13.06.2015 Warszawa Parada Rownosci środowisk LGBT N/z uczestnicy parady fot.Witold Rozbicki
Jeżeli małżeństwa heteroseksualne są równe homoseksualnym, a prawem małżeństwa jest wychowywanie dzieci – własnych lub adoptowanych, to to prawo przysługiwać powinno każdej parze małżeńskiej, bez względu na orientację seksualną małżonków.
Poseł Klubu SLD Robert Kwiatkowski podzielił się publicznie swoim głębokim przekonaniem na temat adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Wbrew postanowieniem zawartym w programie własnej partii popierającym równość małżeńską, Robert Kwiatkowski o adopcji dzieci przez jednopłciowe mówi: „Nie, dziecko jest owocem związku mężczyzny i kobiety…. Dobrze, by w wychowaniu brali udział zarówno kobieta, która odgrywa tutaj zasadniczą rolę, jak i mężczyzna. W tej sprawie nie warto eksperymentować”.
Może i byłoby dobrze, ale uprzejmie przypominam Robertowi Kwiatkowskiemu, że jest posłem w kraju, w którym zadłużenie alimenciarzy, czyli tatusiów, którzy wybrali „całkowitą wolność od wychowywania swojego potomstwa” sięga już prawie 12 miliardów złotych. A w kwestii „eksperymentowania”? – Postaram się w punktach przypomnieć zapominalskim kilka podstawowych faktów:
Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi. Każdemu należą się takie same prawa i obowiązki i równa opieka ze strony państwa, oraz równe traktowanie przez jego przedstawicieli, a więc ochrona przed dyskryminacją z jakiejkolwiek przyczyny.
Wyjątkiem może być wyłącznie tzw. „dyskryminacja pozytywna”, czyli przyjmowanie takich rozwiązań, polityk i strategii, których celem jest wyrównywanie szans i praw tych grup, które dotąd z jakiejkolwiek przyczyny traktowane były gorzej niż pozostałe.
Zadaniem państwa jest ochrona praw i wolności wszystkich bez wyjątku obywatelek i obywateli, bez względu na ich indywidualne cechy – płeć, wiek, rasa i pochodzenie etniczne, stan zdrowia, niepełnosprawność, sytuacja ekonomiczna, przekonania i poglądy, wyznawana religia lub bezreligijność oraz orientacja seksualna – i każda inna indywidualna cecha. Państwo winno chroniąc prawa i wolności osobiste, obywatelskie, ekonomiczne – stwarzać szanse i możliwości rozwoju osobistego i kształtowania życia oraz podejmowania wyborów w sposób zgodny z chęcią obywatelek i obywateli. Granicą wolności i praw jest tylko wolność i prawa innych!
Jeśli uznajemy, a tak przecież czynimy (i tak stanowią Konstytucja RP, prawo międzynarodowe, w tym także prawo UE), powyższe za prawdziwe, słuszne i konieczne, to: z zasady równości wynika wprost zasada równości małżeńskiej. Stosuje się ją i to nie od wczoraj w ogromnej części UE. Oznacza to tylko tyle, że związki małżeńskie homo i heteroseksualne są (powinny być) równe w prawach i obowiązkach, a państwo stoi (powinno stać) na straży tej równości. A więc:
Jeżeli małżeństwa heteroseksualne są równe małżeństwom homoseksualnym, a prawem małżeństwa jest wychowywanie dzieci – własnych lub adoptowanych, to to prawo przysługiwać powinno każdej parze małżeńskiej, bez względu na orientację seksualną małżonków.
Małżeństwa homoseksualne w niczym nie zagrażają małżeństwom heteroseksualnym – gej nie zakocha się i nie uwiedzie heteroseksualnej żony. Za to heteroseksualny mąż chętnie zdradza swoją heteroseksualną żonę z inną heteroseksualną kobietą, czego skutkiem bywa pozamałżeńska ciąża i dziecko.
Dzieci powinny być chciane i kochane. To są podstawowe prawa wszystkich dzieci. Zaś życie seksualne rodziców nie jest i nie powinno być przedmiotem zainteresowania dzieci. Nie jest więc drogą skuteczną, właściwą i zgodną z interesem dzieci zmuszanie do rodzenia, kiedy kobieta nie chce lub nie może z jakiejkolwiek przyczyny być matką i w tym samym stopniu nie jest właściwe i skuteczne, a jest raczej zbrodnią na prawie dziecka do miłości, odmowa bycia adoptowanym przez homoseksualną partnerkę lub homoseksualnego partnera rodzica. W związkach jednopłciowych nieuznawanych prawnie w Polsce wychowuje się być może nawet 50 tys. Dzieci, którym odmawia się prawa do bycia kochanym i uznanym za własne dziecko przez partnera/ kę rodzica biologicznego.
Brak prawnego uznania związku rodziców i brak możliwości adoptowania dziecka partnerki/partnera w przypadku śmierci rodzica biologicznego niejednokrotnie był przyczyną odebrania dziecka i umieszczenia go w placówce opiekuńczej lub w rodzinie zmarłego rodzica. Rodzinie, której dziecko nie znało i która wcześniej nie chciała kontaktów z homoseksualną matką lub homoseksualnym ojcem dziecka. I to są prawdziwe tragedie dzieci.
Orientacja homoseksualna nie ma nic wspólnego ze zdolnością do płodzenia/rodzenia dzieci ani też nie ma nic wspólnego z rodzicielską miłością.
Wieloletnie badania nie potwierdziły w żadnym stopniu poglądu homofobicznych fundamentalistów, jakoby dzieci wychowywane przez pary jednopłciowe miały mieć problemy z własną orientacją seksualną lub z postrzeganiem świata. Jedynym problemem tych dzieci jest, a raczej może być homofobia otoczenia wynikająca z uprzedzeń i nienawiści do gejów i lesbijek.
W państwach, gdzie podstawą ustroju i prawa były uprzedzenia i nienawiść do mniejszości podobnie uważano na temat małżeństw „mieszanych rasowo”. W III Rzeszy związek Niemca z Żydówką był zakazany, a Żydzi byli „podludźmi”. Żadne niemieckie małżeństwo nie mogło adoptować żydowskiego dziecka i żadnemu małżeństwu żydowskiemu – choćby rodzice byli noblistami i krezusami – nie pozwolono by na adopcję dziecka niemieckiego.
Jeśli nasze uprzedzenia co do adopcji dzieci przez małżeństwa homoseksualne są powodowane chęcią ochrony przed homofobią otoczenia wyrażającą się choćby „dokuczaniem w szkole czy w przedszkolu”, to drogą do rozwiązania problemu nie jest pozbawianie dzieci możliwości bycia kochanymi przez rodziców adopcyjnych, ale zakaz homofobii i zmiana w otoczeniu. W szkole, w przedszkolu, w parlamencie i u cioci na imieninach. Przekroczenie i pokonanie naszych własnych, wewnętrznych przekonań i lęków. Zmiana, która może nadejść szybciej, jeśli wszystkie i wszyscy postaramy się dla niej pracować.