Trudno się nie uśmiechnąć, czytając, jak władza skacze sobie do oczu. W momencie, gdy łódka PiS płynie coraz wolniej i coraz większe góry lodowe na horyzoncie, na mostku kapitańskim hula tak, że zaraz może łajbę wywrócić. Pytanie, czy wcześniej z te łajby kapitan Kaczyński nie zacznie wyrzucać oficerów pokładowych, zaczynając od bosmana Morawieckiego. Nie pierwszy to raz, gdy rzuca się na pożarcie premiera albo ministra. Kto jeszcze pamięta koncepcję tzw. zderzaków, jak swoich ministrów nazywał Lech Wałęsa?
Na niekorzyść Morawieckiego przemawia nie tylko, to co się dzieje w rządzie i to, w jak negatywny sposób władza zaczyna być odbierana. Na konto premiera idzie przede wszystkim fiasko negocjacji z Unią Europejską. Pieniądze z UE są władzy niezbędne do kampanii wyborczej, a Morawiecki wielokrotnie zapewniał, że z UE da się dogadać. Tymczasem pieniędzy nie ma i pojawiają się pierwsze informacje, że UE może zablokować nie tylko środki Krajowego Planu Odbudowy, co w ogóle wszystkie, także z funduszu spójności. Morawiecki, który miał być tą milsza twarzą Polski w UE i miał zapewnić sukces, dziś okazuje się politykiem przegranym, który walizek z euro nie dowozi. W polityce wewnętrznej jest jeszcze gorzej, albowiem, nawet jeśli PIS ma Sejm, prezydenta i Trybunał Konstytucyjny, to niekoniecznie ma go Morawiecki. Dodatkowo pozbawiono go ministra Dworczyka, a wsadzono Kuchcińskiego, co oznacza, że Morawiecki właściwie został bez dostępu do jakiejkolwiek urzędniczej sprawczości. Kuchciński nie będzie przecież biegał załatwiać tysiąca spraw związanych z popychaniem i wdrażaniem procesów decyzyjnych, ale, jako polityk z większym stażem i ambicjami, będzie prowadził własną agendę. Morawiecki może mieć więc najlepsze pomysły, ale bez wpływu na aparat urzędniczy wszystko rozbije się o jedno wielkie, „nie da się” i „nie w tym terminie”.
Tyle że główny rywal Mateusza Morawieckiego, czyli, jak powszechnie się o tym mówi, Jacek Sasin sytuację ma wcale nie lepszą. Przygotowanie lotu do Smoleńska, czy wybory kopertowe to tylko jedne z wielu „sukcesów” ministra Sasina. Wydawało się, że ministerstwo aktywów państwowych to stosunkowo łatwa fucha. W końcu każdy z państwowych czempionów, czy to energetycznych, czy paliwowych, to niemal samograj. Tymczasem kryzys energetyczno-paliwowy sprawił, że to wyjątkowo gorący fotel. Prawo i Sprawiedliwość, całkiem słusznie, zakwestionowało paradygmat wolnorynkowy w nadzorze nad spółkami skarbu państwa. Właścicielstwo państwowe powinno się sprowadzać do użyteczności publicznej a nie wyłącznie do zysku z kapitału. Tyle, że tym samym państwo PiS wzięło na siebie ciężar zapewniania, że spółki skarbu państwa będą wykonywać swoje zadania właściwie. Nie mogą się już zasłaniać zarządem, zwłaszcza że w modelu obranym przez PiS, nikt nie wierzy, że taki Obajtek, jest niezależnym menadżerem. Nie może więc zasłaniać się także Jacek Sasin.
Tymczasem na każdej fakturze o podwyżce prądu, czy gazu widnieje logo spółki nadzorowanej przez Sasina. To minister Sasin ma zapewniać, że spółki nie wydrenują kieszeni Polaków. Stąd, dość kuriozalne, ostatnio dyskusje Sasina z adminem spółki Tauron na twitterze. A jakby tego było mało, zbliża się termin realizacji letnich Igrzysk Europy, co też ponoć jest na barkach Jacka Sasina.
Wbrew pozorom fakt, że skonfliktowani są ze sobą premier i wicepremier dla Kaczyńskiego jest akurat korzystny. On lubi wcielać się w rolę rozjemcy przeciwnych frakcji. Tyle że to działa, gdy władza ma wysokie notowania i widoki na zwycięstwo. Kaczyński może więc zechcieć po zimie zrobić nowy otwarcie, ale takie prawdziwe, z przytupem. A to oznacza, że z nie tyle dokona wyboru albo Morawiecki, albo Sasin, co po prostu usunie ich obu.