Wydobycie węgla w Polsce jest opłacalne – wynika z opinii ekspertów oraz danych gospodarczych. Jest ono jednak bardziej opłacalne dla prywatnych firm niż dla państwa.
Podczas gdy należące do Skarbu Państwa kopalnie trzech spółek węglowych są obecnie praktycznie likwidowane i zamykane, zagraniczni inwestorzy widzą w polskim górnictwie potencjał i możliwość wysokich zysków. Oczywiście, pod warunkiem, że polskie górnictwo zostanie sprywatyzowane i przejęte przez inwestorów z zagranicy. Im się polski węgiel ma o wiele bardziej opłacać niż państwu.
I tak likwidują
Rząd Beaty Szydło jest kolejnym, który dokonuje likwidacji polskich kopalń. Robi to, mimo obietnic wyborczych, iż żadna kopalnia ani miejsce pracy nie zostaną zlikwidowane. Premier Szydło powoływała się nawet na fakt, że jest córką górnika, w związku z czym problemy polskich kopalń są jej szczególnie bliskie. Okazuje się, że nie za bardzo…
Tego rodzaju obietnice górnicy słyszeli już półtora roku temu, w wykonaniu poprzedniej premier, Ewy Kopacz, która w czasie kampanii wyborczej nawet udała się osobiście na Górny Śląsk, by zapewnić strajkujących wówczas górników, że nic im nie zagraża. Premier Kopacz złożyła zapewnienia, że jej rząd – oczywiście, po wygranych wyborach – uratuje zagrożoną bankructwem największą spółkę węglową w Europie, Kompanię Węglową. Obietnice zostały złożone, plany zaprezentowane, ale wiele z nich nie wynikło. Rząd PO-PSL obiecywał górnikom powołanie do życia Nowej Kompanii Węglowej, która miała przejąć oddłużone kopalnie należące dotychczas do KW. Nowa spółka miała wystartować 1 maja ubiegłego roku, ale coś nie wyszło. Jedyne, co się udało, to chwilowe spacyfikowanie wzburzonych nastrojów górników oraz ich rodzin i sympatyków z całej Polski. Kilka miesięcy przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi wrzał bowiem cały region. I groził wybuchem, który mógł się przełożyć na wynik wyborczy. Rząd PO-PSL robił więc wszystko, aby te nastroje uspokoić.
Na ubiegłorocznym wzburzeniu środowiska górniczego – które objęło nie tylko samych górników, ale cały region górnośląski – punkty zdobywało pozostające wówczas w opozycji Prawo i Sprawiedliwość. Miało być one tą siłą, które mocą strategicznej myśli swojego prezesa, Jarosława Kaczyńskiego, będzie w stanie obronić polskie górnictwo przed grożącym mu bankructwem, spowodowanym spadkiem cen węgla na światowych rynkach. Kilka tygodni temu okazało się, iż spadek cen węgla był czasowy i że właśnie zaczynają one rosnąć. Taką zmianę koniunktury przewidywali specjaliści. Wiedziałby o tym każdy rząd bądź kolejne rządy, które potrafią planować strategicznie, a nie jedynie reagować na doraźnie zmiany koniunktury. Niestety, w Polsce takich rządów nie mieliśmy i nie mamy.
Obietnice
Zabiegająca o poparcie wyborców ze Śląska Beta Szydło obiecała górnikom, iż jej rząd powoła do życia nową spółkę, Polską Grupę Górniczą. I tak też się stało.
Przejęła ona kopalnie należące do bankrutującej Kompanii Węglowej. Górnicze związki zawodowe poczuły się wtedy usatysfakcjonowane i warunkowo wycofały się z groźby masowych strajków, które miały objąć kilkanaście kopalń dawnej Kompanii. Ów protest mógł też objąć kopalnie należące do pozostałych spółek węglowych – Jastrzębskiej oraz katowickiej. Pracujący w nich górnicy już bowiem ponad rok temu dali dowód temu, że potrafią zorganizować protest w solidarności z towarzyszami z innych zakładów pracy. Protest, w którym uczestniczyli nie tylko górnicy, ale również ich rodziny oraz lokalne społeczności. Protest, który dostał oficjalne poparcie ze strony władz samorządowych na Śląsku, a także zyskał poparcie innych grup zawodowych z całej Polski.
Należące do dawnej KW kopalnie miały być więc uratowane. Tak obiecywała Beata Szydło – córka górnika.
Komuś się opłaca
Tymczasem okazuje się, że tak, jak państwo polskie wycofuje się z wydobywania węgla, zagraniczni inwestorzy widzą w tym kruszcu niezłą inwestycję. Okazuje się – po raz kolejny – że to, co w jakiś dziwny sposób nie opłaca się państwu, jednocześnie opłaca się prywatnym inwestorom.
Z dostępnych danych wynika, że do 2020 roku, czyli za 4 lata, prywatne firmy zagraniczne mogą przejąć 40 proc. wydobycia węgla w Polsce. Zamierzają też one stworzyć w Polsce co najmniej kilkanaście prywatnych kopalń. Część z nich przejmą za niewielką cenę – tych właśnie likwidowanych.
– Wydobycie węgla jest w Polsce opłacalne przez wiele lat, i to niezależnie od doraźnych wahań cen rynkowych. Zmiana cen była do przewidzenia, ale nie przez tych, co działają doraźnie, licząc na szybkie zyski – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Trybuna” rzecznik WZZ „Siepień 80”, Patryk Kosela. – Problem polega na tym, że kolejne rządy, które zarządzają branżą górniczą, myślą doraźnie, kierując się bieżącym wynikiem politycznym, zamiast myśleć strategicznie, czyli na wiele lat a nawet pokoleń do przodu. Kiedy w górnictwie pojawiają się problemy, na przykład protesty czy strajki, kolejne rządy myślą o tym, jak w najprostszy sposób pozbyć się problemu. I dlatego mamy takie głupie decyzje – ocenia działacz związku, który ma jedną z najpoważniejszych reprezentacji w środowisku górniczym.
Przedstawiciel „Sierpnia 80” twierdzi, że trwająca właśnie prywatyzacja polskiego górnictwa będzie polegać głównie na przejmowaniu zamkniętych przed laty bądź właśnie zamykanych kopalń, których złoża są obliczone na kilkadziesiąt lat. – Czym innym jest zamykanie kopalń, których złoża się kończą w naturalny sposób, czym innym zaś sztuczna i administracyjna likwidacja tych, które mają przed sobą przyszłość. To właśnie te kopalnie są najsmakowitszym kąskiem dla zagranicznych spółek, które mogą je przejmować za bezcen, bo polski rząd chce się pozbyć problemu z górnikami – uważa Kosela.
Koszt wybudowania nowej kopalni szacuje się na 2,5 mld zł. Następne miliardy trzeba wyłożyć na jej uruchomienie. Tymczasem reaktywacja starych kopalń to koszt od 0,3 do 0,5 mld zł. Biznes jest więc jasny. Osobnym problemem pozostaje to, kto na nim zarobi.
Państwowe czy prywatne?
Dlaczego prywatne kopalnie mają być bardziej opłacalne od tych państwowych? Jednym z głównych czynników mają być koszty pracy. W państwowych kopalniach górników obowiązują układy i porozumienia zbiorowe, które gwarantują im szczególne warunki pracy oraz wynagrodzenia. Na ich podstawie mogą oni liczyć na szereg ulg oraz dodatków do płacy, jakimi nie mogą się cieszyć inne grupy zawodowe. To m.in. dlatego górnicy są tak łatwą grupą do bicia i ataków w przypadku jakichkolwiek sporów zbiorowych dotyczących warunków pracy czy wysokości wynagrodzeń.
Jeśli górnicy przejdą do pracy w prywatnych kopalniach, stracą wszelkie uprawnienia, których gwarantem było dotąd państwo. Będą zatrudniani na warunkach, jakie podyktuje im prywatny właściciel kopalni. A jeśli ten okaże się zagranicznym, tym bardziej nie będzie musiało go obowiązywać polskie prawo pracy oraz szczególne przepisy, regulujące zasady pracy górników.
Przejęcie polskich kopalń przez zagranicznych „inwestorów”, pod pretekstem ich niewypłacalności, to świetny interes. Podobny do tego, jak przejmowanie wybudowanych społecznymi nakładami szpitali bądź szkół. Mamy oto do czynienia z gotowymi już i funkcjonującymi instytucjami wybudowanymi, niekiedy kosztem ogromnego nakładu sił całego społeczeństwa, które nagle ocenia się jako niewypłacalne i sprzedaje tzw. inwestorom. Dziwnym trafem to, co państwo polskie (czyli konkretni urzędnicy, którzy podpisują się pod tymi decyzjami) ocenia jako nieopłacalne, okazuje się opłacalne dla zagranicznych kapitalistów. To jest właśnie zagadka, na którą warto znaleźć odpowiedź.