W końcu kwietnia rosyjski świat muzyczny świętował 90. urodziny Igora Ojstracha – słynnego skrzypka, u nas pamiętanego przede wszystkim jako zwycięzca pierwszego powojennego (i pierwszego w Poznaniu) II Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w 1952 roku.
Dwudziestojednoletni student Konserwatorium Moskiewskiego symbolicznie nawiązał wtedy do wcześniejszego sukcesu swego legendarnego ojca, jednego z największych skrzypków w dziejach światowej wiolinistyki – Dawida Ojstracha, który w 1935 roku podczas I Konkursu zdobył drugą nagrodę; u ojca zresztą Igor studiował, przez lata też wraz z nim występował – czy to w utworach na dwoje skrzypiec, czy też jako solista z grającą pod batutą ojca orkiestrą; kiedy już trwale ulokował się na wykonawczym Parnasie, zaczęto o ojcu i synu mówić jako o „królu Dawidzie i kniaziu Igorze”. Utwory Henryka Wieniawskiego, a także innych kompozytorów-wirtuozów tej epoki, ze szczególnym upodobaniem Igor Ojstrach grywał w młodości; już jako czternastolatek opanował II Koncert skrzypcowy Wieniawskiego, a do tego, że wyrośnie zeń prawdziwy skrzypek, wymagającego ojca przekonał domowym wykonaniem „Koncertu wojskowego” Karola Lipińskiego. Po poznańskim triumfie na całe dziesięciolecie zafascynował go Brahms, kolejna dekada upłynęła przede wszystkim pod znakiem Beethovena, lata następne należały zwłaszcza do Mozarta, jeszcze późniejsze – do Bacha; cykle recitali złożone z dziesięciu sonat skrzypcowych Beethovena, a później szesnastu dojrzałych sonat skrzypcowych Mozarta Igor Ojstrach wykonywał wraz ze swą żoną i stałą estradową partnerką, wybitną pianistką Natalią Zercałową (1930-2017) w wielu czołowych ośrodkach muzycznych świata, Bonn i Wiednia nie wyłączając, a także utrwalił na płytach. Grał też oczywiście wiele muzyki rosyjskiej – Czajkowskiego, Taniejewa, Głazunowa (pierwszy raz na koncercie symfonicznym w Moskwie usłyszałem go w 1977 roku, wykonującego podczas jednego wieczoru Koncerty skrzypcowe Czajkowskiego i Głazunowa oraz Suitę koncertową na skrzypce i orkiestrę Taniejewa), a także Prokofiewa, Szostakowicza, Kabalewskiego, Wajnberga, Chriennikowa. Z dwudziestowiecznej muzyki polskiej wykonywał niemal wszystkie utwory skrzypcowe Szymanowskiego. Wzorem ojca od 1968 roku zajmował się też dyrygenturą; z jego występów w tej roli utkwił mi w pamięci np. koncert w Moskwie w końcu 1990 roku, gdy po wykonaniu jako solista Romansów na skrzypce i orkiestrę F-dur i G-dur Beethovena świetnie poprowadził jego uwertury „Coriolan” i „Egmont”, a następnie V Symfonię.
A urządzony dwa lata wcześniej w moskiewskim Ośrodku Informacji i Kultury Polskiej wieczór „Rodzina Ojstrachów i Polska” – w którym obok Igora Ojstracha wziął udział kolejny reprezentant skrzypcowej dynastii, jego syn Walerij – prowadził i komentował przyjaciel Igora, wybitny teoretyk i historyk wiolinistyki, profesor Władimir Grigorjew (1927-1997), którego badawcze zainteresowania od lat koncentrowały się wokół kontaktów i powiązań rosyjskiej i polskiej kultury muzycznej, w tym wokół życia i twórczości bohaterów tego szkicu. Z jednej strony autor książki o Dawidzie Ojstrachu, z drugiej Grigorjew skrupulatnie badał obfite rosyjskie epizody biografii Lipińskiego i Wieniawskiego, odnalazł w Rosji nieznane utwory obu kompozytorów, opublikował o nich książki, aż wreszcie na zamówienie poznańskiego Towarzystwa Muzycznego im. Wieniawskiego napisał najobszerniejszą jak dotąd i najpoważniejszą monografię o Wieniawskim, wydaną w Poznaniu w roku 1986. Na tę krótką w tym właśnie miejscu dygresję Władimir Grigorjew zasłużył po stokroć.
*
W dwadzieścia lat po Igorze Ojstrachu (który zasiadał już wtedy w składzie konkursowego jury) Konkurs im. Wieniawskiego wygrała piętnaście lat odeń młodsza (i ona więc obchodzi w tym roku piękny jubileusz!) Tatiana Grindienko – jak niegdyś Igor studiująca w Konserwatorium Moskiewskim (choć wtedy już jako aspirantka) i jak niegdyś Igor wcześniejsza laureatka innych muzycznych zmagań, w tym w szczególności zdobywczyni IV nagrody na Konkursie im. Czajkowskiego. Ujmująca nie tylko swą grą, ale i urodą i wdziękiem, swoją artystyczną karierą pokierowała jednak później Grindienko zupełnie niż Igor Ojstrach inaczej – i to nad wyraz niebanalnie.
W 1972 roku bowiem na poznański konkurs pojechała – jak mi sama opowiadała w dłuższym wywiadzie już w roku 1992 – raczej przypadkowo: powodowana (o czym za chwilę) nowymi zainteresowaniami, sama o ten wyjazd się nie ubiegała, gdy jednak stosowne komisje nie znalazły nikogo odpowiedniego, otrzymała w tej sprawie coś w rodzaju polecenia służbowego. Za niesubordynację groziła jej utrata aspiranckiego etatu; z drugiej strony miała nadzieję, że po wyrażeniu zgody przestanie być traktowana jako artystka „niewyjezdna”, czyli taka, której nie wypuszcza się za granicę (skądinąd o powodach, dla których tak ją zakwalifikowano, nie miała najmniejszego pojęcia). Do Poznania więc ostatecznie wyruszyła – i stanęła tam na najwyższym podium (status „niewyjezdnej”, choć momentami liberalizowany, uległ jednak zasadniczej zmianie dopiero po latach); poznański pobyt w jej biografii odegrał też dużą rolę jako źródło nowych doznań kulturowych, włączając w to sferę religii. Po powrocie do Moskwy powróciła do swych ówczesnych fascynacji muzyką rockową, a także przez dziesięć lat kierowała chórem w jednej z moskiewskich cerkwi. Przy tym wszystkim jednak ostatecznie zwyciężyły dwie pasje: muzyka dawna oraz muzyka współczesna. Co do tej pierwszej, Grindienko w 1982 roku założyła kameralny zespół smyczkowy Akademia Muzyki Dawnej, który szybko wspiął się na wykonawcze wyżyny i rozwinął żywą działalność koncertową. W sferze zaś wykonawstwa muzyki współczesnej Grindienko niebawem stała się postacią niemal ikoniczną, czego dowodem były choćby pisane z myślą o niej i jej dedykowane nowe dzieła kompozytorów tak sławnych, jak Alfred Sznitke, Luigi Nono czy Arvo Pärt. Jako taką podziwialiśmy ją np. na Warszawskiej Jesieni 1978, gdy brała udział w wykonaniach Concerto grosso na dwoje skrzypiec Sznitkego i „Tabula rasa” na dwoje skrzypiec, orkiestrę i preparowany fortepian Pärta, w których to kreacjach towarzyszył jej wspaniały Gidon Kremer – pierwszy jej mąż, zresztą uczeń Dawida Ojstracha, z którym oboje pozostawali w bliskich stosunkach. Z jej występów w repertuarze dwudziestowiecznym w Moskwie po dziś dzień wspominam porywającą interpretację Koncertu skrzypcowego Nikołaja Rosławca, jednego z czołowych twórców rosyjskiej awangardy lat dwudziestych, którą słyszałem w czasie festiwalu Moskiewska Jesień 1989. Od kilku dziesięcioleci szczególnie bliska i owocna współpraca łączy Grindienko z jej obecnym małżonkiem – Władimirem Martynowem, bezsprzecznie jednym z najciekawszych i najwybitniejszych współczesnych kompozytorów Rosji, też o ciekawej biografii, od połowy lat siedemdziesiątych hołdującym przede wszystkim estetyce minimalistycznej, z wyraźnymi przy tym nawiązaniami do twórczości dawnej i folkloru oraz z wyraźnym akcentem na duchowy, często o misteryjnym charakterze wymiar muzyki; kompozycje Martynowa często grywa wyłoniony przez Grindienko w 1999 roku z Akademii Muzyki Dawnej, a specjalizujący się w twórczości współczesnej zespół OPUS POSTH.
*
A o Henryku Wieniawskim w Rosji wciąż się pamięta. Jednym z ostatnich spektakularnych tego przejawów było odsłonięcie w Moskwie w 2006 roku, z inicjatywy naszego Instytutu Adama Mickiewicza i Ambasady RP, okazałej pamiątkowej tablicy na fasadzie pałacyku przy bulwarze Rożdiestwienskim 12, niegdyś własności słynnej mecenaski Czajkowskiego Nadieżdy von Meck, w którym to gmachu Wieniawskiego, wciąż niestarego, lecz steranego chorobami i trybem życia, 31 marca 1880 roku zabrała śmierć…