i jeden dzień dłużej
„Mówił, że jestem wyjątkowa. Dotykał, całował. Bałam się, że ktoś zauważy, że coś jest między nami”. „Żona mi powiedziała: po co tam łaziłeś? To twoja wina!”. „Codziennie mam koszmary”. Film Tomasza Sekielskiego to „Kler” odfabularyzowany. Pokazuje, że nie ma już dla nas nadziei, że festiwal zaprzeczania będzie grał niczym orkiestra Jurka Owsiaka – do końca świata i o jeden dzień dłużej.
O 14.30 w sobotę cała Polska siedziała przy YouTubie, czekając, aż będzie można wyświetlić „Tylko nie mów nikomu” – film Tomasza i Marka Sekielskich. Miał to być film, który przeora polską świadomość w zakresie pedofilii w kościele. Miał być polskim „Spotlightem”. Miał być bombą, która zostanie odpalona. Tak się nie stanie. Dlaczego? Nie dlatego, że film ma jakiekolwiek uchybienia. Po prostu jesteśmy już jako ludzkość na tak dalekim etapie obudowywania się w oblężonych twierdzach własnych uprzedzeń, że wysiłek Sekielskiego i tak zrozumieją tylko i wyłącznie ci, którzy empatię i otwartość mieli w sobie już wcześniej.
Internet, a zwłaszcza rozwój mediów społecznościowych, sprawił, że przestaliśmy konfrontować swoje przekonania z rzeczywistością. Na tym polu rozwój technologiczny wyświadczył nam niedźwiedzią przysługę. Nie konfrontujemy, szukamy sojuszników i zamykamy się w bańkach.
Jeszcze na dobre nie nabrzmiały bańki „urażonych” przeróbką Matki Boskiej z tęczą Elżbiety Podleśnej. Po 14.30 zaczęły nabrzmiewać kolejne. Episkopat już wie, że film Sekielskiego jest „nierzetelny”, zresztą abp Gądecki powiedział już wcześniej na pamiętnej konferencji, że atak na pedofilię w kościele jest atakiem na istotę kościoła. Więc naprawdę stawiamy poprzeczkę bardzo, bardzo wysoko, każąc duchownym i wyznawcom zmierzyć się z dysonansem poznawczym, który wyhodowali sobie na wysokość muru berlińskiego.
Film Sekielskiego nie jest nawet w ułamku procenta atakiem na kościół. Są konkretne ofiary konkretnych księży, które konkretnie opisują konkretne czynności, jakich się wobec nich dopuszczano. Ale głos dostaje też druga strona. Nie zawsze korzysta. Często ucieka.
Jak tłumaczą się księża nagrani z ukrycia podczas konfrontacji z ofiarami? „Szatan zebrał swoje żniwo, byłem słaby, uległem żądzy” – to i tak najmniej bulwersujące, co można usłyszeć, choć poraża poziom wyparcia, wyrażający się w budowaniu zgrabnych metafor, zakładających, że w istocie ofiary były dwie.
„Przecież ty też chciałeś, uśmiechałeś się” – to kolejna strategia wyparcia. Dziecko często nie wie, w czym uczestniczy. Jest przez świadomego przecież swoich czynów omotane, ma w głowie mętlik. Nie wie, czy ma być swojemu oprawcy wdzięczne, czy iść na skargę do mamy. Na filmie Sekielskiego widzimy ludzi, którzy trudnej prawdy o sobie nie przyjęli – bo mogli. Bo mieli możliwość schować się za plecami biskupa, wiernych parafian, mogli się wykpić. Są wściekli, że odpowiedzialność dopada ich po latach.
To doskonały dokument, tragicznie spóźniony.