8 listopada 2024

loader

Misiewicze idą do MSZ

W ramach wielkiej wymiany kadr w Ministerstwie Spraw Zagranicznych planuje się obniżenie standardów wymagań stawianych osobom na kierowniczych stanowiskach i pracownikom kontraktowym. – Nie, wcale nie chodzi o otwarcie drzwi dla niewykwalifikowanych – zaklinają rzeczywistość politycy PiS.

Już kilka miesięcy temu pojawiła się wiadomość, że w MSZ szykuje się czystka: wejdzie w życie nowa ustawa o służbie zagranicznej, wszyscy dyplomaci zakończą pracę, a kto wydaje się obecnym władzom potrzebny, wiarygodny, a nie „postkomunistyczny” – otrzyma po kilku miesiącach nową propozycję. Prace nad projektem ustawy przeciągały się jednak i sprawa nabiera tempa dopiero teraz, po tym, gdy Jarosław Kaczyński osobiście skrytykował fakt, że ciągnie się tak długo.
PiS oczywiście twierdzi, że naprawia dyplomację, usuwając ludzi, którzy za PRL-owskie powiązania dawno powinni zostać usunięci, a zapewnia napływ młodych i patriotycznie nastawionych talentów. Wczoraj jednak okazało się, że od owych talentów wymaga doprawdy niewiele. W nowej ustawie nie ma zapisu o obowiązkowej znajomości (udokumentowanej) dwóch języków obcych dla osób, które aspirują na stanowiska kierownicze. A gdy chodzi o kryteria zatrudniania pracowników kontraktowych, nie ma nawet wymogu posiadania wykształcenia wyższego. Zostało tylko ogólnikowe „specjalistyczna wiedza i doświadczenie”. Napisać wprost, że pracę będą mogli dostać mierni, ale wierni, jakby nie wypadało.
Jak PiS uzasadnia brak standardowego w dyplomacji wymogu ponadprzeciętnej znajomości języków? – To nie jest kwestia tego, że w intencji tej zmiany jest chęć otworzenia drzwi dla osób niedoświadczonych i niekompetentnych, a raczej poszerzenie możliwości zatrudniania ludzi – tłumaczyła na posiedzeniu odpowiedniej sejmowej podkomisji posłanka Joanna Lichocka. Zasiadający w komisji przedstawiciele PO nie mają wątpliwości: PiS chce zapełnić ministerstwo swoimi ludźmi, ale brakuje mu naprawdę przygotowanych do tej pracy kandydatów. Tym razem z liberalną opozycją można się zasadniczo zgodzić. Nowi „misiewicze”, tym razem w MSZ, to tylko kwestia (niezbyt długiego) czasu?

trybuna.info

Poprzedni

RPO broni NGO-sów

Następny

Kanister z rezerwą