Kupa śmiechu była wokół opublikowanych przez TOK FM fragmentów przesłuchań kandydatów do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Ale śmiech przeplatał się z autentycznym przerażeniem: to tacy ludzie chcą kandydować do struktury, która może jedną decyzją powodować śmierć zawodową i cywilną polskich prawników? To tacy ludzie, dewoci, niedokształceni lub po prostu mało inteligentni chcą decydować o kształcie polskiego wymiaru sprawiedliwości, który sobie wymarzył PiS? Straszne.
Oto notariusz, który uważa, że o jego wartości jako członka Izby Dyscyplinarnej świadczą jego akty notarialne, a nie jakiś tam prace naukowe. Oto sędzia sądu okręgowego (!), który bez wstydu i argumentów reklamuje się, używając jakichś wypowiedzi na poziomie pięciolatka. Pani za całe kwalifikacje mająca poukładane (gratulujemy!) życie rodzinne. Sędzia za zaszczyt i najlepsze referencje uważający swe przegrane sprawy przed sądem dyscyplinarnym, prawnik przekonany, że stoi za nim biblijna przypowieść.
Radio TOK FM, reprezentujące przecież neoliberalne elity Polski, nieprzypadkowo zamieściło te kompromitujące kandydatów fragmenty. Rzucono je w przestrzeń publiczną, by pokazać: „patrzcie oto, jak niski poziom prezentują ci, którymi PiS ciąć będzie jak mieczem niepokornych i szlachetnych sędziów, który brzydzą się współpracą z autorytarną władzą. Zobaczcie, jak niski poziom prezentują potencjalni pretorianie Kaczyńskiego”. W domyśle – za czasów naszej władzy takiego czegoś nie było. To jest oczywiście prawda, ale niecała.
Bo byłoby dla TOK FM idealnie, gdyby ci wszyscy ludzie zostali prawnikami w 2015 roku, zaraz po dojściu do władzy przez PiS i niosący swe oszałamiające argumenty przed oblicze nowych panów przez ostatnie dwa lata. Tyle, że to niemożliwe. To są prawnicy, którzy nie wzięli się z powietrza. Oni tu byli już w III RP. Oni sądzili, bronili, oskarżali, pisali akty notarialne. Jeżeli poziom ich pracy i jej owoce w postaci wyroków, decyzji i postanowień, czyli to, z czym mieli do czynienia zwykli ludzie, był taki jak argumentacja pokazana podczas aplikowania do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, to wnioski są wstrząsające.
Oczywiście, można założyć, że TOK FM coś tam wycięło z kontekstu, czegoś nie dopowiedziało, słowem, troszkę manipulowało. To nieładnie, ale się zdarza. Można też przyjąć założenie, że z obecną władzą chcą współpracować tylko udzie o intelekcie przegrywającym pojedynek z intelektem ukwiału. Inni zaś, mądrzejsi, do Izby Dyscyplinarnej zgłaszać się nie mają zamiaru. Mało możliwe, ale niech będzie. A co, jeśli kandydaci do Izby Dyscyplinarnej to średnia statystyczna polskiego wymiaru sprawiedliwości?
Byłby to żywy dowód, że niska społeczna ocena całego polskiego wymiaru sprawiedliwości ma swoje uzasadnienie. Że ta grupa zawodowa pozbawiona była elementarnych mechanizmów wewnętrznej selekcji, pozwalającej na eliminowanie najsłabszych profesjonalnie swoich członków, kierowała się źle pojmowaną zasadą korporacyjnej solidarności i pozwalała przez całe lata funkcjonować w swojej przestrzeni ludziom, których szeroko rozumiane kwalifikacje do tego zawodu są niewielkie lub żadne. Powie ktoś, że przesadzam, bo w każdej grupie znajdą się ludzie nieprofesjonalni, nieobiektywni i zwykli durnie. Nie. Przez tyle lat słyszałem, że to najlepsi z najlepszych, elita elit, ludzie bez skazy i ze spiżu odlani, że teraz mam prawo mieć swoje wobec nich oczekiwania. Tyle lat mówili, że nie można mieszać się w ich sprawy, bo ich zawód cechują wysokie kwalifikacje moralne, tak wysokie, że nie prześlizgnie się przez to sito nikt, kto nie zasługuj na społeczne zaufanie. To nieprawda.
A zatem rację ma Ziobro i jego kompania, kiedy wmawiają nam, że trzeba tę kastę żelazną miotłą wymieść i wymienić na prawdziwych i nieskalanych bo pisowskich sędziów? Też nie.
I PO, i teraz PiS niczego innego nie chcieli i nie chcą, jak tylko dysponować posłuszną grupą prawników, która chronić będzie ich klasowe i partykularne interesy. Istota się nie zmienia przecież – prawo służyć ma klasie panującej. Zmieniają się tylko szczegóły tego dealu, w którym nie chodzi o sprawiedliwość dla wszystkich, tylko dla wybranych. Przypomnijcie sobie umorzenie sprawy o narażenie utraty życia i zdrowia ukraińskiej pracownicy, którą pracodawca wywiózł wpółumierającą na przystanek autobusowy. Sąd uzasadniał umorzenie niską szkodliwością czynu i perspektywami rozwoju firmy dającej pracę.
Dopóki nie wywrócimy stolika zwanego neoliberalnym systemem kapitalistycznym, żadnych zmian w systemie sprawiedliwości nie możemy oczekiwać.