Bąkiewicy i ich zwolennicy przeleźli 11 listopada przez fragment Warszawy z tym swoim Chronicznym Marszem Niepodległości. Spalono portret Tuska, flagę Niemiec, a przy okazji policja tradycyjnie poturbowała „babcię Kasię”. Marsz w dzierżawę wzięła władza PiS. Tego samego dnia w Kaliszu pewien dziwny aktor we frankistowskiej furażerce spalił, w towarzystwie znanego Rybaka Piotra (nie mylić z Piotrem Rybakiem z Ewangelii), historyczny statut kaliski, który przyznał pewne prawa Żydom.
********
Faszo-endekizacja Święta Niepodległości przez bąkiewików wywołuje w Bigosie mimowolne, groteskowe skojarzenia historyczne w klimacie political-fiction, a może raczej modnej „historii alternatywnej”, uprawianej m.in. przez towarzysza redaktora Wolskiego Marcina w jego odjechanych powieściach. Otóż, żeby bąkiewicy mieli choć szczyptę tytułu do obecnego wpływu na swój Chroniczny Marsz, przebieg 11 listopada 1918 roku musiałby z grubsza wyglądać na przykład mniej więcej tak. Rano w Warszawie zaczęły zbierać się tłumy. Młodzi korporanci spod znaku „Arconii”, w charakterystycznych okrągłych czapkach z daszkiem i otokiem, z laskami, zaczęli wylegać na ulice miasta. Przy użyciu tych lasek korporanci, księża i inne elementy endeckie, zaczęli coraz śmielej rozbrajać niemieckie patrole. Coraz głośniej dopominano się pojawienia się Romana Dmowskiego, co w końcu się stało. Pan Roman, ubrany w czarny surdut, melonik, z laską w ręku (uwaga: nie była to żadna z „lasek”, z których pan Roman, korzystał w tak lubianych przez siebie domach uciech) pojawił się przed Dworcem Warszawsko-Wiedeńskim. Po wygłoszeniu okolicznościowego przemówienia, pan Roman stanął na czele wielotysięcznego pochodu, który przemaszerował aż na plac Zamkowy. Tam, pan Roman uroczyście przyjął, z rąk przedstawicielstwa Narodu, funkcję Naczelnika Państwa. Tymczasem gdzie był pan Roman tego dnia? Otóż od kilku lat wędrował po Europie i nie tylko, od Petersburga i Sztokholmu przez Paryż, Rzym i Lozannę po Waszyngton, a konkretnie 11 listopada 1918 był w USA. Natomiast „masy” endeckie pozostały, zasadniczo, wobec wydarzeń 11 listopada, bierne, bo nie spodziewały się takiego biegu zdarzeń i inaczej widziały los Polski co najmniej na najbliższe lata. Oczywiście Dmowski jako dyplomatyczny komiwojażer sprawy polskiej w wielkim świecie i miał w tej sprawie zasługi, ale to jeszcze nie powód, żeby bąkiewicy lansowali się politycznie akurat na tej rocznicy. Bąkiewicy na czele marszu upamiętniającego niepodległość 1918 to trochę tak, jakby na czele wkraczających do wyzwolonego w 1944 roku Paryża maszerowali vichyści od Petaina.
********
Kilka dni wcześniej, pod hasłem „Ani jednej więcej” w całym kraju odbyły się marsze i demonstracje w reakcji na śmierć Izabeli z Pszczyny, ofiary barbarzyńskiego prawa ustanowionego przez fanatyków religijno-ideologicznych, bo tak, niezależnie od poziomu i charakteru indywidualnej odpowiedzialności i bez dzielenia włosa na czworo trzeba nazwać hurtem całą tę ferajnę która za tym stoi, od Warana z Komodo do Godek Kai. Niestety, kryzys na granicy polsko-białoruskiej przysłonił sprawę tej bezsensownej śmierci.
********
Przy okazji, temu dziwnemu osobnikowi, który występował w Sejmie w imieniu wnioskodawcy z projektem ustawy antyLGBT, niejakiemu Kasprzakowi Krzysztofowi wszystko się dokumentnie popierdoliło. Żeby nadać „wagę” swojej „argumentacji” zestawił środowiska z LGBT z hitlerowskim nazizmem, tak jakby NSDAP miała barwy tęczy wśród swoich emblematów. Otóż, owszem we wczesnym okresie władzy Hitlera istniało środowisko homoseksualne skoncentrowane w SA (Sturm Abteilungen) wokół Ernesta Röhma, który próbował rywalizować z Adolfem, ale w 1934 roku bojówkarze SS (Sturm Staffeln) krwawo się z nimi rozprawili („Noc długich noży”). Zaś sami, jako tacy, homoseksualiści, byli jedną z pierwszych ofiar hitlerowskiego terroru. Byli więzieni w obozach koncentracyjnych, mieli nakaz noszenia na bluzie „różowego trójkąta” i z tym znakiem ich mordowano.
********
Wystąpił jeden z najbardziej utalentowanych standuperów, „Glapa” Glapiński Adam. Ten „fspaniały mufca”, długo śmieszył i tumanił, opowiadając nieprawdopodobne kocopały, co potwierdzili w swoich komentarzach eksperci. Tak dobry jak w standupie „Glapa” nie jest już dobry w rankingu prezesów narodowych banków i wraz z Pawłem z Ukrainy i Kiryłą z Białorusi zamyka europejską listę, w oślej ławce. „Glapa” niestety nie wybiera się, jak sugerował, do Radomia, a szkoda.
********
Komisja Helsińska Kongresu USA pogroziła palcem rządom Orbana i rządom PiS. Naszym dali do zrozumienia w sposób niezawoalowany, że jak tak dalej pójdzie, to mogą wycofać wszelką pomoc, w tym w cholerę zabiorą stąd swoje zabawki militarne.
********
Na określenia „Psa”-Terleckiego jest tylko jedno i tak łagodne określenie, autorstwa Wandy Traczyk-Stawskiej: „Cham skończony”. Cham nie przeprasza i idzie z zaparte. Kobieta, która niedawno w Krakowie, w miejscu publicznym została przez tego pożal się boże wicemarszałka Sejmu RP znieważona, powinna zdecydować się na wytoczenie mu z jednej strony sprawy z powództwa cywilnego o odszkodowanie, z drugiej natomiast zażądać ścigania karnego. Wygrane w obu sprawach ma jak się zdaje w kieszeni. A swoją drogą pisiory tak krzyczały, tak się unosiły, kiedy Sikorski Radek zalecił Kempowej „stuknąć się w zatłuszczony łeb”, a teraz milczą jak trusie.
********
Pinokio wykrzyczał: „chcemy rządzić po naszemu, po polsku”. Jeśli to oznacza, że tak jak rządzi PiS, to Bigos za takie polskie rządzenie i za taką Polskę dziękuję, z dodaniem uprzejmej prośby o pocałowanie go w dupę.
********
Du…a Andrzej był na Słowacji i musiał spotkać się z prezydentką, „lewaczką” Zuzaną Ĉaputową. Ach jak się męczył na wspólnej konferencji, jak odwracał głowę, jak nie starał się być miły przy takiej personie. Co za du…ek!