8 listopada 2024

loader

Most na rzece RozPacz

Nigdy nie miałem wątpliwości, co do ogólnego obrazu świadomości społecznej mojego narodu oraz tegoż narodu zdrowego rozsądku i pomyślunku. Jak mawiał Zygmunt Bauman, naród/społeczeństwo, jest jak most pylonowy: tak silny/e, jak najsłabsze jego przęsło.

U nas mosty zawieszane były od dawna bardzo nisko. Na wypadek zerwania, aby uniknąć wielkich strat. Trudno winić most, że jest lichy i wątły, bo sam się nie zaprojektował i nie postawił. Od lat bowiem za architekturę biorą się u nas miernoty, których błędy konstrukcyjne powielają kolejne pokolenia wyuczone na dyletanctwie poprzedników.

W przedszkolu u mojego dziecka ogłoszono, że u jednego z rodziców z grupy Lwiątek wykryto covid. Rodzic ów poinformować miał o tym fakcie dyrekcję, tego dnia, kiedy dostał pozytywny wynik. Wyników na covid nie dostaje się od ręki; trwa to co najmniej dzień-dwa. Przez ten czas pociecha rodzica z covidem, jak gdyby nigdy nic, chodziła do grupy z innymi dziećmi. Żona moja, wierząca wciąż w ludzką przyzwoitość i wyznająca „skandynawski legalizm” zawyrokowała, że najpewniej człowiek został „wymazany” w pracy, z dnia na dzień, albo dowiedział się o tym że jest zakażony przypadkiem, np. przy przyjęciu do szpitala na planowy zabieg. W końcu nadal jeszcze działają w tym kraju inne, niż covidowe, szpitale, a w nich leczy się chorych nie tylko z covidu. Czasem może się trafić, że wraz z podagrą oblecze człowieka i koronawirus. Ja jednak legalizm w Polsce uważam za ciało obce, które nigdy na tej ziemi się nie przyjmie, bo nie ma odpowiednich warunków wzrostu. Owszem, coś tam wykiełkuje, nawet wyrośnie, ale będzie tak rachityczne i karłowate, że nigdy nie przebije się wyżej niż runo leśne i kosodrzewina. U nas udają się tylko gatunki pionierskie: szybki wzrost, ale słabe korzenie i spora łamliwość. Tak czy inaczej, od razu wiedziałem, że rodzic z covidem, to nie kwestia badania ad hoc ani wynik przesiewowy przed hospitalizacją. Człowiek miał styczność, przebadał się, a przez dwa dni funkcjonował najnormalniej w świecie razem ze swoją progeniturą. Przecież jego wolność nie może być ograniczana przez wolność byle grupki Lwiątek. Tak to się niestety kończy, kiedy od maleńkości wzrastamy w alienacji totalnej, która, w wieku rozrodczym i w środowisku zawodowym tylko się potęguje. Moje musi być na wierzchu, a reszta niech spada na bambus. Przecież nie przełożę spotkania, asap-u, tel-ko i nie zostawię dzieciaka w domu, bo zawali mi się kontrakt. Albo: jestem na tyle próżny i zwyczajnie głupi, że mam w odbytnicy zagrożenia; płacę, to wymagam. Obie opcje są możliwe i nawzajem się nie wykluczają.

Chwilę po tej akcji, dyrekcja przedszkola rozesłała alarmistyczne mejle, w których przypominała rodzicom, że jeśli decydują się na test na covid, w czasie, od jego przeprowadzenia, do otrzymania wyniku, winni nie przyprowadzać dzieci do placówki. Ongiś, Jan Maria Rokita nazywał takie truizmy „rudymentami”. Nie wkłada się kota do pralki, bo może być to dla niego traumatyczne przeżycie. Nie spuszcza się chomika z balkonu na siatce, bo to nie latawiec. Takie i podobne opowiastki krążyły w latach 90. po ludziach, jako przykłady tego, jak w Ameryce pusty lud jest instruowany przez producentów wyrobów AGD, na okoliczność procesu wytoczonego przez amatorów prania kotów w pralkach. Wtedy, wydawało się to absolutną niedorzecznością; że homo sapiens potrzebuje podobnych wskazówek, wiedząc jednocześnie, że to przerażające, że żyją wśród nas ludzie, którzy dopuścili się robienia z chomika latawca. Dziś, tu i teraz, okazuje się, że przy dobrej, organicznej pracy u podstaw polskiego zdrowego rozsądku, przez 30 lat kapitalizmu, dorobiliśmy się swoich golemów, których korporacje „fokusują” na sukces i poją zlewkami tego, co na Zachodzie jest ambrozją chłeptaną od lat. Polak jest jednak na tyle pazerny, że nasiąka nią jak gąbka, nadrabiając zaległości niczym prawdziwy prymus.

Co więc zrobić, żeby przęsła w moście były mocniejsze; jak wzmocnić konstrukcję, w które miejsca wpuścić żelbeton, jak inaczej położyć szalunki? Z jednej strony: trzeba nas wciąż edukować; tłumaczyć, w mediach zwłaszcza, w szkole, że nie tylko ja, że istnieją też inni. Słabsi, chorzy, chromi, biedni. Takie „rudymenty”. Twoje zachowania nie są tylko twoje, bo nie żyjesz w próżni, nawet, jeśli jesteś zamknięty na hołmofisie, nawet jeśli przeokrutnie cię wkurwia noszenie maseczki i przeczytałeś w necie całą serię artykułów, że to wszystko spisek, to-dla świętego spokoju innych, którzy nie są tak mądrzy jak ty i nie czytali-nie dawaj im powodów do jeszcze większego, niepotrzebnego strachu. To jednak tylko część recepty. Druga strona zawiera lek, który jest dużo trudniejszy w aplikowaniu, ma jednak znacznie szybsze działanie pożądane. Za głupotę się płaci. W tym wypadku, pieniędzmi. Bo taka lekcja najbardziej jest przyswajalna. I nie działa to tylko w przypadku covidu. Musi mieć zastosowanie do z pozoru błahych wykroczeń, bo to z tych rodzą się te wielkie. Jedziesz po drodze za szybko-oddajesz proporcjonalnie do swoich zarobków. Parkujesz na trawniku, płacisz za nowy trawnik. Wyrzucasz śmieci do lasu-sadzisz młodnik sam albo opłacasz szkółkę leśną. Bijesz żonę, nie płacisz alimentów-idziesz pracować do hospicjum na rok plus dotkliwa grzywna. Bo myślenie „legalistyczne” to nie u nas. U nas ludzie za harde i za głupie, panie Janie kochany…

Jarek Ważny

Poprzedni

Interes życia Daniela Obajtka

Następny

Flaczki tygodnia

Zostaw komentarz