Kongres Kobiet usiłował w tym roku przekonać, że naprawdę występuje w obronie wszystkich kobiet, także ubogich pracownic i prekariuszek. Skończyło się żenującą kompromitacją, kiedy wyszły na jaw warunki pracy ochroniarek pracujących podczas wydarzenia. Kolejnymi wypowiedziami w tej sprawie organizatorki tylko bardziej się pogrążały.
Przypomnijmy: jak poinformowała Maria Świetlik w artykule opublikowanym w serwisie gazeta.pl, ochroniarki pracujące podczas Kongresu Kobiet musiały stać na baczność przez kilkanaście godzin, nie mogąc ani na chwilę odpocząć na stojących obok krzesłach, nie miały również przerwy na posiłek czy skorzystanie z toalety. – Nie zbudujemy społeczeństwa prawdziwej wolności, jeśli nie będziemy jej zapewniać w relacjach pracy – podsumowała działaczka. Odpowiedź, jaką pod jej adresem sformułowała Magdalena Środa, była kuriozalna: zdaniem jednej z twarzy liberalnego feminizmu nic się w gruncie rzeczy nie stało, bo organizatorki kongresu też nie miały gdzie i kiedy usiąść, a ponadto to nie one, lecz pracodawcy ochroniarek podyktowali ich warunki pracy.
Kilka dni później ta argumentacja posypała się ostatecznie, gdy ochroniarki ujawniły, iż to organizatorka Kongresu Kobiet osobiście żądała od nich stania na baczność. – Organizatorka przekazała nam, że mamy stać na baczność i nie ruszać się z miejsca, nie wyraziła zgody na przerwy na jedzenie czy picie lub skorzystanie z toalety. Jeśli zrobiłyśmy choćby jeden krok, organizatorka po prostu wrzeszczała na nas, mówiąc „głąby”, „idiotki”. W ten sam pogardliwy sposób odnosiła się również do przebywających podczas Kongresu wystawców, do zespołu muzycznego i teatralnego. Wszyscy czuliśmy się tam jak niewolnicy – powiedziała jednak z kobiet. Na skandaliczne fakty Magdalena Środa zareagowała histerycznie. – „Nowa lewica” pod sztandarami bolszewickiej Inicjatywy Pracowniczej, dziennikarza Sroczyńskiego, Marii Świetlik (rozpętała piekło będąc na zwolnieniu zdrowotnym i uciekła na nie, by nie odpowiadać na pytanie, kto był insynuatorem tej zadymy) i anonimowego w napastliwych i kłamliwych tekstach „Codziennika Feministycznego” – rozciągnęła wojsko. Jest wreszcie wróg, nad którym można mieć łatwe zwycięstwo, można weń walić ile wlezie przy blasku fleszy, hejtować bez ograniczeń, bo rzeczywiście nic tak nie zagraża prawom kobiet, prawom człowieka, prawom pracowniczym i rozwojowi Nowej Lewicy jak Kongres Kobiet! – napisała Środa na Facebooku.
Z lepszej strony chciała się pokazać Dorota Warakomska, prezeska stowarzyszenia Kongres Kobiet. Goszcząc u Grzegorza Sroczyńskiego w audycji „Świat się chwieje” zapewniła, że jej organizacja wyraża ubolewanie „w związku z dyskusją wokół Kongresu Kobiet i sytuacją, w jakiej znajdują się pracownice firm ochroniarskich w ogóle”. Przekonywała także, że w przyszłości organizatorki bardziej zainteresują się tym, w jakich warunkach pracują osoby obsługujące feministyczne zjazdy. Jednak słowa te nie zabrzmiały szczególnie wiarygodnie w świetle innych wypowiedzi Warakomskiej. Organizatorka zjazdu oświadczyła, iż zarzuty ochroniarek nie potwierdziły się mimo przeprowadzenia wielu rozmów „z wszystkimi możliwymi osobami”.
Na pytanie Sroczyńskiego, czy Warakomska rozmawiała z samymi ochroniarkami, ta odpowiedziała przecząco. Przekonywała, że partnerami do takiej rozmowy byli dla niej… ich szefowie, kierownictwo zatrudniającej je firmy. Sugestie, iż w podobnej sytuacji należy dać wiarę relacji pokrzywdzonego pracownika, wręcz ją oburzyły. Zdobyła się najwyżej na stwierdzenie, że przeprasza osoby, które się „źle poczuły”.
Warakomska nie omieszkała za to dodać, że organizatorka Kongresu, której ochroniarki we wcześniejszej audycji Sroczyńskiego zarzuciły złe traktowanie, czuje się nękana przez pracownice i być może poda je do sądu.
Cała historia ostatecznie pokazuje, że jeśli jest w Polsce jakiś kobiecy kongres, na którym realnie występuje się w obronie pracownic, prekariuszek, lokatorek, kobiet nieuprzywilejowanych i wykluczonych, to była nim nie głośno reklamowana impreza w Łodzi, a Socjalny Kongres Kobiet, jaki odbył się w marcu w Poznaniu.