Posłowie Lewicy upominają się o pracowników, którzy wbrew prawu są zatrudniani na niekorzystnych dla siebie, „elastycznych” umowach, a także o emerytów, którzy mając taką historię zatrudnienia mogą nie uzyskać choćby minimalnego świadczenia.
O ludzi, którzy całymi latami pracowali na umowach śmieciowych, a zatem nie są w stanie wykazać, że mają wymagany staż pracy do emerytury minimalnej, upomniała się posłanka Magdalena Biejat.
– W tej chwili w wiek emerytalny wchodzą osoby, które pracowały w latach 90. na umowach „śmieciowych”, nieoskładkowanych, które odczuwają długofalowe konsekwencje patologii rynku pracy w Polsce po transformacji – tłumaczy cel złożenia projektu ustawy Magdalena Biejat, posłanka Lewicy Razem i jedna z wiceprzewodniczących klubu Lewicy. Przywołuje na poparcie swoich słów statystyki: w 2020 r. kryteriów otrzymania emerytury minimalnej nie spełniło 330 tys. osób. Dziewięć lat wcześniej było ich o trzysta tysięcy mniej.
W przyszłości lepiej nie będzie,
bo w wiek emerytalny systematycznie zaczną wchodzić osoby, które większość swojego zawodowego życia spędziły na niestabilnym rynku pracy pełnym „elastycznych form zatrudnienia”. W 2018 r. Polska zajmowała drugie miejsce w Unii Europejskiej pod względem rozpowszechnienia umów śmieciowych. Młodzi pracownicy o umowie o pracę często zaledwie słyszeli. O to, by przy okazji pandemii zrobić porządek ze śmieciówkami, apelowali na początku koronawirusowych obostrzeń lewicowi ekonomiści i związkowcy. Zostali zignorowani.
Nie wszystkie umowy śmieciowe zostały w projekcie potraktowane tak samo. Na razie klub Lewicy oczekuje, że do stażu pracy, wymaganego przy staraniach o emeryturę minimalną, wliczać się będzie czas pracy
na umowach zlecenie.
To one są nadużywane najczęściej, gdy w rzeczywistości w grę wchodzi zwykłe wykonywanie obowiązków pod kierunkiem przełożonych, w określonym miejscu i czasie – a więc przy spełnieniu kryteriów zatrudnienia na etacie.
Magdalena Biejat szacuje, że gdyby ustawa przeszła, dałaby już teraz szansę na minimalne świadczenie ok. 76 tys. seniorów i seniorek. W pierwszej kolejności właśnie kobiet – to im częściej brakuje stażu pracy, by załapać się chociaż na minimalną emeryturę. Od marca 2021 r. to 1250,88 zł brutto (1066,24 zł netto).
Lewica przekonywała w Sejmie do podwyższenia emerytury minimalnej, ale stosowny projekt przepadł już w komisji polityki społecznej. Odrzucili go zarówno posłowie PiS, jak i opozycja z KO. Teraz socjaldemokraci przypominają, że trzynasta i czternasta emerytura, czyli pomysły PiS, to za mało, gdyż są w Polsce emeryci, którzy otrzymują co miesiąc kwoty kilkusetzłotowe lub nawet jeszcze niższe.
Ze śmieciówkami, których być nie powinno, walczy również poseł Adrian Zandberg. Złożony przez niego projekt kolejnej ustawy jest banalnie prosty:
chodzi o to, by dać inspektorom Państwowej Inspekcji Pracy uprawnienia do automatycznej zmiany umowy śmieciowej na umowę o pracę.
Następowałoby to, gdyby w trakcie kontroli w przedsiębiorstwie inspektor PIP ustalił, że relacje właściciela firmy i zatrudnianego śmieciowo „współpracownika” w rzeczywistości wyglądają tak, jak w Kodeksie Pracy definiuje się pracę na etacie.
Lewica przekuła w projekt ustawy postulaty płynącej z samej PIP: organizacja od dawna wskazywała, że jej inspektorzy nie mają narzędzi, by skutecznie kontrolować firmy i gwarantować przestrzeganie przepisów. Większych uprawnień w zakresie zwalczania „śmieciówek”, które służą wyłącznie cięciu kosztów przez biznes, domagał się Główny Inspektor Pracy. Postulat taki jest również w programie Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Obecnie inspektor pracy, gdy zorientuje się, że osoba z umową o dzieło lub zlecenie powinna być etatowym pracownikiem, może jedynie wnieść powództwo o ustalenie stosunku pracy do sądu pracy, który – jak i inne sądy w Polsce – działa, delikatnie mówiąc, powoli.
Jak przypomina na Facebooku Radosław Koba, jeden ze współpracowników posła Zandberga, w trakcie kontroli w 2019 r. inspektorzy zakwestionowali niemal co dziesiątą umowę zlecenie i aż 22 proc. umów o dzieło. Nie było przy tym branży, która byłaby wolna od naciągania przepisów w tym zakresie. Gdyby propozycja Lewicy przeszła przez Sejm – co wydaje się jednak kompletnie fantastyczne przy obecnym rozkładzie sił w parlamencie – kolejnym krokiem powinno być kadrowe i finansowe wzmocnienie samej Państwowej Inspekcji Pracy.