Zostaniesz uwzględniony w raporcie Biblioteki Narodowej, z którego wynika, że Polska to praktycznie niemal kraj analfabetów.
W tym całym raporcie Biblioteki Narodowej na temat tego, że Polacy nie czytają warto zwrócić uwagę na w ogóle szerzej niekomentowany, a bardzo skandaliczny, fragment, w którym Biblioteka Narodowa wyjaśniając wyniki własnych badań stwierdza sama, że istnieje: „niewielkie przełożenie czytania książek w dorosłym życiu na powodzenie na rynku pracy”…
Ta opinia wyrażona przez taką instytucję nie jest przypadkowa. Tak samo uczy się w szkołach, gdzie dzieci uczy się zapamiętywania fragmentów streszczeń i fragmentów z fragmentów, a potem wypełniania testów zgodnie ze świętym i jedynym kluczem. Jak w scenie z „Wojny Polsko-Ruskiej”, gdzie Pani każe pisać tylko na temat i tylko zgodnie z jedną wersją, a cała szkoła ostatecznie uczy dziecko głównie tego, że ma być ciche, grzeczne, nie podskakiwać i być posłusznym niewolnikiem.
I to chyba tylko w Polsce „Biblioteka Narodowa” może głosić, że zdolność przeczytania książki i ćwiczenia się w czytaniu nie ma później wpływu na powodzenie na rynku pracy…
To o jakim rynku pracy my teraz mówimy?
I czy to dobry rynek?
Polski system edukacji uczy wyłącznie przystosowania i karmi społeczeństwo bzdurami o dostosowaniu do wyobrażonego „rynku pracy” i wymagań przedsiębiorców, jakby były słowem świętym i wiecznie trwałym-niezmiennym. A wielce światli przedsiębiorcy w polskim biedakapitalizmie – gdzie ceni się przede wszystkim taniość człowieka – faktycznie chcą mieć za pracownika niewykształconego, ogłupionego i pozbawionego wiedzy na temat świata człowieka, który tym łatwiej da się okradać i który nigdy nie zakwestionuje ani jego zarządzania, ani jego władzy, ani polityki rządu, czy systemu podatkowego.
Z jednej strony tyrania biedarynku, a z drugiej państwowo-szkolna walka z tym co „nieużyteczne” dla właściciela.
Wprost idealna „symbioza”.