Wielu rzeczy boi się polski liberał. Drugiej Grecji, Wenezueli, Argentyny. Ale i tak wszystko to blednie przy jednym – przy paragonach grozy.
Pojawiają się znikąd. Zwykle w upalne dni. Atakują stadami, przebijają się przez internetową sieć, wzbudzając okrzyki trwogi i przerażenia. Nie borą jeńców, łamią psychikę. Paragony grozy. Polska plaga XXI wieku. Tylko przypadkowo paragony grozy nie dotyczą zwykłych zakupów w dyskoncie. Ale jak pędzisz całą rodziną do knajpy nad morze, najlepiej nad samym brzegiem, zamawiasz wypasiony obiad na kilka osób. Potem tylko zdjęcie wrzucone do sieci i jest. Paragon grozy. Wielki i straszny. Wynurza się z knajpy i po Internecie straszy. Nie masz na podorędziu rodziny? Spokojnie, idziesz na targ i robisz zdjęcie. Na przykład czereśniom albo malinom. Że akurat jeszcze nie ich sezon. Co z tego? Wrzucasz zdjęcie z absurdalnie wysoką ceną owoców kupowanych przed sezonem i krzyczysz: oto paragon grozy! Skandal! W dodatku możesz się przy okazji polansować. Pokazując paragon grozy, możesz udawać, że nie chodzi o pokazówkę, ale o walkę polityczną. A nawet o biednych. Że Ty, tego łososia z czereśniami, to zjadłeś niemal w ich imieniu.
Tyle że ci biedniejsi patrzą na to z boku. I pukają się w czoło. Kto kupuje obiady dla całej rodziny przy molo w Sopocie? Kto kupuje czereśnie przed sezonem prosto z Hiszpanii? Jak to kto? Liberałowie, co twierdzą, że wcale nie są oderwani od rzeczywistości.