30 listopada 2024

loader

O upadku wspólnoty

Brałem kiedyś udział w rytuale zakupu mieszkania. Napisałem „rytuale”, bo zdziwiła mnie ceremonialność, z jaką prezes spółdzielni wypowiadał formuły – zaklęcia. Rytuały są ważne w życiu wspólnoty. Dzięki nim zamiast nabyć nieruchomość kupujemy dom (lepiej to widać na przykładzie angielskich house i home). Dzięki rytuałom matura jest egzaminem dojrzałości. Żona przestaje być dziewczyną. I tak dalej.

Dzięki rytuałowi wyborów prezydent zostaje głową państwa. Wybory korespondencyjne to taki udawany ślub nastolatków. „Prezydent z koperty” nie będzie traktowany poważnie. Forsowanie wyborów korespondencyjnych obnaża alienację obozu rządzącego. W narracji o uwłaszczeniu nomenklatury, dojście PiS do władzy było przywróceniem państwa Polakom. Tak naprawdę nie było, ale PiS do pewnego momentu udawało się wytwarzać takie wrażenie. Teraz powoli ta maska opada i ukazuje cyników, dla których rodzina, wiara, praworządność i patriotyzm są tylko narzędziami do poszerzania wpływów.

Trwa legislacyjny cyrk. Państwo będzie jeszcze bardziej z kartonu (niektórzy proponują: z dykty? z papieru toaletowego?). Na doraźne potrzeby władzy nagina się prawo. Na doraźne potrzeby obywateli tworzy się biurokratyczne idiotyzmy. Wraz z prezydentem powagę tracą inne instytucje. Policja traci resztki autorytetu, kontrolując spacerujących po lesie. Urzędy nie potrafią dostosować się do sytuacji i grzęzną w papierologii, zamiast realnie pomóc. A już szczytem braku powagi jest podejście do lekarzy, pielęgniarek i ratowników, którzy zamiast godnych wynagrodzeń i podwyżek mają dostawać… oklaski.

Ludzie zaczynają mieć dość izolacji i bezczynności, bo realnie tracą to, co podstawowe, czyli pracę i pieniądze. Sami się przekonują, że przegrywają z kryzysem, nawet jeśli robili wszystko, jak im neoliberalny elementarz przykazywał, zdobywali kwalifikacje, konkurowali z innymi. Dostali kopniaka, nawet jeśli czuli się Polakami przez duże P, w odróżnieniu od takich np. bezdomnych, „samych sobie winnych”.

Tacy ludzie, jeśli się poważnie wkurzą, mogą realnie odsunąć PiS od władzy. Swoją frustrację będą musieli wyładować. Na kryzysie straci cała klasa polityczna. Jak na razie chwilowymi autorytetami, odnotowującymi wzrost zaufania, są „niepolityk” Hołownia i krzykacz Tanajno wyprowadzający przedsiębiorców na ulice.

Szkoda, bo długofalowo sprawne państwa mogą po pandemii wyjść relatywnie wzmocnione. Politycy z całego świata mogą na tyle przestraszyć się skutków zaniedbywania takiej np. służby zdrowia, że choćby dla ratowania własnej pozycji w przyszłości zadbają, by jednak stała pewnie na nogach. A w Polsce? Prawdopodobnie liczba zachorowań będzie sztucznie zaniżana, żeby przeprowadzić wybory. Duda wygra w pierwszej turze, zostanie tym niby-prezydentem z pocztowej skrzynki, ale obóz rządzący jeszcze raz jakoś skonsoliduje władzę. Tyle, że nie będzie to oznaczało silniejszego państwa, a właśnie upadek wspólnoty. Oni się tego upadku spodziewają, świadczy o tym zakup sprzętu do tłumienia protestów. Zamiast wydać pieniądze na łagodzenie skutków recesji, wydamy je na zażegnanie niepokojów społecznych. W lata dwudzieste wejdziemy z twarzą mocno dociśniętą do ziemi butem Prawa i Sprawiedliwości.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Statystyka

Następny

W cieniu upiorów przeszłości

Zostaw komentarz