Przed 20 laty zapadł wyrok eksmisji. Ale dopiero teraz, po 20 latach miasto st. Warszawy przystąpiło do jego wykonania. Sąd przyznał prawo do lokalu socjalnego matce i córce, ale odmówił tego prawa ojcu, mężowi. Gdyby rodzina zastosowała się do tego wyroku mąż i zona z dzieckiem musieliby zamieszkać osobno. Jednak prawo rodzinne mówi, że żona musi przyjąć pod swój dach męża. I nic nie stałoby na przeszkodzie przyjęciu zaproponowanego przez miasto lokalu gdyby nie fakt, że w lokalu nie ma toalety. Że jest położone na czwartym piętrze bez windy a ojciec rodziny jest inwalidą po poważnej operacji kręgosłupa i nie byłby w stanie wchodzić po schodach na czwarte piętro.
Są dwie drogi rozwiązania tego problemu. Albo miasto wskaże lokal nadający się dla tej rodziny, w ogóle spełniający normalne standardy, albo trzeba b o ustalenie, że mąż inwalida ma prawo do lokalu socjalnego i wstrzymanie eksmisji.
Pani Agnieszka jest bardzo chora (padaczka, zakrzepica, choroba układu krążenia) i utrzymuje się z zasiłku stałego z pomocy społecznej. Otrzymuje też dodatek mieszkaniowy, ale wtedy kwotę dodatku OPS odlicza od zasiłku. Jest więc skazana na życie w Warszawie za tysiąc złotych. Brakuje jej na wszystko, w tym na leki. Zwłaszcza, ze mamy maj a ona jeszcze ani razu nie wykupiła recept. Pomoc społeczna byłaby nawet skłonna zapłacić za jej leki, ale na podstawie rachunków za leki już wykupione, a kobieta nie pieniędzy żeby je wykupić. Zrobimy to więc my. Przy tego typu schorzeniach nie przyjmowanie leków oznacza bowiem zagrożenie życia.
Wybierzemy się też z panią Agnieszka do Ośrodka Pomocy Społecznej i wykażemy, że bez zwiększonej pomocy finansowej grozi jej eksmisja. Bo obecnie jest zmuszona do wybierania między opłacaniem wszystkich rachunków a jedzeniem, że o lekach nie wspomnę. Po prostu dla osoby, której stan zdrowia nie pozwala na dorabianie sytuacja, w której jest ona skazana na życie za wyłącznie 1000 zł jest nie do przyjęcia.
Osoby, które tracą mieszkanie w Warszawie, np. w wyniku licytacji są zmuszone do wyniesienia się do ościennych gmin gdzie żyją w strasznych warunkach płacąc za kąt w niemożliwym do ogrzania baraku bajońskie sumy. Taka jest sytuacja pani Józefy, której spółdzielnia zlicytowała mieszkanie. Wynajmuje ona kąt w kontenerze w Łomiankach, za który płaci 1700 zł, czyli ponad połowę swojej emerytury. Chciałaby wrócić na warszawskie Bielany gdzie mieszkała od urodzenia, ale dzielnica każe jej starać się o pomoc mieszkaniową tam gdzie jest, w Łomiankach. Odwiedziłem burmistrza Łomianek, ale ten wyjaśnił, że nie mają lokali ani gruntów gdzie mogliby postawić jakiś blok komunalny.
Kiedy narzekamy na ceny najmu w Warszawie, słyszymy, że biedni muszą się ze stolicy wynosić.