do przywódców niektórych innych krajów europejskich – do zadrażniania stosunków z Moskwą. Niedawno oświadczył, że chciałby normalnych stosunków z Rosją o ile „również ona będzie do tego gotowa”. Po tzw. aferze Skripala Czarnogóra zdobyła się jedynie na symboliczny gest usuwając tylko jednego rosyjskiego dyplomatę, podczas gdy Polska aż czterech. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia jest to decyzja zrozumiała. Odcięcie się od „europejskiej solidarności” byłoby przez UE źle odebrane. Na odmowę wydalenia rosyjskich dyplomatów mogą sobie bowiem pozwolić państwa już tkwiące w Unii, jak Grecja czy Austria, ale nie kraj dopiero starający się o członkostwo.

Rywale bez szans

Swoje zwycięstwo już w pierwszej turze Đukanović w dużym stopniu zawdzięcza swoim rywalom z których żaden nie był ani na tyle mocny ani popularny aby nie tylko wygrać wybory, lecz nawet doprowadzić do ich drugiej tury. Cztery ugrupowania opozycyjne – Front Demokratyczny, Ruch Obywatelski URA, Demokraci Czarnogóry oraz Socjalistyczna Partia Narodowa zadecydowały o wystawieniu wspólnego kandydata. Został nim niezwiązany z żadną partią, były niezależny parlamentarzysta Mladen Bojanić. Wystawiając kandydata nie mającego partyjnych konotacji a jednocześnie znanego z działalności opozycyjnej i mającego wiedzę ekonomiczną liczono na to, że zyska on poparcie wyborców niezależnie od ich politycznych preferencji. Z jednolitego frontu opoycyjnego wyłamała się natomiast Partia Socjaldemokratyczna wystawiając do wyborów swoją posłankę Draginję Vuksanović. Socjaldemokraci są jednak dość świeżą opozycją, do niedawna tworząc wraz z DPS koalicję rządową. Ponadto wspierają obecną władzę w jej poronatowskim i prounijnym kursie.
W trakcie kampanii wyborczej Bojanić, zwolennik ścisłych związków z Rosją, starał się dotrzeć przede wszystkim do twardego opozycyjnego elektoratu koncentrując się na krytyce władzy i jej kandydata Đukanovića oskarżając go m.in. klikowość, nepotyzm, korupcję i powiązania ze zorganizowaną przestępczością. Wiele z tych zarzutów jest oparte na faktach. Osoby z jego najbliższej rodziny ulokowane są na lukratywnych, dających możliwości wzbogacenia się stanowiskach, jak choćby brat Aco Đukanović. Należy on do najbogatszych ludzi w kraju i jest największym obszarnikiem. Już w 2006 r. dorobił się na prywatyzacji banków. Obecnie jest większościowym udziałowcem Pierwszego Banku Czarnogóry do którego należy wiele nieruchomości na terenie całego kraju. On sam jest właścicielem majątków ziemskich o powierzchni ponad 275 tys. metrów kwadratowych. Wzbogacił się również sam nowo wybrany prezydent. We wrześniu 2016 r. brytyjski The Independent oceniał jego majątek na 10 milionów dolarów. Wątpliwe aby przez te półtora roku znacząco zbiedniał. Oczywiście sam zainteresowany zaprzecza podobnym enuncjacjom. W momencie ujawnienia stanu jego majątku oświadczył podczas konferencji prasowej, iż nie posiada nie tylko żadnych nieruchomości ale nawet ani centa.
Do mafijnego wątku nawiązała w trakcie kampanii również Vuksanović zwracając strukturom władzy uwagę na to, że „już dość aby mafia miała głos decydujący”. Poza tym szermowała hasłem „ekonomicznego patriotyzmu” mającego jednoczyć wszystkich obywateli kraju „bez podziału na Serbów i Czarnogórców, czetników i partyzantów”.
Zarówno Bojanić, jak i Vuksanović byli zbyt słabymi konkurentami aby móc skutecznie rywalizować z Đukanovićem otrzymując odpowiednio 33,4 i 8,2 proc. głosów. Mimo o to Bojanić wygrał w trzech okręgach wyborczych a w jeszcze jednym wspólnie z Vuksanović zdobył więcej od niego głosów. Po wyborach Bojanić nie pogratulował swojemu rywalowi zwycięstwa w wyborach twierdząc, iż było ono wynikiem szantażu i nacisków. Nie uznał też swojego wyborczego wyniku za porażkę twierdząc, że jest dumny z osiągniętego rezultatu oraz zapowiedział dalszą walkę o “wyzwolenie Czarnogóry spod dyktatury Đukanovića”. Jak twierdzi portal Al Jazeera Balkans, opozycja nigdy nie przyznała się do porażki, choć – jak to precyzyjne wyliczył – było ich do tej pory 4 286 łącznie z wyborami i referendum w sprawie niepodległości.
Aby móc startować w wyborach prezydenckich niezbędne jest zebranie dokładnie 7 932 podpisów, co stanowi 1,5 proc. ogólnej liczby zarejestrowanych wyborców. Z możliwości tej oprócz czołowej trójki skorzystało jeszcze trzech kandydatów. Tylko jeden z nich, szef ugrupowania Prawdziwa Czarnogóra Marko Milačić uzyskał względnie przyzwoity wynik – 2,8 proc. głosów. Znany on jest jako zdecydowany przeciwnik przystąpienia Czarnogóry do NATO przestrzegając, że NATO dąży do militaryzacji Bałkanów. Pozostali kandydaci: lider pozaparlamentarnej Partii Sprawiedlowości i Pojednania Hazbija Kalač, kandydat Serbskiej Koalicji Dobrilo Dedeić oraz niezależny, biznesmen popierany przez Partię Zjednoczonych Emerytów i i Inwalidów Vasilije Miličković nie zdołali zebrać nawet po jednym procencie głosów. Ten ostatni okazał się swego rodzaju rekordzistą uzyskując w jednym z okręgów zero a w innym tylko jeden głos.
Brak liczących się rywali politycznych jeszcze bardziej umacnia pozycję Milo Đukanovića na scenie politycznej Czarnogóry. I choć jego konstytucyjne uprawnienia są mniejsze niż szefa rządu, to i tak wiadomo, że w polityce wewnętrznej a zwłaszcza zagranicznej to on będzie miał głos decydujący. Zatem w Czarnogórze wszystko pozostanie po staremu.

Bolesław K. Jaszczuk

Poprzedni

Mamy kasę, ale nie dla was

Następny

Przenocują za darmo

Zostaw komentarz