27 kwietnia 2024

loader

Kasandrycznie

fot. red

Wszelkie znaki na ziemi, niebie oraz prognozy profesora Grzegorza Kołodki wskazują, że stan polskiej gospodarki zmieni się na gorszy. Ale „Polski w ruinie”, przez rządy PiS tak zdołowanej, w roku 2023 nie doświadczymy.

Inflacja jesienią przyszłego roku będzie niższa niż zapowiadana teraz w mediach. Zwłaszcza przez komentatorów sympatyzujących z opozycją antyPiSowską. Oczywiście ceny rosnąć będą dalej, ale już wolniej. Bardziej prawdopodobny jest ich wzrost na poziomie ośmiu procent, a nie osiemnastu. Jak teraz. Zatem inflacja dalej będzie dotkliwa, ale już nieszokująca dla ubożejącego społeczeństwa. Zło już oswojone.

W ślad za rosnącą inflacją wzrośnie bezrobocie. Ale też nie tak radykalnie, jak opozycyjne media dziś straszą. Nie wzrośnie wysoko, bo nasze społeczeństwo wchodzi w dołek demograficzny. Jest obywateli polskich coraz mniej i coraz starszych. Skurczyliśmy się już z 38 do 37 milionów. I gdyby nie migracja Ukrainek i ich dzieci to wyludnienie Polski byłoby już widoczne.

Polska nadal będzie atrakcyjną dla emigrantów. Pomimo że kurs złotego polskiego do dolara i euro będzie podobny do dzisiejszego. Ale to przyszłoroczne polskie „gorzej” i tak będzie lepsze od warunków życia w Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, Bangladeszu i Filipinach. Pomimo pogorszenia stanu gospodarki Polska nadal też będzie atrakcyjną dla inwestorów zagranicznych. Zwłaszcza zainteresowanych budową montowni, magazynów, centów logistycznych. Bo Polska to nadal ludny kraj, duża gospodarka i nadal bezpieczna pomimo toczącej się w sąsiedztwie wojny.

Sprzyjać temu będą ustabilizowane i bardziej przewidywalne ceny surowców energetycznych oraz niższe stopy procentowe czyniące kredyty bankowe ludzkimi bardziej. Zapewne dlatego też produkcja przemysłowa w Polsce nie spadnie, a może wzrosnąć nawet. Eksport towarów i usług z Polski rósł będzie szybciej niż import, dzięki słabemu złotemu.

Nie oznacza to, że poziom wzrostu płac w Polsce dogoni poziom inflacji. Będzie za to wysoka rewaloryzacja emerytur. Odczuwalna przez kilka kwartałów, zanim inflacja ją pożre. Hasło „Kto ma emeryta w rodzie tego bieda nie pobodzie” będzie w 2023 roku aktualne, a prorodzinni emeryci cenni.

Wzrośnie też, i to pewnie solidnie, deficyt budżetowy państwa polskiego. Ale jego negatywnych skutków w 2023 roku obywatele naszego państwa jeszcze nie odczują. Zatem w roku 2023 nie będzie aż tak źle, jak to teraz opozycja wieszczy. I nie będzie tak dobrze, jak głosić będą w przyszłym roku prorządowe media.

W przyszłym roku odbędą się wybory parlamentarne. Opozycja liczy, że tym razem to wysoka inflacja doprowadzi wreszcie do spadku popularności tego antydemokratycznego, przeżartego aferami i złodziejstwem PiS. Rządzący PiS liczy też na opozycję. Straszącą dziś przyszłoroczną „Polską w ruinie”. Bo kiedy okaże się, że chociaż jest gorzej, to jednak nie aż tak jak to opozycja ciągle obiecywała, to wówczas rządzący PiS ogłosi kolejny sukces swych rządów. I złoży wyborcom ofertę. Co lepsze jest? Polska bieda, ta ciasna, ale własna, czy proponowana przez opozycję obca niewola? Ruska, niemiecka, albo transseksualna.

Dlatego, jeśli antyPiSowska opozycja myśli, że może sobie teraz przysnąć, bo dzięki rosnącej inflacji, popularność opozycji sama wzrośnie, to niech obudzi się szybko. Same tylko wzrosty poparcia w przedwyborczych sondażach zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach nie gwarantują.

Redakcja

Poprzedni

Emilian Kamiński (1952-2022)

Następny

Mimo wszystko, szczęśliwego