6 listopada 2024

loader

Kultura folwarku i jej skutki

To, że nigdy nie byliśmy, a i nadal nie jesteśmy ważnym krajem na światowej scenie – to dla mnie oczywista oczywistość. Czasy, w których byliśmy ważni na europejskiej scenie – takiej, jaką ona wtedy była – to już bardzo, bardzo odległa historia.

Na świecie pali się. W Stanach Zjednoczonych dosłownie a w Europie symbolicznie. Zbliża się czas wielkiej zmiany, zmiany priorytetów – wszystkiego. To nie jest tylko zadawniony rasizm, który nigdy w Stanach nie wygasł, nawet za prezydenta Obamy. To czas zmiany porządku społecznego stale gwarantującego jedno – to, że bogaci staja się coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi. Tak dalej się nie da.

Będzie bolało!

A co u nas?

A u nas — to siermiężny czas kłótni w Sejmie, kłótni, w której odżywają resentymenty folwarcznej kultury, tej, o której pisze Andrzej Leder, że jest nadal konstytutywna, że dla większości z nas stanowi wzór, że jest głęboko zatopiona w postawach i psychice ludzi.

Mówiąc najprościej — jest elementem folwarcznej kultury widzenie każdego, kto ma jakąkolwiek władzę — majstra w fabryce, dyrektora czy prezesa w instytucji publicznej, czy biznesowej, władzę ministra czy premiera w rządzie — jako kogoś lepszego, większego, ważniejszego. Każda władza, obecnie zwykle oparta na znaczącej pieczątce, budzi lęk i szacunek u innych; a zwłaszcza tych, którzy wyrośli z kultury folwarcznej i w niej trwają — z pozycji poddanego. W polskiej kulturze — z pozycji chłopa.

Ten temat jest dobrze przebadany i opisany w polskiej literaturze socjologicznej i historycznej. Poruszam go dlatego, że wstrząsnęła nami chamska wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, jak zawsze poza wszelkim trybem, jaka padła w kontekście okrzyku posła Budki, protestującego wobec absolutnie niedopuszczalnego zachowania w ławach rządowych w trakcie wystąpienia posłanki Nowackiej. Pan marszałek Terlecki nie tylko nie przywołał wówczas do porządku członków rządu, ale i prezesa swojej partii, Terlecki dyscyplinował… posła Budkę. Budka, widząc nieskuteczność swoich próśb kierowanych do marszałka, zwrócił się wprost do Kaczyńskiego, mówiąc mu, że Sejm to nie jest jego folwark. Nie było w tym nic obelżywego ani uwłaczającego.

Padło kluczowe słowo – folwark. I wtedy zareagował pan poseł Kaczyński; pan, bo przecież wielokrotnie już wcześniej mówił o tym, kto z jest z podwórka a kto z Żoliborza — i o tym, że on i jego partia to są „dobre pany” w przeciwieństwie do innych ugrupowań. Skoro folwark, to podział jest znany – z tej strony my, „dobre pany” a z tamtej chamska hołota. Tu nie ma żadnej pomyłki, to stary kod kulturowy.

Nie jestem zdziwiony; a nawet nie jestem zniesmaczony tym, co się stało. To trwa już tyle lat, że przywykłem. Trudno – ten typ tak ma!

Pokrzykiwania w polskim sejmie to didaskalia. Jak dotąd, nikt nikogo jeszcze nie bije po twarzy, jak to już kiedyś zrobił Janusz Korwin-Mikke. Ale wszystko przed nami – gorący czas kampanii wyborczej sprzyja takim zachowaniom.

To, co martwi, to przywołany w dużym i świetnym tekście „Między nami zimna wojna” autorstwa Bartłomieja Sienkiewicza zamieszczonym w świąteczny numerze GW następujący zestaw liczb: 40 – 40 – 20. To dwadzieścia dodałem ja, u Sienkiewicza figurują tylko te dwie pierwsze; 40 – 40.

Bartłomiej Sienkiewcz nie tylko przywołał znane od lat 60 pojęcie próżni socjologicznej, sformułowane przez Stefana Nowaka z mojego warszawskiego uniwersytetu. Próżnia socjologiczna to pojęcie sformułowane w wyniku badań polskiego społeczeństwa tamtych lat. Stefan Nowak, analizując wyniki badań prowadzonych wśród różnych grup społecznych, zauważył, że Polacy mają silne poczucie więzi społecznych na najniższym poziomie społecznej komunikacji – w rodzinie, w grupie koleżeńskiej, wśród sąsiadów czasem osiedla, gminy. Powyżej jest próżnia, nie ma nic, żadnych więzi, żadnego poczucia wspólnoty. Takie poczucie występuje dopiero na poziomie narodu. Dopiero My – Polacy tworzy poczucie wspólnoty. Dobrze to widać w trakcie wydarzeń sportowych, na meczach piłkarskich, czy zawodach narciarskich. Tam pełno białoczerwonych flag — a i tam, jak słusznie zauważa Sienkiewicz, z napisami, mówiącymi, jakie to miasto czy osiedle sztandarem tym powiewa.

Tacy jesteśmy i to jest nasz problem.

No to może o tych liczbach, co wyżej.

Polska scena polityczna wykazuje już od kilku lat trwały podział. 40% zwolenników rządzącej prawicy a głównie PiS i 40% takich, którzy mówią – mnie to nie interesuje, nie idę do żadnych wyborów, bawcie się sami, mnie wystarcza mój mały świat.

Te pozostałe 20% to MY, My, którym nie jest wszystko jedno, my, którzy zrobią wszystko, aby nie wygrał Andrzej Duda i by prezes Kaczyński nie domknął swojego projektu, by był w Warszawie Budapeszt, a może Ankara.

Te proporcje są prawdziwe. Pokazują one, jak trudna jest przed nami droga, ile trzeba wysiłku, aby zmobilizować tych, co mówią – zostawcie mnie w spokoju, mój świat jest OK, ta władza dała na dzieci, da na wypoczynek, dała 13 emeryturę – czego chcieć więcej. I jeszcze jedno – to jest władza, a władzę trzeba szanować, mówi nam to Kościół – matka nasza, mówi to nasza chłopska kultura.

Dynamika procesów społecznych w Polsce jest duża. Znacznie większa niż przywołane przykłady zachowań, mających swe źródło w historii stanowego społeczeństwa z dominującym (liczebnie) stanem chłopskim, z jego poddaństwem wobec pana. Poddaństwem, które, przypomnę, znosiła obca, niepolska władza.

Zarysowany wyżej obraz to pewna przesada, ale to zabieg celowy. Procesy społeczne dają jednak skutki w skali co najmniej dziesięcioleci.

A do wyborów zostało dwadzieścia dni.

Do roboty! Wszyscy!

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Szykany za plakaty z Szumowskim

Następny

W czasach zdalnej pracy

Zostaw komentarz