Jestem obywatelką, której obecna rzeczywistość nie odebrała racjonalnego myślenia. Gorzko-bolesne czekanie na cud mnie nie zadawała. Mieszanina obaw, złości i żalu nie okradła mnie z dobra, prawdy, szacunku i walki. Nie da się zbudować szacunku do władzy na kłamstwach, nieufności wobec siebie i innych.
Polityczne gierki o stołki, partyjne interesy, które doprowadzają do tego, że parlament pełni tylko rolę fasadową, powodują, że świat obecnej polityki toczy swoista gangrena.
Wypowiedzi rządzących o konwencji antyprzemocowej nazywające ją „genderowskim bełkotem” świadczą o nienawiści wobec kobiet. Ta nienawiść wkroczyła w fazę upośledzenia i degrengolady. Ile znaczy szacunek dla równości kobiet i mężczyzn dla bogobojnej, prawicowej konserwy? Za parawanem pięknych słów kryją swoje prawdziwe intencje. Czy pięść i siła to ich prawdziwe oblicze?
Przemoc domowa wzrosła wraz z wybuchem epidemii, co potwierdzają organizacje działające na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie. W okresie izolacji społecznej dotyka nie tylko rodzin, w których do tej pory występowała, ale również tam, gdzie wcześniej nie było problemu. Konwencja antyprzemocowa nie jest genderowym bełkotem, tylko dążeniem do stworzenia Europy wolnej od przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Jednym z jej celów jest stworzenie działań na rzecz ochrony i wsparcia wszystkich ofiar przemocy oraz dążenie do eliminacji wszelkich form dyskryminacji kobiet oraz wspieranie rzeczywistego równouprawnienia kobiet i mężczyzn.
Tymczasem świętoszkowaci mężowie katujący swoje żony w zaciszu domowego ogniska, z cichym przyzwoleniem konserwatywnej części społeczeństwa, bo kłótnie zdarzają się w każdym związku, bijąc po prostu „wołają o miłość”!.
W konserwatywnym społeczeństwie od lat istnieje pogląd, że to żona odpowiada za szczęście rodziny, a jak mąż bije, to znaczy, że kocha.