Nie straż, nie straż…
Prawnik Witold Jurasz podzielił się na Facebooku historią, z której wynika, że ewidentnie nie jest zadowolony z porządków w Polsce i w Warszawie…
Po południu zaparkowałem samochód na Placu Grzybowskim w Warszawie. Nie zauważyłem zakazu parkowania i w związku z tym mój samochód został odholowany przez Straż Miejską. Auto było odholowane na moich oczach. Prosiłem, by dać mi mandat i rachunek za przyjazd lawety bym jutro nie musiał specjalnie tracić połowy dnia na odzyskiwanie auta, ale okazało się że nie jest to możliwe (na pytania czemu odpowiedzi nie uzyskałem). Dodam, że odholowanie auta kosztuje 500 zł (skądinąd mniej więcej dwu lub trzykrotność stawki komercyjnej). Do tego dochodzi jeszcze koszt parkingu w wysokości 50 złotych i mandat w wysokości około 100 zł. Zaznaczam, że auto zaparkowałem z dala od przejścia dla pieszych, z dala od przystanku autobusowego i że nijak nie przeszkadzało ono pieszym (po zaparkowaniu nadal pozostawało circa 3 m chodnika). Nie zmienia to faktu że nie zauważyłem zakazu parkowania. Tym niemniej nie rozumiem po pierwsze bandyckich stawek za koszt lawety, po drugie sensu odholowywania auta (zamiast wypisania mandatu) no i wreszcie tego, czemu poza kosztami skazany jestem na odwiedziny w urzędzie, na poczcie (w urzędzie nie można zapłacić), po raz kolejny w urzędzie by uzyskać zezwolenie na odzyskanie auta i wreszcie na parkingu (położonym rzecz jasna z dala od urzędu).
Wróciwszy do domu w ramach perwersji (chyba po to żeby po raz kolejny przekonać się gdzie mieszkam) zadzwoniłem na numer Straży Miejskiej i spytałem czy straż mogłaby łaskawie udzielić mi pomocy interweniując w sprawie bardzo głośnej imprezy która ma miejsce w sąsiednim domu. Mi osobiście impreza ta nie będzie przeszkadzać, bo po zamknięciu okien nie słychać już muzyki, ale mieszkańcy bloku położonego circa 100 m od mojego domu dzisiaj nie usną. Usłyszałem w odpowiedzi, że Straż Miejska takimi sprawami się nie zajmuje i że mogę zadzwonić na policję, ale pewnie lepiej by było, żebym sam poszedł interweniować. I tak oto po raz kolejny się przekonałem, że państwo polskie jest wyjątkowo skuteczne w egzekwowaniu, nakładaniu, karaniu i utrudnianiu życia, ale gdy dla odmiany obywatel potrzebuje państwa, to umywa ręce.
Ry(d)zyk-fizyk
Michał Karnowski na portalu wPolityce.pl domaga się więcej pieniędzy dla Ojca Rydzyka.
W czerwcu 2018 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego poinformowało, że w Toruniu powstanie Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II. Umowa dot. muzeum została podpisana pomiędzy MKiDN a Fundacją Lux Veritatis, związaną ze środowiskiem Radia Maryja. Resort na działalność muzeum w latach 2018-2020 przekaże 70 mln zł.
„Gazeta Wyborcza” informację o planowanej w Toruniu placówce przyjęła pokrzykiwaniem, że „Tadeusz Rydzyk buduje muzeum”.
Kluczowe pytanie brzmi następująco: dlaczego – wedle GW – polski podatnik ma prawo dokładać np. do szerzenia wiedzy o historii i współczesności Żydów polskich, a nie ma prawa sfinansować wielokontekstowego muzeum o dziele Jana Pawła II, którego elementem jest pojednanie polsko-żydowskie?
Takie podejście byłoby jakąś nową dyskryminacją, w mojej opinii obie inicjatywy zasługują na wsparcie ze strony środków publicznych. A może chodzi o to, kto buduje dane muzeum, kto będzie tworzył jego koncepcję ideową? Z jakich pozycji duchowych to uczyni?
Możemy się cieszyć, że ojciec Tadeusz Rydzyk wraz z innymi ojcami redemptorystami i świeckimi nie zwalniają tempa. Po Radiu Maryja, Telewizji TRWAM (bez których duchowy i intelektualny przełom w Polsce byłby niemożliwy), Wyższej Szkoły Kultury Medialnej i Społecznej, Sanktuarium Najświętszej Marii Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i Jana Pawła II w Toruniu, mobilizują Polaków do podjęcia kolejnego zadania: pilnowania prawdy o Polsce.
Warto pamiętać, że wszystko to powstaje przede wszystkim z ofiar wiernych, a każdy kto odwiedził toruński ośrodek choć raz wie, że żadna złotówka nie została tam zmarnowana. Co najważniejsze, powstają instytucje żywe i prawdziwe, w najlepszym duchu katolickim i polskim.
I to chyba, ta prawdziwość i żywotność, ta siła oddziaływania także na młode pokolenie, najbardziej boli środowisko Michnika.