Czarek mieszka z matką, która sobie zupełnie nie radzi. Jest schorowana, pogrążona w depresji. Przez cztery lata żyli bez prądu. Powstał olbrzymi dług czynszowy. Ponieważ matka jeszcze trzy lata będzie czekała na emeryturę, więc jest „nieściągalna”. Wobec tego administracja wpadła na genialny pomysł, aby całym długiem obciążyć syna. Zaszantażowano go, że jeśli nie uzna całego długu w kwocie 140 000 zł, to oboje z matką wylądują w kontenerze, bo tak wygląda w ich gminie „lokal socjalny”. I mimo, że odpowiada tylko za dług od czasu osiągnięcia pełnoletności, uznał całe zobowiązanie. A tylko on pracuje i osiąga jakiś dochód. Chłopak startuje więc w życie z olbrzymim, niezawinionym przez siebie garbem. Zaproponowaliśmy upadłość konsumencką, ewentualnie jakieś pertraktacje z burmistrzem. On jednak w ostatniej chwili się wycofał ze strachu, że to mogłoby wkurzyć urzędników i trafiłby do kontenera.
Za długi czynszowe odpowiadają wszyscy dorośli domownicy solidarnie. W praktyce jednak ściąga się te długi od tych, z których się da – od tych, którzy pracują i osiągają jakieś dochody. Pani Maria jest poważnie chora. Z powodu licznych chorób (niedawno przeszła kolejną operację), ma grupę inwalidzką. Mieszkała z trójką dorosłych już dziś synów. Narósł dług, co poskutkowało eksmisją do lokalu socjalnego. Jednak dług z poprzedniego lokalu ciągnie się za kobietą. Synowie rozjechali się po Polsce i zostawili ją z tym kłopotem. Miasto st. Warszawa nie zadaje sobie trudu, aby ich poszukać i ściągnąć z nich dług, tylko uznało, że skoro matka jest na miejscu, to cały dług będzie ściągać z kobiety, która wciąż walczy ze śmiertelną chorobą. Interweniowaliśmy, prosząc o umorzenie długu. Odpisano nam, że nie ma podstaw. Wyjaśniono jej, że jak pokona nowotwór i wyzdrowieje, to będzie mogła pracować i spłacać. Samorząd ma prostą filozofię: iść po najmniejszej linii oporu i ściągać z tego, kogo można łatwo dorwać. Na współczucie, elementarną sprawiedliwość nie ma tu miejsca.
Wiele lat temu jeden z podopiecznych Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej zmarł na posterunku, pracując w ochronie. Cierpiał na bezdech i samotne stróżowanie skończyło się tragicznie. Ale musiał, bo był zadłużony. Wtedy wybuchł skandal, bo okazało się, że jego długi przeszły na kilkuletniego wnuczka. W rezultacie zmieniono przepisy, w ten sposób, że dzieci nie można już było obciążać długami dorosłych. W przypadku Czarka ten przepis nie zadziałał, bo samorząd szantażem zmusił go do uznania nie swojego długu. A człowiek, który wpada w spiralę długów, jest skazany na wieczną biedę, bo co zarobi, to mu komornik zabiera, zostawiając zaledwie płacę minimalną – i to jeśli ma szczęście i nie pracuje na śmieciówce.