27 kwietnia 2024

loader

Daltonizm polityczny

Pawłowska Monika

Daltonizm polityczny jest pozamedyczną ślepotą barw powiązanych z określonymi kierunkami politycznymi. Stosowana z nadmiarem czarna barwa charakteryzuje ugrupowania, otwarcie lub dyskretnie, sięgające do wzorów faszystowskich. Czerwona zawsze zdobiła sztandary socjalizmu i komunizmu. Zielona jest teraz barwą obrońców przyrody a biała z żółtą lub złotą walczących katolików – rycerzy Watykanu. Tylko liberalizm wacha się w wyborze zdecydowanej barwy i najczęściej wykorzystuje odcienie szarości i błękitu.

Diagnoza

Daltonizm polityczny nie jest dosłownie chorobą – jest chorobliwą cechą charakteru. Najczęściej wrodzoną, ale czasem bywa nabytą pod wpływem środowiska, przeważającego intelektualnie przyjaciela lub tęsknoty za lepszą pozycją społeczną albo (częściej) finansową. Na ogół krótkotrwały wpływ daltonizmu politycznego objawia się tym, że mamy wrażenie, iż dotychczasowa barwa naszego zainteresowania uległa zmianie, mniej nam się podoba i zmusza do poszukiwań nowej, piękniejszej. Taki stan chorobowy występuje często, ale jest najbardziej widoczny wówczas, kiedy dotyka polityków, zwłaszcza posłów, senatorów i radnych.

Objawy politycznego daltonizmu u „szarego” obywatela są widoczne dla jego przyjaciół i rodziny wówczas, kiedy w towarzyskiej wymianie poglądów zmieni wyrżnie swoją sympatię i informuje, że w kolejnych wyborach zagłosuje inaczej niż w poprzednich.

Opinia publiczna namiętnie ostatnio wzywana przez ministra od spraw wewnętrznych interesuje się bardziej zmianami ulubionych barw deklarowanymi przez posłów i senatorów. Koryguje to bowiem istniejące układy i proporcje polityczne, jest także interesujące z psychologicznego punktu widzenia.

Pani Monika

Niedawno pewna posłanka, o wdzięcznym imieniu Monika, publicznie oświadczyła, że dostąpiła zaszczytu bezpośrednich rozmów z najważniejszymi politykami rządzącej partii. Rozmowy musiały być podniecające, bo pod ich wpływem Pani Monika doznała patriotycznego olśnienia, że tylko rządy tej partii dają nadzieję na lepszą przyszłość. Chcąc mieć w tym udział, Pani Monika zerwała swoje polityczne związki z różnymi kolorami, wśród których przeważał kolor czerwony, i przeszła do klubu tej partii, połyskującej kolorem szarym, z coraz częstszymi czarnymi wtrąceniami.

Nieudolna klasyfikacja

Mamy ustaloną w Konstytucji liczbę 400 posłów i 100 senatorów. Nie liczę dokładnie, ale gapiąc się w telewizor mogę oszacować, że około 50 posłów i 30 senatorów bierze aktywny udział w parlamentarnych i pozaparlamentarnych dyskusjach, mniej lub bardziej odważnie prezentuje dwoje poglądy, nie zawsze i nie do końca zgodne z „linia partii”. Szeregowy obywatel może zapamiętać ich twarze. Jeśli ktoś z nich decyduje się na zmianę barwy i przynależności partyjnej, to na ogół potrafi to dość przekonująco wytłumaczyć nadmiernym skręcaniem jego partii na lewo lub prawo – z czym ma prawo się nie zgadzać. Czasem też uważa, że lansowane przez partie koncepcje i podejmowane decyzje nie są aktualnie zgodne z jego przekonaniami. Najczęściej mu wierzę, choć ta wiara nie jest zbyt głęboka.

Druga grupa – według mojej klasyfikacji – obejmuje kolejnych 50 posłów i 20 senatorów. Są – być może – z natury skromniejsi, albo mniej doceniani przez media. W każdym razie rzadziej widoczni w telewizorze i mniej zawzięci w walce o swoje poglądy. Jeśli decydują się na zmianę przynależności do określonej barwy, to tłumaczą to podobnymi przyczynami, Nie mają jednak takich zdolności przekonywania, bo z moich częstych gości na przyzbie, prawie nikt im nie wierzy.

Reszta posłów i senatorów jest dla szarego obywatela grupą osób właściwie nieznanych. W ich okręgach wyborczych niektórzy coś o nich wiedzą i niekiedy mają zaszczyt zetknąć się z nimi w czasie lokalnych uroczystości. W innych regionach Polski prawie nikt ich nie kojarzy.

Zmiana barw w tej grupie polityków nie budzi sensacji, a nawet przechodzi niezauważalnie W parlamentarnej arytmetyce ich głos może być czasem decydujący, ale dla obywatela ma mniejsze znaczenie, niż zmiana komendanta miejscowego posterunku policji i dużo mniejsze, niż zmiana wójta.

Pani Monika w mojej klasyfikacji mieści się w drugiej grupie. Z czterech aktualnych gości na przyzbie, dwóch wiedziało, kim jest, chociaż jeden z nich zachwycał się głównie jej urodą i seksapilem, a nie działaniami politycznymi. Jej oświadczenie było krótkie i odpowiadało standardom
Patrząc z oddali na to polityczne zdarzenie można sobie zadać pytanie, jakich argumentów użyli rozmówcy Pani Moniki, że tak łatwo przestawiła żagle, zapewne nie konsultując tego ze swymi wyborcami.

Na mojej przyzbie zastanawiano się nad głębią wpływu psychologicznego wodzów PISu, która uwiodła Panią Monikę. Nie wykluczano podtekstu damsko – męskiego, opartego na znanej błyskotliwości intelektualnej rozmówców. Ale zgadzano się, że decydujące znaczenie musiały mieć obrazy nadchodzącej makrokulturowej i makroekonomicznej szczęśliwości narodu, wspomagane sugestiami mikroekonomicznymi. Zebrani byli zdania, że Pani Monika jest na tyle doświadczonym politykiem, aby wierzyć tylko w marzenia i bajki, niewspomagane względnie szybkimi i wymiernymi czynami.

Wymiana poglądów spowodowana decyzją Pani Moniki nieco się przedłużyła, bo zaczęto się zastanawiać nad konsekwencjami, jakie mogą czekać osobę dotkniętą politycznym daltonizmem. Podawano przykłady, z których wynikało, że nie ma tu żadnych reguł. Są przypadki, w których środowisko tej osoby wpada w krótkie zdenerwowanie, przekaże kilka uszczypliwości i przechodzi nad tym do porządku dziennego. Ale są też przypadki oskarżania o zdradę, o protekcjonizm i przekupstwo, prowadzące w konsekwencji do towarzyskiego izolacjonizmu. Wydaje się, ze społeczna opinia i reakcje w dużym stopniu zależą od tego, jakie są dalsze losy osoby zmieniającej ulubione kolory, w krótkim czasie po takiej decyzji.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Zdroworozsądkowość albo (do wyboru) na zdrowy chłopski rozum

Następny

Żegnamy przyjaciela

Zostaw komentarz