Mam nadzieję, że przez rozpoczynającą się kadencję uda mi się przekonać wyborców, że Marcin Kulasek to nie „poseł od 9 tysięcy”, ale dobry parlamentarzysta z Olsztyna
– mówi Marcin Kulasek w rozmowie z olsztyńską „Gazetą Wyborczą”.
Jest pan debiutantem, a już bardzo rozpoznawalnym. Spodziewał się pan, ze poseł może tak szybko i łatwo stać się gwiazdą mediów?
W Sejmie zasiadam po raz pierwszy, ale w życiu publicznym jestem obecny od wielu lat: w regionie jako radny sejmiku, w kraju – jako sekretarz generalny SLD. Mam nadzieję, że choć w części moja rozpoznawalność wynika z tego, co robiłem do tej pory jako radny i polityk SLD, a nie z wypowiedzi, która trafiła na pierwsze strony gazet. Mam też nadzieję, że przez rozpoczynającą się kadencję uda mi się przekonać wyborców, że Marcin Kulasek to nie „ten poseł od 9 tysięcy”, ale dobry parlamentarzysta z Olsztyna.
Więc jak to było z wypowiedzią? Ale powiedział pan te słowa, czy nie? A może źle się wyraził? TVP będzie to wypominała miesiącami…
Media będą pewnie długo przywoływać tę wypowiedź. Takie ich prawo. Moje słowa zostały wyrwane z kontekstu i przedstawione jako narzekanie na niskie wynagrodzenie. A to nie jest prawda, bo powodów do narzekań jako posłowie po prostu nie mamy. W przyszłości będę na pewno autoryzował wszystkie wypowiedzi i bardziej dbał o to, by były precyzyjne.
Czyli powiedział pan, że…
Brakuje mi aneksu kuchennego w pokoju w hotelu sejmowym, ponieważ chciałbym sobie ugotować obiad. A gdybym chciał codziennie jeść śniadanie, obiad i kolację w restauracjach w Warszawie, to by mi nie starczyło uposażenia poselskiego.
To jak to w końcu jest – można się w Warszawie utrzymać za 9 tys. zł? Jednak mówiąc, że za 9 tys. trudno się stołować na mieście chyba pan przesadził… Przywodzi to na myśl wspomnienie o tzw. „lewicy kawiorowej”.
9 tys. miesięcznie to bardzo dużo. Wiem, ile zarabia moja żona w urzędzie. Poselskie zarobki to trzy razy tyle. Dla nas naprawdę dużo. Jedzenie na mieście to trochę luksus. Wolałbym go uniknąć. Większość z nas gotuje w domu, myślę, że fajnie byłoby, gdybym mógł sobie zrobić obiad w hotelu sejmowym. To nie jest narzekanie. A tym, co powiedziałem, chciałem zwrócić uwagę, że ta sama pensja w Warszawie to nie ta sama pensja w Olsztynie. W stolicy wszystko jest droższe, a przecież mieszka tu mnóstwo ludzi, którzy zarabiają mało. Ja ze swojego wynagrodzenia mogę tu się swobodnie utrzymać, ale emeryt czy rencista albo pracownik budżetówki może już mieć z tym problem.
A tak poważniej. Obecne uposażenie posłów uważa pan za odpowiednie? Ludzie jednak nie chcą, żeby posłowie zarabiali więcej. Poza tym macie przywileje: kilometrówki, darmowe przejazdy i przeloty…
Sejm zapewnia posłom dobre, godne warunki sprawowania mandatu. Uposażenie poselskie i dieta są wysokie. Dają możliwość swobodnego utrzymania się – zarówno w Warszawie, jak i poza nią. Jako posłowie dużo jeździmy po Polsce: do okręgu wyborczego, do Warszawy, na spotkania w różnych częściach Polski. Darmowe przejazdy i przeloty bardzo w tym pomagają. Wspierają nas też biura poselskie i pracownicy, których możemy w nich zatrudnić. Posłowie nie mają powodów do narzekań.
Może jednak w tym co pan mówi jest doza populizmu. Są poważne głosy, że po obniżkach wprowadzonych przez PiS poselskie uposażenie jest stosunkowo niskie. Efektem może być to, że posłowie są bardziej podatni na korupcję, lobbing, a i ludzie z kwalifikacjami zwyczajnie omijają politykę.
Nie ma tu populizmu. Jeśli spojrzymy na stosunek uposażenia poselskiego do średniego wynagrodzenia, to okazuje się, że nasze uposażenie jest gdzieś w środku europejskiej stawki. Jest w porządku. Przy polskiej specyfice tworzenia prawa, gdzie bez poparcia rządu uchwalenie ustawy jest w zasadzie niemożliwe, nie rodzi to ryzyk korupcyjnych. Tych raczej szukałbym u urzędników, którzy za niezbyt wygórowane pensje przygotowują projekty ustaw i rozporządzeń w ministerstwach. Każdy z posłów zresztą ma wybór: jeśli ktoś uważa, że może zarobić więcej, ma prawo być posłem niezawodowym. Wtedy jest wprawdzie mniej czasu na pracę w okręgu czy w komisjach, ale można zarobić dowolne pieniądze na rynku.