Konserwatywna prawica, razem ze współpracującym z nią Kościołem, ma jakiś generalnie problem z dziećmi. Z jednej strony sama zrobiła z „obrony dzieci” swój sztandar, ostatni szaniec, punkt wokół którego organizuje agitację i tzw. „nauczanie”.
Warto jednak czytać przypisy i okazuje się, że chodzi oczywiście głównie o te „nienarodzone”. Abstrakcyjny płód łatwiej „bronić” niż narodzone, konkretne dziecko.
I jednocześnie przez dziesiątki lat (o ile nie dłużej) umoczona jest w afery pedofilskie, z aktywnym działaniem kościelnych instytucji, aby zamiatać sprawę pod dywan. Ponieważ oczywiście to postawa instytucji jest tutaj kluczowa. Pedofile trafiają się w różnych grupach społecznych i zawodowych, ale tylko instytucjonalny Kościół, stworzył zupełnie świadomie, cały system ochrony sprawców i ukrywania tego rodzaju czynów.
Woleli milczeć i chronić Wojtyłę
Mnie ostatnie doniesienia o tym, że Wojtyła, jeszcze jak nie był papieżem, brał w tym tuszowaniu udział, wcale nie zaskakują. Skoro to wynika z logiki działania instytucji, wieloletniej praktyki, to w jaki sposób wysoko postawiony hierarcha miał w tym nie brać udziału i „nie wiedzieć”? W to mogły wierzyć tylko dość naiwne jednostki, reszta wolała milczeć, bo układy z instytucjonalnym Kościołem były im na rękę. Jedni weszli w ścisły sojusz polityczny oparty na wspólnocie ideologicznej (konserwatywna prawica), a inni w imię koniunkturalnych celów. Np. liberalna prawica spod znaku Michnika opowiadała, że trzeba Kościół chronić, bo jak się zbiesi to zrobi kampanię przeciwko wejściu do Unii.
Wszyscy jednak poświęcili na swoim ołtarzyku ofiary. Niemal nikt, poza niszowymi środowiskami i pojedynczymi dziennikarzami, nie chciał brać ich poważnie, nie chciał nawet wysłuchać opowieści o ich cierpieniu, o zadośćuczynieniu nie mówiąc. Wszyscy z powodu swoich interesów politycznych i ideologicznych poświęcili najpierw dzieci, a potem niosący swój ból dorosłych.
Poświęcili dobro dzieci
Cała scena polityczna ponosi za to odpowiedzialność, bo nic z tym nie zrobiła. Niektórzy tylko obiecywali, że zrobią, ale układ działał latami. Tak więc zmowa milczenia to nie tylko kwestia Kościoła, ale całego niemal społeczeństwa, a zwłaszcza sceny politycznej i medialnej.
Natomiast konserwa i Kościół dostają teraz rykoszetem. Sami uczynili z „dzieci” swoje narzędzie, swój miecz na wrogów. Obecna sytuacja więc tym silniej w nich uderzy. Pewnych rzeczy już się nie cofnie, choć będą próbowali odwracać uwagę. Nic z tego. Nie przypadkowo Polska jest w czołówce laicyzujących się społeczeństw. Na razie efekty tego są umiarkowane, bo to niemal „szok kulturowy”. Scena polityczna jest do tego nieprzystosowana, bo ona zawsze działa z opóźnieniem względem przemian kulturowych.
Ciągle wygląda na to, jakby nic się nie zmieniło, ale zmiany nadejdą i będą bardzo nieprzyjemne dla niektórych obecnych „księciuniów”. A wierni powinni potraktować to jako pokutę i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Mnie jest obojętne w co kto wierzy, więc nie mam zamiaru się tematem wiary zajmować. Tutaj interesuje mnie wyłącznie wymiar polityczny, Kościół jako instytucja władzy. Mam nadzieję, że to oczywiste.