Gdy pisałem noworoczne życzenia rok temu, to pozwoliłem sobie lekko nawet trysnąć optymizmem.
Pandemia dochodziła do końca, pieniądze na KPO były już prawie w naszych portfelach, wizja lukstorped śmigających po Polsce i nowo-otwartych żłobków sfinansowanych z Europejskiego Funduszu Odbudowy poruszała wyobraźnię. To miał być lot w kosmos dla polskiej gospodarki.
Ale zamiast latania w przestworza, dostaliśmy podróż do okopów z pierwszej wojny światowej i ludobójstwa rodem z tej drugiej. Plus inflacja i kryzys na granicy z Białorusią, gdzie w imieniu europejskich wartości, dokonywaliśmy push-backów uchodźców na drugą stronę płotu. I mówię to nieironicznie, bo push-backi to stały element polityki państw europejskich. Tylko o tym się nie mówi, bo nie wypada. Przecież jako Europa i jako Zachód jesteśmy tacy dobrzy i praworządni, tylko ta pisowska Polska straszna i podła.
Jeżeli czegokolwiek lata 2021 i 2022 powinny nas nauczyć to tego, że zawsze może być gorzej. Zawsze ktoś może zaatakować jakiś kraj, zawsze jakiś wirus może się zmutować, konflikt może eskalować, katastrofa może się przydarzyć w każdym miejscu. Nasz bezpieczny stary kontynent otoczony frontexowym drutem, nie jest już taki bezpieczny. Nie jesteśmy ani odporni na to, co się dzieje, ani przygotowani. Ani z kierunku naszej najbliższej okolicy, ani ze świata. Wszystkie problemy z przeróżnych zakątków globu odbijają się tutaj, między Lizboną i Lublinem, czy nam się podoba, czy nie.
Dobrze nie było nigdy, ale przynajmniej było jakoś podobnie. Teraz ślizgając cztery litery po równi pochyłej, pozostaje zatęsknić za czasami, które minęły. No i zapiąć pasy, bo przed nami rok wyborczy i jedna z najbardziej toksycznych kampanii III RP.