Na spotkaniu Rady Sklerotyków zastanawialiśmy się ostatnio nad przyczynami wyraźnie pogarszających się stosunków między naszymi głównymi partiami politycznymi, których czołowi przedstawiciele mówią o przeciwnikach, używając coraz mniej uprzejmych określeń. Doszliśmy do wniosku, że praprzyczyną tej werbalnej wojny jest zwykła zazdrość o wyniki wyborów, pozwalające na przejęcie ukochanej władzy. Ale nie tylko o to. Tak się ułożyło, że przywódca obecnej opozycji jest przez swoich wielbicieli uważany za wzór inteligencji, godny uwielbienia i naśladownictwa. W ich opiniach i odczuciach przywódca konkurencji nie ma takich zalet. To, że mimo ich braku znajduje poparcie w kraju, zna języki i jest lubiany w większości krajów Europy i w „aparacie” Unii Europejskiej – jest po prostu błędem historii.
Wszystko kiedyś było
Zdaniem sklerotyków zazdrość występuje też po drugiej stronie politycznej barykady. Dotyczy ona głównie „prezesa wszystkich prezesów”. Obywatele, zgrupowani w obecnych partiach władzy, nie mogą zrozumieć zależności działaczy i członków partii odwołującej się do „prawa i sprawiedliwości,” od ich głównego szefa. Uznają go za nieomylnego, krystalicznie uczciwego i odpornego na wszelkie pokusy, kierującego się tylko interesem państwa i poprawą bytu obywateli.
Zazdrość o taką wyjątkową charyzmę sięga głęboko w szeregi partii politycznych. U „swoich” wzmacnia uwielbienie wodza, a u „wrogich” zaostrza krytycyzm i zbliża opinie do granic śmieszności.
Sklerotycy są odporni na oba rodzaje reakcji. Ostrzegają tylko – Panie i Panowie, to wszystko już było, a w XX wieku tak się nawarstwiło, że na naszych spotkaniach nazywamy go „wiekiem dyktatorów”.
Pewien dodatkowy obraz historycznego znaczenia dyktatorów, lub – łagodniej – dłużej „panujących autokratów”, dają informacje o zakończeniu ich ziemskiej egzystencji. Adolf i Benito marnie skończyli, Adolf popełnił samobójstwo i kazał się spalić na tle przegrywającej wojnę III Rzeszy i upadającego Berlina, Benito po śmierci powieszono za nogi, traktując to jako zemstę, a zarazem atrakcję dla „gawiedzi”. Józefa eksmitowano ze sfery zaszczytnych grobowców w Moskwie, do sfery drobnomieszczańskiej. Z ważnych dla świata dyktatorów XX wieku, właściwie tylko Francisco Franco został pochowany po śmierci w 1975 roku w specjalnie wybudowanym mauzoleum w Dolinie Poległych. Spory o przeniesienie jego zwłok do rodzinnego grobu w Madrycie, trwały 40 lat. Dopiero w 2018 roku podjęto i wykonano taką decyzję rządu. To zresztą świadczy o tym, że rządy dyktatorskie mają wielu zwolenników niemal wojskowej dyscypliny i z reguły znajdują poparcie religijnych hierarchii. Trudno się dziwić, bo niemal każda kościelna administracja, też jest organizowana na autokratycznych zasadach.
Władza czy pieniądze
W dalszej dyskusji o zazdrości, jako podstawy dążeń i zmian politycznych, Sklerotycy starali się ocenić, czy podłożem tych zbiorowych odczuć są pieniądze, czy urok posiadania i wykorzystywania władzy. Doszliśmy do wniosku, że wprawdzie oba te podłoża występują w praktyce i w dużym stopniu zależą od osobistych predyspozycji, ale przewagą mają jednak pieniądze. Klinicznym przykładem były zdarzenia w ostatnich miesiącach. Większość polityków, którzy po przegranych wyborach traciła prestiżowe stanowiska, postanowiła szukać finansowego pocieszenia w europejskim parlamencie. Prestiż niemal tylko towarzyski, bo władza zerowa. Ale pensje z dodatkami wyższe niż w kraju. No i zajęcia bardziej odpoczynkowe.
Ale, jak już wspomniałem, głębokie źródło zazdrości zależy w znacznym stopniu od charakteru osoby cierpiącej na tą dolegliwość. Są jednostki, dla których mamona jest wyraźnie mniej ważna, niż władza I związana z nią czołobitność otoczenia.
Narkotyk
Nasz autokrata dowodzący poprzednią ekipą rządzącą, jest przykładem człowieka, dla którego władza jest narkotykiem. Jak ją traci, to gorzej się czuje i zaczyna być starszym panem, wygłaszającym coraz mniej zrozumiałe przemówienia, ale za to bardziej wyraźnie wskazujące tych, którym zazdrości i którzy zabrali mu ukochane zabawki. Władza ograniczona do „własnej” partii politycznej i bezpartyjnych wielbicieli, to już nie to samo, co władza obejmująca cały kraj. Teraz na spotkania przychodzą także ludzie niesympatyczni, zadający złośliwe pytania, niewykrzykujący z uwielbieniem jego imienia. Zmniejsza się liczba pań wycierających fotele, na których zechce usiąść i przygotowujących wyszukane poczęstunki. Zmniejsza się też liczba proszących o życiowe porady i o bardziej dochodowe miejsca pracy. Bo też i możliwości tego autokraty stały się mniejsze.
Zazdrość jest uczuciem znanym ludzkości od czasów wspólnoty pierwotnej. Podobno znają to uczucie wszystkie bardziej rozwinięte ssaki, poczynając od towarzyszących nam od wieków psów i kotów, a kończąc na delfinach. Małe dziecko bywa zazdrosne o lepsze zabawki, potem o lepsze stopnie w szkole, potem o ładniejsze koleżanki, a w końcu o kochanki i żony (albo kochanków i mężów). Ale w średnim wieku dochodzi właśnie zazdrość o pozycję społeczną. Dlaczego on awansuje tak szybko, a ja nie? Dlaczego ludzie go lubią, a ja muszę się umizgiwać, aby zdobyć ich poparcie? Dlaczego on jest wymieniany jako dobry kandydat do wszystkiego, a moja kandydatura jest zawsze obciążona licznymi wątpliwościami.
Czy zazdrość w polityce kiedyś zaniknie? Moim zdaniem – nie. Jest ona – w pewnym sensie – nosicielem postępu, bodźcem podejmowania nowych działań, poprawiających pozycję w nieustannym wyścigu do społecznego uznania. Ale – i piszę to bez złośliwości – naturalnymi hamulcami w tym wyścigu są wiek i zdrowie. Człowiek się starzeje i albo on traci chęć do wyścigu, albo „społeczna widownia” ma dosyć jego wysłuchiwania i oglądania. A zakłócenia zdrowia mogą ten proces przyspieszyć.