Gowin, Gowin, Gowin. To słowo jest ostatnio na wszystkich politycznych ustach w naszym kraju. Pisane z dużej i małej litery. Odmieniane przez wszystkie przypadki. Czasem poprzedzane znanym pięcio gwiazdkowym kodem.
Jak to się stało, że ten człowiek, jeszcze niedawno uchodzący za miernotę polityczną i moralną, w ostatnich tygodniach stał się gwiazdą krajowych mediów, wielką nadzieją opozycji demokratycznej?
A przynajmniej jej największego członu – podbudkowej Koalicji Obywatelskiej.
Wyjaśniamy. Klub parlamentarny KO złożył wniosek o wotum nieufności dla trzech ministrów rządu pana prezesa Kaczyńskiego, kierowanego obecnie przez pana premiera Morawieckiego.
Składanie wniosków o wotum nieufności to psi obowiązek opozycji parlamentarnej. Składa się je zwykle nie po to aby danego ministra odwołać, bo korzystają oni z parasola ochronnego rządzącej większości.
Wniosek taki składa się aby wywołać debatę oceniającą działalność niepopularnego ministra. Aby podczas niej dokonać jego kompleksowej krytyki. Rozpisanej na wiele głosów. Poważnych, złośliwych, szyderczych nawet. Zapadającej w pamięci wyborców.
Jeśli taka debata wykaże, że ów minister i jego dorobek poważnie obciążają konto rządzącej formacji, to nawet po odrzuceniu opozycyjnego wniosku, zostaje on bez rozgłosu odsunięty od „ministrantury” w niedalekiej przyszłości.
Zdarzają się też przypadki, że wzięty na opozycyjny celownik minister tak zdążył już nagrabić sobie w macierzystej formacji politycznej, że panująca tam nienawiść do niego może okazać się silniejszą niż partyjna dyscyplina i żądze pozostania przy korycie władzy. I niespodziewanie przegrywa głosowanie.
Takim ministrem może okazać się pan Mariusz Kamiński nadzorujący służbami specjalnymi. Ten bliski współpracownik pana prezesa Kaczyńskiego został publicznie oskarżony przez pana prezesa NIK Mariana Banasia o zbieranie „haków”, czyli kompromitujących materiałów, na wszystkich polityków. Także tych ze Zjednoczonej Prawicy.
To pewnie politycy związani z panem wicepremierem Gowinem rozpuszczali w Sejmie RP plotki, że to pan minister Kamiński jest odpowiedzialny za akcję szkalowania pana posła Maksymowicza. Oskarżania go o eksperymenty medyczne z udziałem ludzkich płodów. Co okazało się nieprawdą.
W efekcie takiej nagonki pan poseł Maksymowicz demonstracyjnie wypisał się z rządzącej Zjednoczonej Prawicy i przeszedł do opozycyjnego ruchu Hołowni. Wskazując tym drogę innym parlamentarzystom ze Zjednoczonej Prawicy. Krytycznym wobec rządów pana prezesa Kaczyńskiego i jego kliki, ale obawiających się, że wypad z łodzi pana prezesa skończy się ich politycznym utonięciem.
A teraz okazuje się, że możliwe jest przejście na tratwę rachunkową ruchu Hołowni, notującego blisko 20 procent poparcia wyborczego, co daje szanse na konturowanie zawodu posła po najbliższych wyborach.
Pan minister Mariusz Kamiński jest wielce ciekawą dla socjologa polityki postacią. Zaczynał jako licealista – opozycjonista w ostatniej dekadzie Polski Ludowej. Potem ten zdeklarowany „wolnościowiec”, ulubieniec „Gazety Wyborczej” w latach dziewięćdziesiątych zeszłego wieku, wsiąkał w służby policyjne. Aż stał się zamordystą, miłośnikiem tajnych operacji, prowokacji policyjnych. Prowokując złamał prawo, za co został nieprawomocnie skazany i ułaskawiony przez pana prezydenta Dudę. Ułaskawieniem też wątpliwym prawomocnie.
Pan minister Kamiński, nazywany „Mario” przez kolegów z NZS-u, kroczy drogą Walerego Sławka. Tyle, że Sławek to postać tragiczna, a dotychczasowa historia pana „Mario” ma zadatki na farsę. Jego dawni koledzy z NSZ-u, zasiadający w ławach Koalicji Obywatelskiej zwą go pogardliwie „ Jeżowem Kaczyńskiego”. Jego byli pracownicy ze spec służb rozsiewają plotki o jego alkoholizmie, co w PiS człowieka jeszcze nie przekreśla, ale też o skłonności homoseksualne, co już może być powodem do jakiegoś ostracyzmu.
Zanim dojdzie do głosowania nad wotum nieufności dla pana ministra Kamińskiego, zjednoczoną opozycję czekają w Sejmie dwie próby.
Kolejne głosowania nad kandydaturą profesora Mariana Wiącka na Rzecznika Praw Obywatelskich. Wiemy już, że ten kandydat ma poparcie całej demokratycznej opozycji oraz pana wicepremiera Gowina i jego parlamentarzystów. Może też zyskać poparcie Konfederacji.
Wtedy o wyniku głosowania nad alternatywą profesor Wiącek – popierana przez PiS senator Staroń może zadecydować nawet jeden głos!
Podobnie być może przy wyborze prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Wybór kandydata namaszczonego przez pana prezesa również zależy od decyzji grupki posłów Zjednoczonej Prawicy coraz bardziej zniesmaczonych rządami pana prezesa.
Jedność w Zjednoczonej Prawicy stale się panu ”marszczy” panu prezesowi i pewnie dlatego już teraz przygotowuje odwet, aby „każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza odrąbie…”
I jak by było mało kłopotów domowych, to dochodzą ciosy z zagranicy.
Papież Franciszek ukarał Tadeusza Rakoczego, biskupa polskiego kościoła kat. niezwykle surową karą dla polskich hierarchów – nakazem prowadzenia życia w duchu pokuty i modlitwy.
Jako kary dodatkowe wyznaczył: zakaz uczestniczenia w jakichkolwiek celebracjach lub spotkaniach publicznych, w zebraniach plenarnych Konferencji Episkopatu Polski oraz wpłacenie z prywatnych środków odpowiedniej sumy na rzecz Fundacji Świętego Józefa z przeznaczeniem na działalność prewencyjną i pomoc ofiarom nadużyć.
Biskup Rakoczy to już piąty hierarcha polskiego kościoła kat. ukarany w ciągu ostatniego roku przez Watykan za tolerowanie pedofilii i ochranianie księży „rozbójników seksualnych”. Dlaczego organizacja pełna pedofilii i systemowo ochraniająca zbrodnie pedofilskie, jak polski kościół kat. nadal ma monopol na nauczanie religii w polskich szkołach i przedszkolach?
Czy tylko dlatego, że jest politycznym sojusznikiem jaśniepana prezesa Kaczyńskiego i jego partii „Prawo i Sprawiedliwość”?
Partii, której już sama nazwa jest wyjątkowym szyderstwem z jej codziennej praktyki zarządzania Polską.