6 listopada 2024

loader

Ojczysty diabeł jest lepszy niż zagraniczny bóg?

Unsplash

Kraj objeżdża kabaret jednego prezesa. Prezes wszystkich prezesów publicznie przeżuwa ciężkostrawną propagandową treść narodowej prawicy. Już nie goni LGBT+. Wrogiem numer 1 stają się w obecnej kampanii wyborczej Niemcy. Ponieważ to faktycznie jedyny realny, niekoniunkturalny sojusznik półperyferyjnego kraju – w interesie wszystkich przytomnych Polek i Polaków jest depisyfikacja społecznej świadomości. Pisowskie fobie geopolityczne rozmijają się z realnymi determinantami bezpieczeństwa kraju.

Zakłamują także faktyczną rolę Niemiec w UE. Niejeden wyborca będzie się zmagał z tytułowym pytaniem. Ile polskich duszyczek wybierze swojski raj z przekopem, a ile – budowane stopniowo europejskie państwo dobrobytu? Zobaczymy za rok.

Pisowska klechda o suwerenności

Państwo jest instancją, która organizuje funkcjonowanie określonego narodowego społeczeństwa. Jego faktyczna suwerenność zależy od argumentów, których może użyć w stosunkach z konkurentami. Ostateczny argument to oczywiście argument siły. Ale na co dzień wystarcza bogata oferta kapitału, dorobku kultury, techniki i roztropności. Argument siły doprowadził w Europie do trwającej tysiąclecia rywalizacji narodów mających stosunkowo stałe siedziby. Ponieważ praktycznie brakowało imperium, każdy postęp techniki (kusza, proch, dynamit) szybko znajdował zastosowanie militarne. Jednak potęga militarna zależała ostatecznie od poziomu techniki i zasobów gospodarczych. Państwo anarchii szlacheckiej upadło, ponieważ konkurencja miała łatwy dostęp do Atlantyku, i w konsekwencji do taniej pracy i surowców ludów nieznających Pana. Szlachcie pozostała eksploatacja dawnych ziem Księstwa Litewskiego. Jej kolonia to późniejsza Ukraina. Najłatwiej było otoczyć się kokonem silnych emocji. Polacy narzekają na położenie na globusie między dwoma potężnymi sąsiadami. Ale na globusie są i gorsze lokalizacje, np. Syria czy bogata w surowce dolina rzeki Kongo. Kiedyś polskiemu patriocie nie przeszkadzał ambasador rosyjski Mikołaj Repnin. Teraz kłaniali się w pas G. Mosbacher, obecnie Markowi F. Brzezinskiemu. Zawsze klienci możnych tego świata.

Obecnie sytuacja geopolityczna się zmieniła. Europa uzależniła się od amerykańskiej protekcji. NATO stało się ultima ratio neoliberalnego ładu stworzonego przez amerykańskie państwo po 1989 r. Także niemieckie bezpieczeństwo zależy od amerykańskiego atomowego parasola. Co więcej, społeczeństwo niemieckie jest najbardziej pacyfistyczne w Europie. Dlatego pisowska trupa trzymająca władzę wykorzystuje niemiecką niechęć do udziału w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, wykorzystuje do tego, by krytykować powściągliwość niemieckiego rządu. To Francja posiada i własną broń atomową, i rozwinięty sektor militarny. To ona może być suwerenna. Ostatecznie tylko kilka państw może prowadzić politykę wobec konkurentów, biorąc pod uwagę interesy narodowego kapitału, interesy firm, swoją wizję ładu światowego: USA, CHRL, Rosja. Aspirują do tej roli Indie, Brazylia, Iran. Znów polska żaba podstawia nogę, kiedy inni podkuwają mechaniczne konie. Swój kieszonkowy militaryzm kleci kosztem rozwoju usług wspólnych w dziedzinie ochrony zdrowia, edukacji, nauki. Wykorzystuje rusofobię i analfabetyzm geopolityczny Polaków do przewału „na patriotę” – jak trafnie określił zbrojne wzmożenie PiSu Piotr Gadzinowski.

Syjamscy bracia – starsi i młodsi cywilizacyjnie

Od czasów Ottona III to zza Odry wkraczała do Polski cywilizacja: osadnictwo bauerów, rzemieślników, później założycieli górnictwa, przemysłu włókienniczego. Nazwiska dwóch Niemców mogą być symbolem wspólnej dobrej przeszłości: Wit Stwosz (Weit Stross) i Mikołaj Kopernik (Nikolaus Kopernikus). Począwszy od lat 70. XIX wieku w Niemczech, doszło do symbiozy przemysłu i nauki. Efektem było szybkie dogonienie i prześcignięcie Anglii, a następnie rywalizacja z przedsiębiorcami amerykańskimi. Z Niemiec pochodzi silnik spalinowy, wielka chemia (synteza amoniaku, nawozy azotowe, elektrochemia) i rozwój metalurgii. Było to podstawą dążenia wilhelmińskiej Rzeszy do korekty ładu światowego, podjęcia rywalizacji z imperium brytyjskim na morzach i oceanach. Walka Niemiec o hegemonię w Europie zakończyła się pożogą obu wojen w XX w. Zarówno w pierwszej, jak i drugiej wojnie domowej Europejczyków dopiero gospodarcza i finansowa potęga USA przeważyła szalę. Niemieckie społeczeństwo odrobiło lekcję historii – jest demokratyczne, wielokulturowe, usposobione pokojowo, rozwija bronie defensywne. Ale nie pozostawiło odłogiem gospodarki. Wprost przeciwnie – na tym polu stworzyło Niemieckie Cesarstwo Przemysłowe. Współtworzą je sąsiadujące gospodarki: Austriaków, Holendrów, Belgów. Po 1989 roku wykorzystało też tanią, choć kwalifikowaną, pracę byłych krajów demokracji ludowej: Czechów, Słowaków, Węgrów, Słoweńców. No, i oczywiście swojego wschodniego sąsiada. Biada nam?

W tym czasie polska elita postsolidarnościowa zmieniała Ursusy na Factory i działki budowlane. Oddała też dyspozycję nad sektorem finansowym. Reforma szkolnictwa wyższego i nauki uczyniła z polskich naukowców niewolników Elseviera – prywatnych korporacji wydawniczych i anglosaskich uczelni będących w istocie „przedsiębiorstwami konkurencyjnego biznesu” (T. Veblen). W połączeniu z małymi nakładami na sektor badawczy (około 1 proc. PKB) i brakiem własnych korporacji globalnych – skazuje 70 proc. pracowników starszych i młodych na pracę w polskim bieda-biznesie Janusza i Grażyny.

W tej sytuacji droga do podniesienia miejsc polskich firm w globalnych łańcuchach produkcji i wartości wiedzie przez Niemcy. Kto myśli inaczej niech wskaże polskie globalne firmy, które mogłyby wdrażać innowacyjne produkty. Polska Izera i inny szalbierskie programy, przekopy i instytuty – to tylko myk, by publiczne fundusze rozprowadzać po kontach Szumowskich, zasłużonych partyjnych funkcjonariuszy w Narodowych Instytutach Wolności i w powstającym Instytucie Rozwoju Języka Polskiego im. Świętego Maksymiliana Kolbe – ongiś naczelnego antysemity kraju. Tymczasem Niemcy mają instytucjonalną strukturę kojarzenia nauki i przemysłu (60 Instytutów Fraunhofera), rozwijają na najwyższym światowym poziomie badania podstawowe (82 Instytuty Plancka). Na dodatek, wspólna waluta i reformy rynku pracy zwiększyły konkurencyjność wyrobów niemieckiego przemysłu. Co więcej, specjalizacja w produkcji urządzeń, wymagających połączenia nowoczesnych linii produkcyjnych, kadry inżynierskiej i pracowników o wysokich kompetencjach zawodowych – sprawiała, że niemiecka gospodarka jako jedyna na świecie ma dodatni bilans handlowy z Chinami. Są wierzycielami wielu krajów, ale z powodu korzystnego bilansu handlowego, który tworzy ogromne nadwyżki. Tymczasem 70 proc. przetworzonych produktów w „polskim” eksporcie wychodzi z filii zagranicznych gości. Może w końcu i do pisowskiego gawędziarza dotrze ta wiedza: to tu znajdują się rzeczywiste źródła suwerenności w sensie względnie dużej swobody w kształtowaniu relacji międzynarodowych – by służyły narodowym firmom, mnożyły kapitał ich właścicieli, zwiększały zarobki ich pracowników. To nie kolejne setki Abramsów gwarantują suwerenność, tylko dziesiątki globalnych firm, setki bogato wyposażonych laboratoriów, miliony pracowników o wysokich kwalifikacjach i kompetencjach społecznych, a także miliardy portfelowego kapitału. Dzięki niemu można przejmować nadwyżki wypracowane w innych krajach, co robią Amerykanie, a usiłują ich naśladować Chińczycy. Polacy są na końcu tej kolejki.

O czym warto rozmawiać z zachodnim sąsiadem

Przede wszystkim o nowej strategii dalszego rozwoju UE. Są cztery takie główne kwestie, przed którymi stają europejskie narody. Pierwsza to kwestia węglowodorów jako jednego ze źródeł kryzysu planetarnego. Jest ona powiązana z konieczną reorientacją zglobalizowanego kapitalizmu. Musi on odejść od wzrostu gospodarczego na rzecz umiarkowanego dostatku dla wszystkich. Tu UE ma najlepiej przemyślaną i stopniowo realizowaną strategię odchodzenia od węglowodorów. To odchodzenie będzie trwało wiele pokoleń. Tak przewiduje największy znawca problematyki energetycznej kanadyjski badacz Vaclav Smil. Proces industrializacji trwa nadal, tylko w innej formie. Niemcy mając największą w Europie gospodarkę, muszą zaopatrywać ją w energię pochodzącą z turbin gazowych. Węglowodory konieczne są nie tylko jako źródło energii do procesów przemysłowych, ale także jako źródło materiałów do produkcji amoniaku, nawozów i pestycydów, plastiku i tworzyw sztucznych, smarów itp. Dla zachodniego sąsiada to kwestia zachowania bazy przemysłowej. Ile hipokryzji jest w dążeniu do zamiany paliw z Rosji na saudyjską ropę. Przecież Arabia Saudyjska prowadzi od kilku lat działania zbrojne w Jemenie. W ich rezultacie 400 tys. osób stało się jej ofiarami, w tym 70 proc. to dzieci. Gdzież ci moraliści z ław rządowych i medialnego komentariatu! Co z oczu, to z serca?

Druga kwestia dotyczy stopniowej ewolucji atlantyzmu. Europa dojrzewa do samodzielnej troski o własne bezpieczeństwo. Nie tylko potęga militarna, ale przede wszystkim budowa bezpiecznej przestrzeni gospodarczej i geopolitycznej: od Lizbony do Władywostoku i Szanghaju. Paraliż tego przedsięwzięcia stanowi głęboko skrywaną przyczynę stosunku USA i NATO pod amerykańskim przywództwem do kwestii ukraińskiej. Debata nad egzekwowaniem zasady równego bezpieczeństwa w relacjach z Rosją będzie się toczyła nadal. Nikt nie może mieć spokojnego sumienia w tej sprawie.

Trzecia kwestia dotyczy stopniowego podnoszenia miejsca polskich firm i polskiego pracownika w łańcuchach produkcji i wartości niemieckiej gospodarki. Tutaj tytułem odszkodowań za wojenne straty można uzyskać od rządu niemieckiego wiele korzystnych decyzji. Może on np. ułatwiać dostęp polskich firm do niemieckiego rynku. Jednak przede wszystkim tworzyć warunki do współpracy uczelni, dzielić się innowacjami i tworzyć wspólne globalne firmy jak niemiecko-francuski Airbus.

I czwarta kwestia to instytucjonalna reforma UE. Ta kwestia może być przedmiotem kontrowersji z lewicą – polską i europejską. Instytucjonalny ład stworzyli niemieccy ordoliberałowie (A. Miiler-Armanak, W. Hallstein). To w istocie ład neoliberalny – wolny przepływ towarów, kapitałów i pracowników, ale bez wspólnych inwestycji, z ograniczonymi funkcjami socjalnymi i niewielkim budżetem. Angela Merkel z pełnym przekonaniem oświadczyła w 2014 r., że „społeczna gospodarka rynkowa to coś więcej niż ład gospodarczy i społeczny. Jej zasady są ponadczasowe”. To credo głuchego na sygnały ulicy liberała. Czyżby żadna demokratyczna większość nie mogła skorygować gospodarki rodzącej różne patologie? Również klonem Bundesbanku jest Europejski Bank Centralny. Nie może zaskakiwać przyjęcie w 2012 r. niemieckiej „złotej reguły” – 3 proc. deficytu budżetowego jako europejskiego kanonu. Ten układ instytucjonalny, zdaniem angielskiego ekonomisty Jana Toporowskiego, doprowadził do sytuacji, w której „Europa ma teraz bank centralny bez rządu i rząd bez banków centralnych”. Tylko czy PiS szedłby drogą socjaldemokratyzacji UE? Przecież narodową prawicę interesuje suwerenność polskiego bieda-państwa z magikami socjalnych cudów u steru.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Zawód głodomór

Następny

Polski naukowiec zagraniczny