2 grudnia 2024

loader

Hańba Berezy Kartuskiej

Tak prorządowa Gazeta Polska w dn. 19 VI 1934 uzasadniała powstanie obozu w Berezie Kartuskiej: „Wiemy co natomiast musi być w Polsce, bo my tak chcemy. Musi być porządek. Musi być powaga i będzie. Obozy koncentracyjne. Tak. Dlaczego? Dlatego, że widać owych osiem lat pracy nad wielkością Polski, osiem lat przykładu i osiem lat osiągnięć, osiem lat krzepnięcia – nie wystarczyło dla wszystkich”.

Czy po upływie prawie stulecia nad Wisłą, Odrą i Bugiem znów nie brzmią podobne frazy?

Mija 86 rocznica podpisania przez prezydenta II RP Ignacego Mościckiego dekretu o utworzeniu tzw. Miejsca Odosobnienia (MO) w Berezie Kartuskiej. Mówiąc dzisiejszym językiem i operując współczesnymi pojęciami – obozu koncentracyjnego. Sanacja, zwolennicy, a potem kontynuatorzy politycznych wizji Józefa Piłsudskiego, prawica sterująca z czasem ku rozwiązaniom bliskim faszyzmowi, spowodowała, iż sytuacja ówczesnej Polski była nad wyraz trudna. Złożona struktura etniczno-wyznaniowa (Polacy stanowili niepełne 2/3 populacji, na tzw. kresach byli często w zdecydowanej mniejszości), dramatyczne podziały polityczne i nabrzmiałe problemy społecznezderzały się stale z centralistycznymi, nacjonalistycznymi (siłowa polonizacja i katolicyzacja) ciągotami elity.
Miarą destabilizacji autorytarnego państwa były gwałtowne protesty rzesz bezrobotnych czy przeraźliwie biednej ludności wiejskiej, krwawo tłumione przez policję. Do tego kraj był skonfliktowany ze wszystkim sąsiadami.

Sanacyjna elita za główny środek utrzymywania władzy uważała nagą siłę. Bereza Kartuska to tylko jeden z symboli tej polityki. Jak przyznawali sami pomysłodawcy, w obozie panowały złe warunki sanitarno-bytowe oraz ostry reżim. Pobudka latem przypadała o godz. 3.30, a zimą o 4.00. Po apelu przydzielano do grup roboczych. Osoby, dla których danego dnia nie starczało zajęcia, poddawano permanentnej gimnastyce. Przerwa obiadowa trwała dwie godziny, praca – pięć godzin z wyjątkiem niedziel i świąt. Wyżywienie obejmowało poranną zupę lub czarną kawę i 75 dkg. chleba na resztę dnia. Typowy obiad składał się z kapuśniaku i gulaszu z kaszą.
Odosobnieni nie naruszający regulaminu mogli korzystać z biblioteki oraz wysyłać i otrzymywać listy (cenzurowane). Jednak to, czy zostało się oskarżonym o naruszanie regulaminu, zależało od widzimisię personelu. Wtedy następowały kary: nagana, pozbawienie prawa czytania książek przez 14 dni, pozbawienie prawa do korespondencji, pozbawienie prawa otrzymywania paczek, tygodniowe zmniejszenie racji żywnościowej, post (chleb i woda do 7 dni), tzw. twarde łoże (brak pościeli do 7 dni), karcer (do 7 dni). Szykany omijały najczęściej polskich narodowców oraz ukraińskich nacjonalistów. Znacznie gorzej mieli komuniści oraz socjaliści. Do Berezy trafiali również aktywiści ruchu chłopskiego i niezwiązani z jakąkolwiek partią krytycy reżimu. W 1939 r. spotkało to np. konserwatywnego dziennikarza Stanisława Cata-Mackiewicza (pod zarzutem „osłabiania ducha obronnego Polaków”).

Tak odbywało się przyjęcie osadzonego do obozu w Berezie Kartuskiej: „Po wstępnych formalnościach, w czasie których obrzucano go wyzwiskami, kierowano do izby przejściowej na kwarantannę, która trwała 3 dni. Izba przejściowa była nieumeblowana, okna do połowy były zabite dyktą, a górne były otwarte, przez co w zimie panowała tam zawsze temperatura poniżej zera. Podłoga była betonowa. Przez cały dzień osadzeni musieli stać zwróceni twarzami do ściany. W nocy mogli położyć się bez przykrycia na betonowej podłodze, jednak co pół godziny policjant budził osadzonych, każąc im wstawać, stawać pod ścianą w szeregu, odliczać, biegać, padać, skakać. Po tym więźniowie mogli znowu położyć się na pół godziny. Jakiekolwiek uchybienie w postawie, które dowolnie oceniał policjant, powodowało natychmiastowe bicie pałką. W tym pomieszczeniu bicie było stałym, bez jakiegokolwiek powodu, elementem pobytu. Ludzi masakrowano do krwi”. Czynności fizjologiczne załatwić można było raz na dobę, rano, na komendę.

Celem pracy w obozie było psychiczne złamanie więźniów. Najbardziej uciążliwe było pompowanie wody przy użyciu kieratu, którego orczyki były zamocowane tak, że więźniowie musieli pracować w głębokim pochyleniu. Wykonywali też prace zupełnie bezsensowne jak kopanie i zakopywanie rowów lub przenoszenie ciężkich kamieni z miejsca na miejsce. Po obozie musieli poruszać się biegiem i nie wolno im było ze sobą rozmawiać. Katorgą było zatrudnienie przy walcu. Było to kilkutonowe urządzenie do ubijania dróg, poruszane normalnie za pomocą traktora lub wielokonnego zaprzęgu. Tu zaprzęgano do niego ludzi.

Po upadku II RP emigracyjny rząd na wniosek ministra sprawiedliwości, socjalisty Hermana Liebermana, stwierdził, że obóz był bezprawiem i jednomyślnie przyjął rozporządzenie formalnie likwidujące Miejsce Odosobnienia. Zapowiedziano zbadanie sprawy po wojnie oraz ewentualne odszkodowania dla osób, które doznały szkód na zdrowiu, czci lub majątku. Dziś jednak IPN-owska narracja historyczna woli Berezę uzasadniać. Każde państwo, poucza, ma obowiązek zwalczać anarchię, dywersję i pospolity bandytyzm w interesie spokoju i bezpieczeństwa obywateli, nawet takimi środkami. Zapomina tylko, że administracyjne, wielomiesięczne odosobnienie bez wyroku sądu, nie mówiąc już o szykanowaniu więźniów, nie ma nic wspólnego z demokratycznym ustrojem państwa.

Ta rocznica jest tym bardziej znamienna, że w naszym kraju rządzi dziś ekipa jawnie odwołująca się do tradycji II RP, zafascynowana tamtymi politykami i tamtymi metodami rządzenia. „Miejsc odosobnienia” jeszcze brakuje, ale izolacja, auto-inwigilacja zaaplikowane społeczeństwu na kanwie epidemii koronawiursa, rozprawa ze środowiskami nie chcącymi się podporządkować władzy wykonawczej, wzrastająca brutalność organów państwa, retoryka różnych ośrodków i przedstawicieli władzy są tego jawną zapowiedzią. Zwolennicy i admiratorzy – także na lewicy – Józefa Piłsudskiego milczą dyskretnie na temat efektów jakie dała Polsce tzw. polityczna „myśl Marszałka”, i czym w ostatecznym rozrachunku zaowocowała.

Warto, by wstydliwa rocznica jednak nas czegoś nauczyła.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Powstańcy warszawscy przeciw homofobii

Następny

Koniec z inwigilowaniem Czarnych?

Zostaw komentarz