Jarek Ważny
Jechałem dziś z Krakowa do Katowic. Na dworcu głównym w Krokwie wędrówki ludów. W pociągu też. W hotelu w Krakowie zatłoczenie kobiet z dziećmi. Ukraińskich. Na ulicach-to samo. Ludzie z walizkami, tobołkami, smartfonami przyklejonymi d twarzy. Bynajmniej, nie turyści. Ukraińcy.
Dawno temu pewien szansonista z grupy młodzieżowej opowiadał mi, że w 1981 r. kiedy na UW rozpoczął się strajk studencki, jego znajmy namawiał go, żeby zbojkotować lektoraty z języka rosyjskiego bo to język najeźdźcy i nie wypada. Szansonista zaoponował, bo akurat bardzo lubił język rosyjski i dobrze mu z niego szło. Poza tym, jak przytomnie uargumentował swój wybór, nie bardzo widzi sens w wykorzystywaniu języka innego niż polski, w jednowymiarowej walce politycznej. Bo niby czemu akurat biedni ludzie winni, że mówią tak, a nie inaczej Czemu winien ten czy ów, który przykłada rękę do świtowej kultury, tym że akurat urodził się po niewłaściwej stronie granicy i mówi w zakazanym języku. Dziś, mam wrażenie, stajemy przed podobnymi wyborami.
Wczoraj graliśmy koncert z grupą młodzieżową a K. w Krakowie. W repertuarze znalazł się utwór autorstwa Włodzimierza Wysockiego. Po rosyjsku. Większość kolegów uznała, że to nie na miejscu. Ja oponowałem. Oponował też szansonista, który robił to ongiś w 1981 r. w sprawie lektoratów. Nie było znowu większej chryi, bo zamiast piosenki rosyjskiej mieliśmy w odwodzie ukraińską „Dolinę”, o czym lojalnie poinformowaliśmy ze sceny, niemniej, nie mogę się do końca zgodzić z narracją, która poczyna dotykać coraz większe rzesze moich rodaków, że wszystko co ruskie, łącznie z pierogami, jest na cenzurowane. Bo nie powinno!
To, że Rosjanie mają pecha w postaci skurwysyna, który chce zamienić świat w wojenną pożogę, nie oznacza, że każdy z ich, na zachód od Dniepru, jest takim samym skurwysynem jak on. Inteligencja rosyjska, która ma do powiedzenia tyle, co Żyd za okupacji, szuka swoich własnych oczu, bo nie śmie patrzeć na świat, który zgotował im Putin. Podobnie jak u nas, nikt trzeźwo myślący, ani podkupiony fruktami przez władzę, nie opowie się za PiS-em, bo przyzwoitość i intelekt temu przeczą.
Czy zatem fakt, że Putin, który legitymizuje rosyjski terror, i jest dziś koszmarem dla cywilizowanego świata oznacza, że dorobek rosyjskiej i radzieckie kultury, ma być dziś przez Polaków sekowany w każdym aspekcie? Nie ma na to mojej zgody.
Szostakowicz ma być grany w operach. Dostojewski wystawiany w teatrach. Tołstoj drukowany i wstawiany do kanonu lektur szkolnych. Nie może być zgody myślących, na to, żeby pogrążyć dorobek globalnej kultury i sztuki tylko dlatego, że dziś jeden idiota włada tym samym językiem, co mistrzowie. Nie uciekaliśmy od Wagnera. Nie sekowaliśmy Pasoliniego. Nie wyrzucaliśmy poza nawias Strawińskiego. Tylko dlatego, że urodzili się w niewłaściwych czasach. Na Boga…
Parę dni temu byłem z córką na placu zabaw. Takim publicznym, na który każdy może przyjść. Było po szesnastej. Oprócz mojej Ali bawiła się też inna dziewczynka. Widać było, że szuka towarzystwa. Ala po chwili przyszła, i powiedziała, że koleżanka nie mówi po polsku. Znam rosyjski. Zapytałem , jak się nazywa, skąd jest, ile ma lat. Przyjechała z Ukrainy, odpowiedziała. Przyjechała do Warszawy parę dni temu razem z mamą i bratem. Ojciec został pod Kijowem.
Dziewczynki bawiły się wyśmienicie. Nauczyłem Margeritę, bo tak miała na imię, co to znaczy „berek”. „Ja bystro bieham” odparła mała. „Spakojna” odpowiedziałem. Dziewuchy ganiały się do wieczora.