Tytuł jest oczywiście prowokacją. Nie ma przecież innej odpowiedzi niż – CZYTAĆ! W dodatku czytać do końca.
Uważni Czytelnicy Trybuny zapewne pamiętają mój felieton „Klub czytających książki do końca”. Wywołany był on wypowiedzią tego, kto winien być przykładem i zachętą dla wszystkich obywateli, aby czytali jak najwięcej i jak najczęściej. A ktoś ten był łaskaw powiedzieć, że książki polskiej noblistki nie przeczytał do końca… Gdyby ją przeczytał, tę i inne Jej książki, zapewne rozumiałby także Jej wypowiedzi, nawet te nie do końca zręcznie i wiernie przetłumaczone. Także te wyrwane z kontekstu, no chyba że miałby zasadę nieczytania kontekstów.
Prawicowe media, czytając bez zrozumienia wywiad Olgi Tokarczuk zaczęły Ją szkalować i namawiać swoich czytelników, by zwracali Autorce posiadane książki. „Odeślij Oldze książkę” – zaczęto powtarzać w prawicowych portalach. Okazało się, że po upływie miesiąca od początku rozsyłania tych apeli, na adres Fundacji Olgi Tokarczuk wpłynęło 31 egzemplarzy jej książek. Jakie wnioski można wyciągnąć z tej informacji? Różne, nie zawsze spójne. Po pierwsze, że apele „prawaków” nie odniosły skutku. Trzydzieści jeden egzemplarzy to nawet nie kropla w morzu ilości książek podsiadanych przez nasze społeczeństwo. Wynieśli z czasów minionych szacunek do słowa drukowanego, do tradycyjnej formy edycji literatury w formie papierowej. Po drugie, że być może „prawacy” po prostu nie posiadają książek Olgi Tokarczuk, nie mają więc ich w swoich bibliotekach (może nawet nie mają bibliotek), a przecież nie będą kupować, by odsyłać. A może kupili tylko te 31 książki Pani Olgi?
Zastanawia mnie dlaczego wspomniany wyżej pan nie zaprotestował przeciwko tej akcji. To nic, że nie przeczytał żadnej książki noblistki do końca, czytał na pewno inne, sam nawet kilka napisał, jest profesorem socjologii. Może jest tak zaambarasowany problemami sportu, że odpuścił sobie kulturę i czytelnictwo… Chociaż, jak słyszymy, muzeami i galeriami (Zachęta!) ostatnio zajął się.
Trzydzieści jeden książek odesłano. Nie jest to jak pisałem dużo, jest to wręcz bardzo mało jak na skalę propagowania akcji „Odeślij książkę Oldze”. Przeczytali – odesłali, może nawet nie przeczytali i odesłali, trudno. Nie każdy przecież wie, jak się należy zachować. Nie każdy otrzymał ku temu odpowiednią edukację, a szkoda. Ale protest i oburzenie budzi fakt, że książki te zostały przed odesłaniem zniszczone. Pobazgrane, podarte, pomięte, opatrzone wulgarnymi słowami i sformułowaniami. To budzi fatalne skojarzenia. Najgorsze. W 1933 roku niemieccy faszyści zaczęli palić na stosach książki. Pamiętamy incydent sprzed dwóch lat, gdy w Gdańsku po mszy spalono książki, z których treścią nie zgadzali się miejscowi księża. Fala oburzenia zmusiła księdza inicjatora do publicznych przeprosin i wyrażenia skruchy. Dobre i to.
Wielkie uznanie dla kierujących Fundacją Olgi Tokarczuk, za pomysł, by książki zwrócone wystawić na aukcję, a zebrane środki przeznaczyć na cel dla „prawaków” wstrętny, sprzeczny z ich postrzeganiem świata, dla organizacji wspierających społeczność LGBT. Ale może należałoby kilka egzemplarzy tak zniszczonych książek zachować. Może kiedyś ktoś zorganizuje wystawę obrazującą dzieje głupoty w Polsce, dzieje barbarzyństwa wobec dzieł kultury. Eksponat w sam raz.
Książka jest symbolem ludzkiej myśli. Nie wolno jej unicestwiać choćby jej treść była komukolwiek obca i nawet wręcz wroga. Można jej nie czytać, nie sprzedawać i nie kupować, nie reklamować i nie wypożyczyć. Ale nie niszczyć.
Pani Olgo, miliony Polaków czytają Pani książki, są one tłumaczone na wiele języków i wydawane w wielu krajach. Trzydziestu jeden niedoszłych czytelników w tej skali to promil, a nawet jego cząstka. Bolesny, wymagający reakcji i potępienia, ale promil. Wierzę, że dożyję czasów gdy minister edukacji wprowadzi Pani książki do spisu szkolnych lektur, a ministrem kultury zostanie ktoś, kto czyta Pani książki. Do końca.