„Edukacja seksualna ma na celu ochronę dzieci, ale ten temat jest upolityczniany” – mówi w rozmowie
z Kamilą Terpiał (wiadomo.co) seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz.
PO: PiS znowu szuka nowego wroga
Była premier Ewa Kopacz po sobotniej konwencji PiS-u apeluje do Jarosława Kaczyńskiego: – Panie Kaczyński, mówię to ja, Ewa Kopacz jako pediatra i matka, proszę nie używać dzieci jako tarczy w tej kampanii. Proszę dzieci nie używać w tej kampanii jako panaceum na pańskie problemy!
Przypomnijmy, Jarosław Kaczyński w sobotę na regionalnej konwencji PiS w Jasionce wystąpił przeciwko „atakowi na dzieci i rodzinę”, jakim w jego przekonaniu ma być podpisana przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego deklaracja LGBT+ i edukacja seksualna w szkołach. – To socjotechnika, która ma zmienić człowieka. W jej centrum jest bardzo wczesna seksualizacja dzieci – przekonywał prezes PiS.
– Prezes potrzebuje wroga. Podczas poprzedniej kampanii wyborczej głównym wrogiem, który miał nam zagrażać, byli uchodźcy. W tej kampanii wymyślił nowego wroga, ponieważ nie jest w stanie wytłumaczyć się z „Układu Kaczyńskiego” i tego, jak przeprowadzi swoje reformy. Nowym wrogiem są osoby o innej orientacji seksualnej. Najwyższy czas, żebyśmy w Polsce budowali wspólnotę, a nie ciągle dzielili ludzie na gorszych i lepszych – mówiła na konferencji prasowej wicemarszałek Sejmu z PO, Małgorzata Kidawa-Błońska.
Temat edukacji seksualnej jest ideologizowany i upolityczniany.
KAMILA TERPIAŁ: Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas sobotniej konwencji partii przekonywał, że trzeba bronić polskich dzieci przed seksualizacją. Trzeba?
ZBIGNIEW LEW-STAROWICZ: Edukacja seksualna właśnie to ma na celu. Ma ratować dzieci przed pedofilami, różnymi formami przemocy seksualnej, ma chronić przed niewiedzą, bolesnymi i przykrymi doświadczeniami. Ma na celu ochronę dzieci.
Edukacja seksualna to mowa o złym dotyku, a nie „nauka masturbacji”? Bo tym straszą politycy PiS-u.
Nie ma mowy o uczeniu dzieci masturbacji. Ktoś, kto tak mówi, opowiada bzdury. Dzieci i tak to robią, ale chodzi tylko o to, żeby rodzice wiedzieli, która z przyczyn masturbacji wchodzi w grę: infekcja, zachowania neurotyczne czy odkrywanie własnego ciała. Chodzi o spokojne, ale nie zachęcające podejście.
Politycy partii rządzącej nie powinni straszyć edukacją seksualną zgodną ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia?
Deklaracja WHO niczego nie narzuca, to jest tylko propozycja. W dodatku uwzględnia się w niej dwie ważne rzeczy: współpracę między rodzicami, kadrą specjalistyczną, szkołą oraz czynnik środowiskowo-kulturowy. Przecież ta deklaracja byłaby nie do zastosowania w krajach islamskich. Więc nie przesadzajmy.
Ja sam jestem przeciwko eksperymentom, takim jak przebieranie chłopców za dziewczynki. O tożsamość należy dbać, ale nie ją zakłócać. Najwięcej do powiedzenia powinni mieć eksperci.
Dlaczego samo sformułowanie „edukacja seksualna” budzi lęk?
Demonizują ją przede wszystkim ci, którzy stawiają na wychowanie do małżeństwa heteroseksualnego i życia rodzinnego. W szkołach w tej chwili jest realizowany właśnie taki model wychowania. Edukacja seksualna jest czymś innym. Uwzględnia także związki i życie rodzinne, ale największy nacisk kładzie na seksualność człowieka. A seksualność jest pojęciem integralnym, obejmuje aspekty biologiczne, psychiczne i społeczne.
Na temat edukacji seksualnej dużo jest niewiedzy, mitów i stereotypów. Poza tym postrzega się ją poprzez działania ruchów feministycznych czy LGBT, ale nie dostrzega się tej realizowanej przez zespoły ekspertów.
Nie ma pan poczucia, że pana głos, jako jednego z najbardziej znanych ekspertów w tej dziedzinie, jest wysłuchany i zrozumiany?
Nie, czuję się bezradny. I niewiele mogę zrobić. Przyznam, że mam poczucie osobistej klęski. Zajmuję się edukacją seksualną od 40 lat, napisałem wiele podręczników. I co? No właśnie nic. Czuję się niestety zrezygnowany.
Kiedyś wierzyłem, że realizowana będzie nowoczesna edukacja seksualna, która pomoże w dorosłym życiu. Teraz jestem nastawiony sceptycznie. To jest niemożliwe.
Dlaczego?
Ten temat jest ideologizowany i upolityczniany. Nikt nie słucha ekspertów. Nie ma ich nawet podczas publicznych debat. Co mają czuć rodzice, którzy słyszą, jak prezes partii rządzącej straszy edukacją seksualną? Pojawia się napięcie i wątpliwości. Niesłusznie. To przecież nic złego, a wręcz przeciwnie.
Chodzi o to, aby w nowym świecie każdy mógł się odnaleźć, a jego inność była szanowana i tolerowana, chociaż nie narzucana. Jesteśmy zróżnicowani i każdy ma prawo do bycia w społeczeństwie obywatelskim.
Jak dużo złego może przynieść taka wykluczająca retoryka?
Istnieje takie pojęcie jak „stres mniejszościowy”. Te osoby żyją po prostu w innym świecie. A jeżeli jest on traktowany jako patologiczny czy przestępczy, to może doprowadzić do negatywnych psychicznych następstw, łącznie z próbami samobójczymi, a zwłaszcza do agresji w stosunku do tych osób. Oni i tak agresji już doświadczają, o czym świadczą raporty opracowywane przez organizacje LGBT. Tej agresji jest naprawdę dużo i politycy nie powinni jej podsycać.
Język nienawiści doprowadził niedawno do śmierci prezydenta Gdańska, oby nie zaowocował śmiercią gejów, lesbijek czy osób transseksualnych.
Politycy posługujący się takim językiem nie mają świadomości konsekwencji czy robią to z premedytacją?
Politycy walczą o władzę, a cel niestety uświęca środki.
Takie hasła nie trafiają w próżnię. Dlaczego ludzie tak łatwo im ulegają?
W pamięci cały czas powinniśmy mieć pewien przykład – Niemcy, naród filozofów, o wysokiej kulturze i wspaniałej literaturze, dał się uwieść. Takie przykłady można znaleźć także w innych rozwiniętych społeczeństwach. Chodzi o to, że można uwieść. To nie jest trudne. Ale co dalej?