Prywatyzacja emerytur według Leokadii Oręziak
Bezpieczna starość była dotąd dużym osiągnięciem cywilizacji przemysłowej. Dzięki dostępowi do nowych źródeł energii, głównie ropy, oraz wykorzystaniu postępu naukowo-technicznego coraz więcej produktu społecznego mogło być przeznaczane na ochronę zdrowia, praca została uwolniona od trudu fizycznego, poprawiła się dieta oraz warunki mieszkaniowe. W rezultacie wydłużyło się w bogatych społeczeństwach przeciętne trwanie życia, a wraz z tym powstały warunki dla samodzielnej, bez materialnych deficytów, egzystencji człowieka po okresie zwykle intensywnej pracy. W cywilizacji agrarnej człowiek starszy pozostawał na łasce chłopskiej rodziny, często skazany na poniewierkę odkąd przestał być użyteczny w gospodarstwie. Czyżby dzieje toczyły się kołem? Lektura książki prof. Oręziak o „Prywatyzacji emerytur” (PWN 2021) nie nastraja optymistycznie. Starzenie się bogatych społeczeństw Zachodu dało sektorowi finansowemu dodatkowy pretekst do przechwytywania publicznych oszczędności. Na dodatek, nie czyni on starości bezpieczniejszej.
Wielka depresja lat 30. ubiegłego wieku, trauma II wojny światowej doprowadziły do powstania państwa opiekuńczego. Według szwedzkiego ekonomisty Assara Lindbecka, był to „triumf cywilizacji”. Dzięki solidaryzmowi ludzie biedni i chorzy unikali niedostatku, każdy Janko Muzykant miał szanse rozwinąć swój potencjał twórczy, a godziwa emerytura zapewniła środki do życia. To rozwiązanie kryje wiele dylematów, nad którymi cały czas toczy się debata. Zwłaszcza liberałowie podkreślają ograniczanie wolności bogatych, by inni, mniej zaradni, mogli z niej więcej skorzystać. Co rodzi roszczeniowość i tzw. wyuczoną bezradność. Ten argument pojawiał się, kiedy uboższe rodziny dzięki 500 plus pojawiły się na plażach Bałtyku. Razi też paternalizm, gdyż ogranicza on jednostce wolność dysponowania dochodem dziś, by mogła z niego skorzystać, kiedy strumień dochodów wyschnie wraz z przejściem na emeryturę.
Nie każdy chce zrozumieć zasady funkcjonowania systemu powszechnych ubezpieczeń społecznych. Zwłaszcza kiedy wodę z mózgu robią rzecznicy prywatyzacji emerytur. Prawią oni, że państwo „kradnie” twoje pieniądze. System powszechnych ubezpieczeń społecznych tworzy państwo na mocy art. 67 Konstytucji. Fundusz na wypłatę emerytur pochodzi z dochodu narodowego, a nie ze składek pracownika. Od 1999 r. wysokość emerytury zależy od stażu pracy i zarobków. Każdy ubezpieczony ma swoje indywidualne konto. Zależna od stażu pracy i kwalifikacji składka jest tylko dopisywana do wynagrodzenia pracownika. I jest ona wyliczoną w złotówkach miarą udziału ubezpieczonego w wytworzeniu środków przeznaczonych przez państwo na ubezpieczenie społeczne. Co więcej, zgodnie z interpretacją Trybunału Konstytucyjnego, składka nie jest własnością ubezpieczonego, gdyż nie jest częścią wynagrodzenia za pracę, pisała na łamach Trybuny prof. Ivetta Jędrasik-Jankowska. To zatem do czasu przejścia na emeryturę obrachunkowa, wirtualna wielkość. Dlatego za wyjątkowo cyniczny należy uznać trik akwizytorów prywatyzacji emerytur. Chcą oni przyciągnąć do funduszy emerytalnych pracujących, strasząc niskimi emeryturami. Ale wcześniej zadbali o to, by połowa środków ZUSu trafiała do OFE.
Ekspansja kapitałowych emerytur zbiegła się z dominacją w gospodarce sektora finansowego, a także z postępującym starzeniem się ludności świata. Łączny udział osób w wieku 60 lat i więcej wynosił w 1990 r. 9,2%, w roku 2013 wzrósł do 11,7%, a w połowie wieku sięgnie 20%, czyli do około 2 mld. Tym samym już obecnie opuszczający rynek pracy zastępuje mniej więcej zbliżona liczba debiutantów. Stopa zastąpienia, która w r. 2016 wynosiła w Polsce około 55% może według UE zmniejszyć się w 2070 r. do 25%. Nie jest to wydumany problem, lecz czy prywatyzacja emerytur pomaga go rozwiązać?
Siła sektora finansowego ma historyczne podłoże i wiąże się z odejściem od systemu Bretton Woods i degradacją welfare state na przełomie lat 70/80. Wówczas pojawiły się nowe pola akumulacji kapitału: prywatyzacja przedsiębiorstw sektora publicznego, komercjalizacja usług publicznych, obniżenie kosztów pracy w rezultacie dostępu do taniej siły roboczej, najpierw w Azji, potem w Europie Centralnej. Do tego doszły reformy sytemu podatkowego, możliwość optymalizacji podatkowej i ukrywania nadwyżki w rajach podatkowych. Wall Street stała się miejscem cudownej przemiany nadwyżki światowej na produkty finansowe. Słowem, to sektor finansowy stał się główną „gałęzią” gospodarki. Jednym z nowych pół akumulacji stały się oszczędności funduszy emerytalnych. Ich aktywa dodano do już i tak ogromnego strumienia kapitału finansowego, który krąży między giełdami świata. Obecnie to korporacje rządzą światem. Ich władza rozciąga się nad państwami za pomocą mechanizmu długu publicznego, a także za sprawą kontroli nad myślą akademicką. To wówczas triumf święciła doktryna neoliberalna, dodatkowo pompowana marketingowymi nagrodami (tzw. ekonomicznym noblem) głównych twórców doktryny: M. Friedmana, F. von Hayeka czy reprezentanta tzw. ekonomii behawioralnej R. H. Thalera. To on odkrył, że potencjalnych klientów funduszy ubezpieczeniowych trzeba zapisać hurtem. Później trudno im się wydostać z tej pułapki. W mediach agitują za kapitalizacją emerytur bankowi ekonomiści. Niebezinteresownie uprawiają lobbing na rzecz instytucji finansowych.
Profesor Oręziak ukazała ekonomiczne i społeczne skutki prywatyzacji emerytur. Aktywa finansowe są ich ryzykowną podstawą, ponieważ nierealne są oczekiwania dotyczące ich rentowności. Dane wykazują spadek rentowności aktywów finansowych w długim okresie. Np. według KNF między wrześniem 2017 a wrześniem 2020 średnia ważona stopa zwrotu OFE wyniosła minus 22,8%. Co więcej, w wielu swoich wcieleniach prywatne fundusze emerytalne przypominają schemat piramidy finansowej. Na dodatek, filar kapitałowy emerytur powiększa dług publiczny. Np. OFE wygenerował do 2013 dług wynoszący 300 mld zł. Co więcej, fundusze emerytalne nie biorą żadnej odpowiedzialności za wysokość przyszłego świadczenia. Świadczenia zarówno OFE jak i PPK nie podlegają waloryzacji, inflacja obniża ich wartość. Do tego same koszty zarządzania (opłaty, prowizje) zmniejsza wartość oszczędności o około 30%.
Wiele każdemu powinien dać do myślenia krach reformy OFE – przymusowo oszczędzający w nowym systemie wylądowali na ruchomych piaskach, na dodatek pod polską lipą, a nie pod palmami. W marcu tego roku na kontach OFE było jeszcze 153 mld zł. Tyle samo wynosi polski dług zaciągnięty po 1999, by OFE mogły wykupować rządowe obligację. Tragikomedia według Mrożka. Uszczuplone zostały wydatki budżetu na emerytury zusowskie, a także na inne cele publiczne. Teraz polski rząd pod kierunkiem byłego bankiera zamierza tę kwotę (pomniejszoną o tzw. opłatę przekształceniową w wysokości 15%) przekazać do IKE – na indywidualne konta emerytalne. Tym sposobem zostanie sprywatyzowana, oddana pod zarząd prywatnych instytucji finansowych kwota wolna od zobowiązań, natomiast spłata zadłużenia, które powstało po 1999 r. będziemy spłacali wszyscy. Jak zawsze w kapitalizmie prywatyzacja zysków, uspołecznienie strat. „Transfer do IKE to niespotykana w dziejach nieodwracalna darowizna polskiego społeczeństwa przekazana na rzecz rynków finansowych”, niepowetowana strata majątku publicznego (prof. Oręziak w rozmowie z Patrykiem Słowikiem dla WP Magazynu). A więc nie wszyscy milczą, kiedy polski bankster uszczęśliwia rentierów całego świata. Pisowski patriotyzm au rebours.
Podobny los czeka zmuszanych do oszczędzania w PPK. To kolejny komercyjny program gromadzenia oszczędności, z których można skorzystać po ukończeniu 60. lat. Ten system dopiero jest wdrażany, ale jego przyszłość można przewidywać na podstawie dotychczasowych doświadczeń z ryzykiem inwestowania na rynkach finansowych. O braku zaufania świadczy skromna stosunkowo liczba przystępujących do PPK (około 30% uprawnionych). Mimo opłat powitalnych, dopłat rocznych, ulg podatkowych. W ten sposób wyciekają środki publiczne zamiast wspierać służbę zdrowia czy innowacyjność gospodarki. Co więcej, prywatyzacja systemów emerytalnych, głównie poprzez rozbudowę zakładowych planów emerytalnych, mimo ogromnego subsydiowania preferencjami podatkowymi, nie jest w stanie zapewnić bezpiecznych emerytur. Dlatego nagminnym zabiegiem, niekorzystnym dla emeryta, jest albo obniżanie świadczenia, albo powiększenie rezerw programu emerytalnego na jego koszt (ewentualnie dopłaty z budżetu). Efekt ten dodatkowo powiększa spadek dochodowości obligacji rządowych, skoro rośnie dług publiczny.
Niższe emerytury to większe ubóstwo w podeszłym wieku. Problem ten może być szczególnie odczuwalny w krajach, w których systemy o zdefiniowanej składce odgrywają dominującą rolę w systemie emerytalnym, jak to się stało w Chile. W tym kraju aż 80% wypłacanych emerytur, mimo wcześniejszej całkowitej prywatyzacji, finansowana jest ze środków publicznych. Dlatego trzeba szukać pewniejszych dróg do bezpiecznej emerytury. W grę wchodzi umowa społeczna dotycząca elastycznego przechodzenia na emeryturę, walka z prekariatem, który nie ma możliwości oszczędzać na starość czy przemyślana polityka prorodzinna, zwłaszcza dostępność żłobków i przedszkoli, polityka imigracyjna.
Ale jest jeszcze wniosek ogólniejszy. To, że w krajach wysoko rozwiniętych systemy prywatnych emerytur funkcjonują dalej, mimo że od dawna widać ich fundamentalne słabości, dowodzi silnej pozycji w systemie władzy posiadaczy kapitału finansowego i tych, którzy nim operują. W Polsce ich skutecznym reprezentantem jest sam premier rządu. Im dłużej ten system trwa, tym pozycja beneficjentów jeszcze bardziej się umacnia, co z kolei sprzyja powiększaniu władzy nad politykami. W ten sposób powstaje niszcząca demokrację klasa rządząca korporacjami i państwem, poligarchia. Wierzy ona nadal w nowy kapitalizm finansowy, w system stabilnych kursów walutowych. To on miał być ukoronowaniem gospodarki rynkowej dzięki skutecznemu zabezpieczeniu kontraktami terminowymi, ”rewolucją derywatów”: „futures”, CDS, papiery wartościowe, hipoteki, hedging. Słowem, powstała gospodarka oparta na długu i spekulacjach produktami finansowymi, czyli formą pieniądza niezależną od rynku dóbr oraz obiegu gotówki. Najlepszym sprawdzianem zawodności tak pojętego efektywnego rynku finansowego był spektakularny upadek funduszu dwóch laureatów tzw. ekonomicznego nobla za równanie różniczkowe Blacka-Scholesa (wzorowane na dyfuzji w mechanice) – Long Term Capital Management. Miraż wydajnego długoterminowego inwestowania na rynkach finansowych skończył się jedną z największych akcji ratunkowych państwa, bez której by się ulotniły oszczędności pokoleń.
Coraz bardziej wpływowe jest grono ekonomistów wskazuje na nieusuwalną finansową niestabilność gospodarki rynkowo-kapitalistycznej (H. Minsky, J. Toporowski, S. Keen, L. Dowbor, S. Marglin, M. Orenstein i in.). Prywatyzacja emerytur przenosi te słabości bezpośrednio na życie człowieka, a konkretnie na bezpieczną starość, jeśli państwo bez większego oporu społecznego powierza ją rynkom finansowym. Wskazywanie tego związku jest też dobrym przyczynkiem do refleksji nad rolą nauk społecznych wobec własnej wspólnoty. Zwolennicy wolnych rynków i abstrakcyjnej akumulacji z definicji uchodzą za neutralnych ideologicznie, tym samym obiektywnych naukowo. Przeciwnie – to właśnie ich stanowisko jest ideologicznie motywowane i prowadzi do usłużnych dla biznesu wniosków i zaleceń. Książka prof. Oręziak, będąca majstersztykiem analizy socjoekonomicznej, dowodzi, że tylko polski badacz może być mistrzem polskiej humanistyki, choć reforma nauki ministra Gowina każe mu naśladować we wszystkim amerykańskiego kolegę, ewentualnie koleżankę.