8 listopada 2024

loader

Ośmiornica

Swoimi mackami sięga wszędzie.

Właśnie mija rok od skutecznego rozprawienia się polityków Prawa i Sprawiedliwości z Trybunałem Konstytucyjnym. Obsadzenie Trybunału „swoimi” sprawiło, że Jarosław Kaczyński może spać spokojnie. Nawet, jeśli z Sejmu wychodzą ustawy o wątpliwej zgodności z Konstytucją.
Na spokojny sen może liczyć również Zbigniew Ziobro. Całą prokuraturę, aż do samego dołu, ma pod butem już od dawna. Obecnie „ćwiczy” nowe uprawnienia, które dała mu uchwalona latem ustawa o sądach. Jednym faksem, nie ruszając się z ministerstwa, może pozbyć się każdego niewygodnego prezesa sądu.
Lada moment ostatecznie zakończy się w Polsce trójpodział władzy. W tym tygodniu Sejm, po kilkumiesięcznych turbulencjach wywołanych wetem prezydenta Dudy, powrócił do pracy nad ustawami o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Wprowadzenie zasady, że członkowie KRS są wybierani przez Sejm, da politykom decydujący wpływ na nominacje sędziowskie.
Kolejne macki rządzących sięgają do instytucji zajmujących się organizacją wyborów. I do samej ordynacji wyborczej.

Rozwiązanie siłowe

„To jest próba, żeby siłowo, na poziomie regulacji ustawowych, wzmocnić duże partie” – tak opisał zmiany, jakie PiS chce wprowadzić do Kodeksu Wyborczego, Paweł Kowal, były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Miał na myśli zamiar utworzenia małych okręgów wyborczych.
Projekt Kodeksu Wyborczego likwiduje jednomandatowe okręgi wyborcze. Ale jednocześnie pozwala, aby radnych gminnych, powiatowych i wojewódzkich wybierano w okręgach trójmandatowych.
Okręg trójmandatowy w połączeniu z obowiązującym sposobem liczenia głosów (metoda D’Hondta) skutecznie pozbawi szans wyborczych wszystkie mniejsze ugrupowania. Przy dzisiejszych notowaniach sondażowych, w których PiS ma około 40 proc. poparcia, a PO w granicach 20 proc., wybory samorządowe zakończyłyby się dominacją tych dwóch ugrupowań, szczególnie w sejmikach wojewódzkich. Można bowiem przypuszczać, że w większości okręgów trójmandatowych, dwa mandaty przypadłyby politykom PiS-u, a jeden politykom PO.
Aby cała operacja zmian okręgów wyborczych zakończyła się sukcesem, potrzebni są „swoi” ludzie w Państwowej Komisji Wyborczej.

Skok na PKW

Dzisiaj Państwowa Komisja Wyborcza składa się z 9 sędziów: 3 sędziów Trybunału Konstytucyjnego, 3 sędziów Sądu Najwyższego i 3 sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego. Poszczególnych członków PKW wskazują odpowiednio prezesi TK, SN i NSA. Udział polityków jest zerowy.
Prawo i Sprawiedliwość proponuje ograniczenie liczby sędziów w składzie PKW do dwóch. Większość, czyli siedmiu członków PKW ma być wybieranych przez Sejm. Choć słowo „wybieranych” to za dużo powiedziane. W Sejmie nie jest przewidziane żadne głosowanie. Kandydatów na członków PKW mają wskazywać kluby poselskie, a powoływać ich będzie prezydent.
Projekt przewiduje, że jeden klub będzie mógł zgłosić co najwyżej trzech kandydatów. W dzisiejszej konfiguracji sejmowej, PiS miałby w PKW trzech „swoich”, PO – dwóch, a Kukiz`15, Nowoczesna i PSL w sumie też dwóch. Tak więc nad przebiegiem przyszłych wyborów, zamiast niezależnych sędziów, czuwać będą nominaci polityków. Tych samych, którzy w wyborach startują.

Duda hamulcowym

Jest tylko jeden problem. Jarosław Kaczyński miał wszystko dobrze zaplanowane. Lato – przeznaczone na „uporanie się” z Sądem Najwyższym i Krajową Radą Sądownictwa. Jesień – na obsadzenie „swoimi” Państwowej Komisji Wyborczej. Tymczasem prezydent Duda pokrzyżował te plany dwoma wetami. PiS ma opóźnienie.
Wybory samorządowe odbędą się za 11 miesięcy. Ostateczny kształt ordynacji wyborczej powinien być gotowy na pół roku przed ich ogłoszeniem. To oznacza, że uchwalony przez Sejm i podpisany przez prezydenta znowelizowany Kodeks Wyborczy winien znaleźć się w Dzienniku Ustaw najpóźniej w lutym. Ten termin nie wydaje się zagrożony, bo pierwsze czytanie ustawy zmieniającej ordynację wyborczą odbyło się w miniony czwartek. Ale Kaczyński najwyraźniej uznał, że jest za mało czasu na generalne rozprawienie się z sędziami w Państwowej Komisji Wyborczej.
Najbliższe wybory: samorządowe, europejskie i parlamentarne odbędą się jeszcze pod rządami PKW w obecnym składzie. Wygaszenie kadencji obecnych sędziów PKW i powołanie w ich miejsce nominatów partyjnych zaplanowane jest po wyborach parlamentarnych w 2019 roku.
Nie można wykluczyć, że odłożony w czasie „skok na PKW” jest wynikiem obawy Kaczyńskiego przed zawetowaniem całej ustawy zmieniającej Kodeks Wyborczy. Gdyby zawierałaby wymianę składu Państwowej Komisji Wyborczej na parę miesięcy przed wyborami.

W Polskę idziemy

Przygotowaniem wyborów zajmowali się dotychczas komisarze wojewódzcy, będący pełnomocnikami PKW. Wszyscy byli sędziami. Swoją funkcję mieli sprawować przez 5 lat. Zamiarem PiS-u jest wymiana wszystkich komisarzy wojewódzkich, a ponadto powołanie armii komisarzy powiatowych. Nazwiska tych niemalże 400 ludzi poznamy wiosną przyszłego roku. Kim będą?
Już nie sędziami. Projekt Kodeksu Wyborczego o wymogach stawianych przyszłym komisarzom wyborczym mówi zaledwie cztery słowa: „mający wyższe wykształcenie prawnicze”. Ani słowa o wymogu apolityczności. Jeśli więc wojewódzkim lub powiatowym komisarzem wyborczym chciałaby zostać Beata Kempa, to nowa ordynacja wyborcza nie ma nic przeciwko temu. Wszak Kempa ukończyła Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego.
Nowi komisarze wyborczy automatycznie staną na czele wojewódzkich i powiatowych komisji wyborczych. Ponadto PiS zamierza ich wyposażyć w uprawnienia, których dotychczas nie mieli. Ich zadaniem będzie: „wydawanie decyzji w zakresie tworzenia, zmiany granic i liczby mandatów w okręgach wyborczych w wyborach samorządowych”. To klucz do misternego planu Kaczyńskiego, którego celem jest „skok na samorząd”. Pisałem o tym tydzień temu.

Pycha kroczy

Szykuje się niezły bałagan. Po wejściu w życie znowelizowanego Kodeksu Wyborczego, nowi komisarze wyborczy będą mieli trzy miesiące czasu na „przeoranie” dotychczasowych okręgów wyborczych do rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich. A więc możliwe, że dopiero późną wiosną, na niewiele miesięcy przed wyborami samorządowymi, poznamy nową mapę wyborczą Polski.
Czy partia Jarosława Kaczyńskiego zyska na ewentualnej zmianie granic okręgów wyborczych i wprowadzeniu małych, trójmandatowych okręgów? Czy manipulacje przy ordynacji wyborczej przełożą się na większą ilość radnych PiS-u w radach gmin, powiatów i sejmikach? Rządzący zawsze na to liczą.
Na lepszy wynik w wyborach samorządowych liczyła koalicja PiS – LPR – Samoobrona, gdy w sierpniu 2006 roku, tuż przed wyborami, przeforsowała blokowanie list. Straciła na tym. Beneficjentem okazała się Platforma Obywatelska i PSL, które to partie od tamtego czasu blisko współpracowały zarówno w samorządach, jak i w Sejmie.
Gdy lewica zżyma się na system D’Hondta, niekorzystny dla małych ugrupowań sposób liczenia głosów, niech pamięta, kto w 2002 roku zapisał D’Hondta w ordynacji wyborczej. „Wtedy sądziliśmy, że będziemy rządzili wiecznie” – przyznaje jeden z ówczesnych liderów SLD.
Niech więc dzisiaj Rydzyk przypomni Kaczyńskiemu biblijne Przypowieści Salomona – jeśli ten je zapomniał. Pycha kroczy przed upadkiem.

Wszystko pod kontrolą

Poprzednie wybory samorządowe były przygotowywane przez władze lokalne. Również to postanowili zmienić posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Ich prezes bardzo źle znosi wszystko, co dzieje się poza jego kontrolą.
Skrótu KUW jeszcze w Polsce nie było. To Korpus Urzędników Wyborczych. Ich pierwszym zadaniem będzie organizacja jesiennych wyborów samorządowych. Jak szacuje Wojciech Hermeliński, szef PKW, urzędników będzie co najmniej 5 tysięcy. Zupełnie nowych ludzi zajmujących się wyborami.
Członkowie Korpusu Urzędników Wyborczych mają zostać powołani w trzy miesiące po wejściu w życie nowelizacji Kodeksu Wyborczego. A więc najpewniej również wiosną przyszłego roku. Żeby była jasność, wszystko „pozostanie w rodzinie”. Pisowskiej. Członków Korpusu wyznaczy szef Krajowego Biura Wyborczego. A ten z kolei zostanie wymieniony na „swojego” zaraz po wejściu w życie zmian w Kodeksie Wyborczym.
Dotychczas o wyborze szefa Krajowego Biura Wyborczego decydowała PKW. Kolejnym będzie kandydat wskazany przez Sejm, Senat lub Prezydenta.
Nowela Kodeksu Wyborczego przewiduje, że urzędnicy wyborczy będą powoływani „spośród pracowników organów administracji rządowej, samorządowej lub jednostek im podległych lub przez nie nadzorowanych”. Drugim, niezapisanym w projekcie Kodeksu Wyborczego, najpewniej będzie wymóg PiS-u, by byli to „nasi ludzie”. W nowych przepisach nie ma bowiem wzmianki o apolityczności urzędników Korpusu. Z jednym zastrzeżeniem, wspomniana już Beata Kempa nie mogłaby być urzędnikiem wyborczym w swoim okręgu wyborczym. Ale w każdym innym w Polsce – z powodzeniem.

Mały Kazio

Proponowana nowelizacja Kodeksu Wyborczego spotkała się z ostrą krytyką opozycji. Pierwszy zarzut, to ogrom proponowanych zmian, wprowadzanych tuż przed jesiennymi wyborami samorządowymi. Zmian – dodajmy – korzystnych przede wszystkim dla rządzących. Drugi, to upolitycznienie PKW i całego procesu przeprowadzania wyborów.
Trzeci zarzut dorzuca Wojciech Hermeliński, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. „Zaproponowane zmiany mogą spowodować zaburzenia, czy nawet destabilizację procesu wyborczego” – powiedział na konferencji prasowej. „Te przepisy układał mały Kazio” – dodał, odnosząc się do jakości poselskiego projektu.
Sejmowy projekt zmiany Kodeksu Wyborczego to projekt poselski. Zmiany zaproponowane przez „małego Kazia” nie były opiniowane przez zainteresowane instytucje. Prezes PKW przyznał, że nie wiedział wcześniej o zakresie proponowanych zmian. To już kolejny przykład arogancji rządzących. Tworzenie prawa, zwłaszcza w tak newralgicznych kwestach jak proces wyborczy, z pominięciem jakichkolwiek konsultacji – jest niedopuszczalne.

Sfałszowane wybory?

Czy możemy obawiać się sfałszowania przez PiS przyszłorocznych wyborów samorządowych? Jeśli chodzi o liczenie głosów, to raczej nie. Proponowane zmiany w sposobie liczenia głosów przez komisje obwodowe zawierają nawet dodatkowe zabezpieczenia, zapobiegające ewentualnym fałszerstwom.
Realnym zagrożeniem jest próba takiej manipulacji okręgami wyborczymi i liczbą mandatów, że ostateczny wynik wyborów nie będzie odzwierciedlał rzeczywistego układu sił politycznych w przyszłych samorządach. A pokrzywdzonymi będą przede wszystkim małe komitety wyborcze.

trybuna.info

Poprzedni

Głos lewicy

Następny

Wstyd opozycji