Donald Tusk ogłosił, że mieszkanie jest prawem, a nie towarem. Zapowiedział, że po wyborach Platforma Obywatelska wprowadzi kredyt oprocentowany na zero procent i to w dodatku bez marży banku.
Oprócz tego najemcy mogą też liczyć na 600 złotych dopłaty do czynszu. W ten sposób PO przelicytowało podobną propozycję rządową polegającą na zagwarantowaniu kredytu hipotecznego w wysokości dwóch procent. Oba programy wyglądają, jakby były pisane na zamówienie deweloperów i banków. Ceny nieruchomości po dwóch szaleńczych latach przestały wreszcie rosnąć. Większość mieszkań kupują dzisiaj bardzo zamożni Polacy za gotówkę pod inwestycję. Zwykli ludzie na tym rynku nie mieli czego szukać.
Teraz rząd i Platforma chcą znowu odkręcić szeroko kurek z kasą. Nie trzeba być geniuszem ekonomii, żeby wiedzieć, że gdy popyt na coś rośnie – a nie rośnie podaż, to cena idzie do góry. Szczególnie na tak newralgicznym rynku dóbr podstawowych, jakimi są mieszkania. Już dzisiaj kawalerki w dużych miastach kosztują nawet pół miliona złotych. Wprowadzenie programu doprowadzi do ogromnego wzrostu i tak gigantycznych marż deweloperskich i bankowych prowizji. Jednocześnie możemy spodziewać się dalszego spadku jakości budowanych mieszkań i wzmocnienia szeregu negatywnych zjawisk takich np. jak rozlewania się miast na przedmieścia. Za gwarantowany kredyt na pół miliona mieszkanie dla rodziny będzie można kupić co najwyżej malusieńkie dwupokojowe mieszkanie pośrodku pola kapusty bez dostępu do usług publicznych, bez zieleni, bez przestrzeni publicznych, ale za to z depresją w gratisie.
Odpowiedzią na patologie i horrendalne ceny nieruchomości nie jest więcej kredytów, ale większa podaż w segmencie publicznym, który nie jest nastawiony na zysk. Jeśli mieszkanie jest prawem człowieka niech wreszcie państwo i samorządy zaczną je budować, a spekulantów i rentierów opodatkować.