4 maja 2024

loader

Znaczenie i skutki gentryfikacji

Publikujemy fragment książki pt. „Uszlachetniając przestrzeń. Jak działa gentryfikacja i jak się ją mierzy”, która ukazał się właśnie staraniem wydawnictwa „Książka i Prasa”.

Gentryfikacja, jeden z najważniejszych procesów towarzyszących reurbanizacji, w znaczący sposób wpływa na współczesne ośrodki miejskie. Jej wielowymiarowy charakter, jako zjawiska powiązanego ze społecznym, przestrzennym i ekonomicznym komponentem systemu miejskiego, skutkuje przemianami prowadzącymi do zróżnicowanych ocen tego zjawiska.
Gentryfikacja na ogół postrzegana jest negatywnie – zwłaszcza przez przedstawicieli lewicy, ruchów miejskich i badaczy reprezentujących podejście produkcyjne. Jest to zgodne z pierwotną definicją i ironiczną nazwą procesu odpowiedzialnego za klasową sukcesję zdegradowanych sąsiedztw. Wielu badaczy gentryfikacji podkreśla jednak jej większą złożoność. Uogólniając wyniki ich analiz, można wskazać na powszechną zgodę co do pozytywnej oceny wpływu gentryfikacji w aspekcie przestrzennym jako procesu poprawiającego stan techniczny środowiska zbudowanego. Negatywną ocenę wywołują konsekwencje społeczne, co związane jest z wpływem na dekompozycję lokalnych społeczności oraz wypieraniem z obszarów poddanych gentryfikacji gospodarstw domowych o najniższych dochodach. Mniej ujednolicone i wyraziste są oceny „uszlachetniania” pod względem jego skutków ekonomicznych, czyli tego na ile zwiększa rzeczywisty poziom dobrobytu w sąsiedztwie. Zestawienie przykładowych, pozytywnych i negatywnych następstw gentryfikacji przedstawia tabela.

tabelka

Jednym z najbardziej pozytywnych spośród wskazywanych w literaturze przedmiotu skutków gentryfikacji jest przyciąganie do zdegradowanych sąsiedztw zamożniejszej i aktywniejszej zawodowo części populacji. Chodzi szczególnie o reprezentantów tak zwanej klasy kreatywnej, do której zaliczyć można naukowców, inżynierów, artystów estradowych, aktorów, projektantów, architektów, pisarzy, wydawców, postaci świata kultury, analityków, a także profesjonalistów z sektorów high-tech, przedstawicieli usług finansowych, prawników, pracowników ochrony zdrowia oraz biznesmenów, którzy „zajmują się twórczym rozwiązywaniem konkretnych problemów, korzystając z rozległej wiedzy”. Przedstawiciele tej grupy zdaniem Mateusza Błaszczyka i Michała Cebuli w największym stopniu „generują wzrost gospodarczy w swoim miejscu zamieszkania”, a w opinii Macieja Cesarskiego, mogą być uznani za wręcz „przewodnią” klasę gentryfikacji.

Klucz kreatywności

Jak pisze Małgorzata Rogowska: „kreatywność rozumiana jest w najszerszym ujęciu jako twórcza postawa, proces umysłowy, pociągający za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji lub skojarzeń, powiązań z istniejącymi już ideami i koncepcjami”. Sprzyjać ma to budowaniu przewagi konkurencyjnej oraz wspieraniu kompleksowego rozwoju „kreatywnych” miast. „Koncepcja kreatywnego miasta koncentruje się silnie na potencjale tzw. przemysłów kreatywnych. Przedsiębiorstwa i określone rodzaje działalności ludzkiej tworzą branże przemysłów kreatywnych określanych mianem gospodarki kreatywnej. Przemysły kreatywne zostały wyodrębnione z sektora przetwórstwa i sektora usług na podstawie własności intelektualnej. Przemysły kreatywne w szerszym sensie oznaczają branże i rodzaje działalności, które generują każdy rodzaj własności intelektualnej. Obejmują one przemysły kultury i przemysły nauki. W pierwszym ujęciu oznaczają indywidualną kreatywność łączoną z produkowaniem i komercjalizacją oraz dystrybucją i sprzedażą produktów kulturalnych. Są to różne formy projektowania i wzornictwa, dziedziny sztuki, w tym kultura wysoka, działalność medialna i różne formy reklamy, rzemiosło artystyczne, turystyka kulturowa”6.
Pobudzaniu kreatywności służyć ma w myśl zarysowanej powyżej koncepcji przemyślana polityka publiczna, zaprogramowana na kształtowanie otwartego i zróżnicowanego klimatu społecznego, stymulowanie rozwoju przedsiębiorczości, czy tworzenie powiązań sieciowych i szeroko rozumianej infrastruktury, włącznie z ułatwiającą wymianę idei infrastrukturą kulturalną. Za modelową strategię rozwoju miasta kreatywnego uchodzi w tym zakresie rewitalizacja Bilbao, baskijskiego miasta postrzeganego w latach 80. XX w. jako podupadły ośrodek przemysłowy o wysokim poziomie przestępczości. Jego rewitalizacja, kojarzona z tak widowiskowymi inwestycjami jak filia Muzeum Guggenheima, prowadzona była w myśl założeń obejmujących: (1) wdrożenie postindustrialnej wizji miasta; (2) odmianę jego wizerunku (lepsze, ładniejsze, kreatywne miasto), (3) agresywne kampanie place-making związane z wdrażaniem monumentalnych budynków-ikon projektowanych przez tak zwanych starchitektów, w tym laureatów nagrody Pritzkera: Franka Gehry’ego i Normana Fostera, (4) koncentrację na regeneracji śródmieścia jako wizytówki miasta, (5) oparcie strategii rewitalizacji na sztuce, kulturze i rozrywce (tak zwana leisure economics – ekonomia czasu wolnego), (6) oraz nowy system zarządzania miejskiego (urban governance),zwiększający rolę miejskich agencji, w tym współpracy z podmiotami komercyjnymi w oparciu o zasadę partnerstwa publiczno-prywatnego[8]. Sukces strategii Bilbao zainspirował próby imitacji jego wzorca rozwojowego na całym świecie, w tym wydatnie przyczynił się do międzynarodowej mody na rozwijanie infrastruktury kulturalnej. Jak pisze Deyan Sudjic, „każdy teraz chce mieć ikonę. Każdy chce architekta, który zapewni to, co Gehry zrobił dla Bilbao (…). Muzeum jest typem budynku najbardziej podatnym na ten pęd, ponieważ najłatwiej nim manipulować”.

Korzyść nie dla wszystkich

Wyniki badań autorstwa Błaszczyka i Cebuli pokazują, że korzystanie z infrastruktury kulturalnej miasta, zwłaszcza w jej bardziej wyrafinowanych przejawach identyfikowanych z kategorią „kultury wysokiej”, jest charakterystyczne dla osób lepiej sytuowanych. Klasowego wymiaru korzystania z infrastruktury miast kreatywnych dowodzi, że aż dwie trzecie osób zarówno samodzielnie diagnozujących swój status materialny jako niski („żyjemy bardzo biednie i skromnie”), jak i określanych tak w myśl „zewnętrznej” klasyfikacji statusu społecznego, należy do kategorii konsumentów kultury określanych przez tych badaczy jako osoby „wypisane z kultury”. Osoby o tym statusie wcale nie są przy tym bierne, jak jednak zauważają badacze, swoje potrzeby realizują na marginesie oficjalnego systemu kulturalnych instytucji. Świadczy to bez wątpienia o klasowym wymiarze miejskiej polityki kulturalnej, uprzywilejowującej lepiej uposażone warstwy społeczne. Lokowanie infrastruktury kulturalnej niekoniecznie służy poprawie sytuacji bytowej dotychczasowej ludności, czy wręcz przeciwnie, może stanowić przejaw zaawansowanej gentryfikacji i sprzyjać klasowej segregacji przestrzeni. Krytykę budzi ogromna popularność tak zwanej starchitektury. Wyścig na tworzenie architektonicznych ikon nie tylko nadwyręża miejskie budżety, ale i zdaniem krytyków tego podejścia tworzy w rzeczywistości powtarzalną, niefunkcjonalną architekturę. Architektura ta poświadcza raczej peryferyjną zależność inwestycji opartych o imitacyjny model modernizacji, mający na celu przeszczepienie wzorca rozwojowego przy lekceważeniu lokalnych uwarunkowań społeczno-ekonomicznych. Lekceważy też kontekst przestrzenny, wobec czego Rem Koolhaas mówi wręcz o zasadzie… „pieprzenia kontekstu”. Jak drwiąco zauważa Deyan Sudjic, unikalne w założeniu budynki projektowane są właściwie przez wąską grupę tych samych pracowni architektonicznych, których szefowie notorycznie wpadają na siebie na lotniskach na całym świecie. Starchitektura „odpowiada za marketing nowej przestrzeni inwestycyjnej, odciąga uwagę potencjalnej krytyki społecznej, skupiając opinię publiczną na zagadnieniu formy estetycznej oraz umożliwia bezpieczną akumulację nadwyżki kapitału w przynoszącej bezpośrednie zyski nieruchomości”. Próby takiej imitacji „efektu Bilbao” wykorzystuje zwłaszcza Fundacja Guggenheima, swoje muzea prowadząca także w Abu Dhabi, Nowym Jorku i Wenecji, projektująca kolejne w Helsinkach, a dawniej obecna również w Berlinie i Las Vegas.

Biednym wstęp wzbroniony

Jak podaje Małgorzata Rogowska, gentryfikacja prowadzi do zmiany charakteru poddawanego jej obszaru. Często różnicuje swoje skutki w odniesieniu do dotychczasowych mieszkańców danego sąsiedztwa i ludności napływowej. Nowa kultura zamieszkania danej okolicy, określany w jej ramach „sposób postępowania, określone wzorce zachowania i styl życia [mogą być trudne] do zaakceptowania dla dotychczasowych lokatorów, dlatego szczególnie istotna jest odpowiednia polityka rewitalizacyjna (…) mająca zatrzymać niechciane przeprowadzki”[16]. Obrazem negatywnej percepcji tego procesu jest opinia Harolda Wallace’a, „pierwotnego” mieszkańca nowojorskiego Harlemu, dawnej dzielnicy zdegradowanej i czarnej enklawy na nowojorskim Manhattanie. Obszar ten od kilku dekad poddawany jest intensywnej gentryfikacji, co jego mieszkaniec opisuje następującymi słowami: „Biali stają się miejskimi pionierami. Jest to jednak inna odmiana pionierów. Żyją tym swoim śmiałym życiem. Ale wtedy ich placówka jest już tuż za rogiem. Naciskają guzik i ta przeklęta policja zjawia się tutaj bez powodu. Oczywiście pojawiają się parki. Są nowe połączenia transportowe, autobusy zaczynają tutaj przyjeżdżać. Przejmują nieruchomości takie jak ta. Zamierzają zrobić z Harlemem to, żeby nie był on już nigdy więcej tym samym Harlemem”.

Dzielić i mieszać

Oprócz ryzyka wymiany ludności, skutkiem gentryfikacji jest niewątpliwe (zwłaszcza w fazie pionierskiej) zwiększenie zróżnicowania społecznego ludności poddanego temu procesowi sąsiedztwa. Rozumiane w ten sposób zwiększanie heterogenicznej kompozycji społecznej jest klasyczną koncepcją w obrębie studiów miejskich. Zapoczątkował ją nurt krytyki „urbanistyki buldożerów” – odrzucanej współcześnie w większości państw rozwiniętych strategii regeneracji zdegradowanych sąsiedztw, która zakładała zamianę dzielnic nędzy w racjonalnie (czyli odgórnie) zaplanowane formy osiedleńcze. Strategia ta, krytykowana jako klasistowska i rasistowska (uprzedmiotawiała mniej zamożne mniejszości etniczne), oraz zwyczajnie nieefektywna (nieelastyczne programowanie nie odpowiadało specyficznym potrzebom wykluczonej ludności), przeciwstawiona została podejściu akcentującemu pozytywną rolę różnorodności, zwiększającemu funkcjonalność i bezpieczeństwo poszczególnych sąsiedztw oraz umożliwiającemu poprawę statusu ekonomicznego dotychczasowej ludności. To ostatnie łączone było z aktywizacją obywatelską ludności, promocją obywatelskiej partycypacji, czy nawet nieformalnych działań związanych z kształtowaniem środowiska zbudowanego.
Jak pokazują jednak badania gentryfikowanych sąsiedztw oraz efektów strategii mieszania społecznego (social mixing), wspieranych od lat przez inicjatywy z zakresu polityki publicznej, dowody na pozytywne następstwa tego typu mieszania i podnoszenie w jego wyniku statusu ekonomicznego ogółu ludności są niewielkie. Co więcej, wykazano do tej pory, że mieszanie zwiększa napięcia wynikające przede wszystkim z ekonomicznych, społecznych i kulturowych różnic między mieszkańcami, które nie pojawiają się w bardziej homogenicznych społecznościach. Gentryfierzy i wcześniejsza ludność korzystają z innych punktów usługowych, wybierają inne środki transportu, a ich ścieżki rzadko się przecinają, chociaż osoby te zamieszkują te same sąsiedztwa. Mieszanie społeczne nie prowadzi do tworzenia nowych więzi i identyfikacji przecinających podziały klasowe, jest też strategią jednokierunkową, niestosowaną w zamożniejszych sąsiedztwach. Jak ironicznie zauważył Neil Smith, apel o zwiększanie różnorodności „nie jest skierowany do walijskich górników węgla, bawarskich rolników czy bretońskich rybaków. Apel o powrót ludzi do miast jest zawsze egoistycznym apelem na rzecz tego, by klasa średnia i wyższa klasa średnia odzyskały kontrolę nad politycznymi i kulturalnymi gospodarkami, a także nad geografią największych miast. Badanie symptomatycznej ciszy towarzyszącej temu kto ma być sprowadzony z powrotem do miast, odkrywa związaną z tym apelem politykę klasową”.

Miejski rewanżyzm

Gentryfikacja nie jest zatem procesem neutralnym, a nawet więcej, prowadzi do zjawiska opisywanego przez tego autora jako „miejski rewanżyzm”. Nazwa ta stanowi analogię do określenia prawicowego ruchu reakcyjnego w XIX-wiecznej Francji, złożonego z przedstawicieli klas średnich, atakujących reprezentantów klasy robotniczej uczestniczących w pokonanej Komunie Paryskiej. Gentryfikacja w swoim rewanżystowskim wymiarze w bardziej zaawansowanych stadiach na podobieństwo teorii rasistowskich racjonalizuje segregacyjne praktyki w przestrzeni oraz pozwala przedstawiać cały proces jako nieunikniony. W opinii Smitha ludność niechcianą, czyli niepasujących do zgentryfikowanego krajobrazu „roszczeniowych” tubylców opisuje się w ramach rewanżystowskiego dyskursu w podobnych kategoriach do amerykańskich, rdzennych mniejszości etnicznych. Miały one wymagać „ucywilizowania”, jak eufemistycznie określano eksterminację ludów rdzennych, zakłamywaną poprzez tryumfalistyczną retorykę kolonializmu, mówiącą o wspomaganiu rozwoju „niższych rasowo” kultur. Samo określenie miejskiego pioniera przywołuje zresztą w amerykańskim kontekście skojarzenie pierwszych osadników na amerykańskim „Dzikim Zachodzie”, dokonujących ludobójstwa ludów rdzennych. Oprócz praktyk dyskursywnych kształtowanych przez media, doktryna rewanżystowska zakłada też konieczność ujarzmiania oraz „cywilizowania” „dzikiego” miasta na podobieństwo „haussmannizacji” Paryża w XIX w. Sprzyja temu rozwijanie mechanizmów miejskiej kontroli, włącznie z rozbudowanymi systemami monitoringu przemysłowego i dyscyplinującymi meblami miejskimi, które niekiedy wymuszają wręcz określone sposoby zachowania. Miejski rewanżyzm sprzyja zatem, by użyć określenia Stephena Grahama, „nowej, zmilitaryzowanej urbanistyce”.

Instytucjonalizacja nierówności

Jakkolwiek upowszechniająca się na całym świecie gentryfikacja staje się procesem coraz bardziej zinstytucjonalizowanym, zyskującym wsparcie władz publicznych w ramach neoliberalnych strategii polityki miejskiej[26], nie sprzyja ona odnowie miast, a jedynie pogłębianiu społecznych nierówności. Andy Merrifield proponuje wręcz koncepcję miast pasożytniczych i generatywnych, w myśl której dwubiegunowa urbanizacja prowadzi do tworzenia postindustrialnych enklaw bogactwa na globalnej Północy i wykorzystywanych przez nie jako tanie ośrodki produkcji przemysłowej enklaw biedy ulokowanych na światowym Południu. Zależność między tymi rodzajami miast ma charakter pasożytniczy, a rzeczywista generatywność nie polega w ujęciu Merrifielda na postindustrialnym rozwoju i „innowacjach”, ile raczej wytwarzaniu realnej produkcji, rzadko spotykanej w ośrodkach pasożytujących na jej owocach dzięki uzyskanej w przeszłości przewadze kapitałowej. Autor ten przyznaje zarazem, że relacja pasożytnicza obok skali globalnej następuje również w wymiarze poszczególnych metropolii, zgodnie z wielopoziomowym ujęciem teorii rozwoju nierównego geograficznie. Gentryfikacja daje się w myśl tego paradygmatu wpisać we wzorzec pasożytniczej urbanizacji.
Gentryfikacja jest postrzegana w zależności od usytuowania klasowego. Dla klasy średniej, przedstawicieli branży nieruchomości i polityków stanowi środek walki z degradacją przestrzeni zurbanizowanej, szansę na wzrost wpływów podatkowych i „kreatywne” uatrakcyjnianie przestrzeni. Dla biednych niesie natomiast za sobą wzrost kosztów życia, destrukcję więzi społecznych i ryzyko eksmisji.

Autor jest politologiem i urbanistą. W 2015 r. publikował książkę „Lewactwo. Historia dyskursu o polskiej lewicy radykalnej”.

trybuna.info

Poprzedni

Stoch nie odpuszcza

Następny

Bruk-Bet bez Michniewicza