Swego czasu Sławomir Mentzen, polityk Konfederacji, pouczał młodych narzekających na niskie płace i drogie mieszkania, że trzeba było sobie wybrać lepszy zawód. Znamy tę melodię – „weź kredyt, zmień pracę”, nie narzekaj na złe warunki pracy, bo przecież nie ma obowiązku bycia kasjerką, kelnerką, nauczycielką czy pielęgniarką, itd. To jedna z najpowszechniejszych, a jednocześnie najgłupszych porad ekonomicznych w Polsce.
Pomyślcie, co by się stało, gdyby ludzie wykonujący nisko płatne zawody, posłuchali gremialnie tych rad i zmienili zawód? Nowy Jork przekonał się pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku w wyniku strajku śmieciarzy, jakie są konsekwencje lekceważenia ludzi wykonujących podstawowe dla funkcjonowania społeczeństwa prace. Władze miasta początkowo ani myślały się ugiąć przed ich postulatami. Wystarczyło dziewięć dni niewywożenia śmieci, żeby uświadomiły sobie, co to znaczy żyć w miejscu, którego nikt nie sprząta. Postulaty śmieciarzy zostały szybko spełnione. Takie historie powinny dać nam do myślenia, szczególnie że my w Polsce już zaczynamy mieć problem z chętnymi do wykonywania niezbędnych prac, w pandemii dużo mówiło się o braku wystarczającej liczby pielęgniarek, ostatnio to samo dotyczy nauczycielek.
Mentzen nie rozumie – albo udaje, że nie rozumie – prostej prawdy: sprawne państwo potrzebuje ludzi, którzy będą robili różne rzeczy: wywozili śmieci, opiekowali się chorymi, uczyli dzieci, malowali ściany, stawiali domy czy programowali. W interesie nas wszystkich jest to, aby opłacało się zajmować nie tylko kilkoma czy kilkunastoma zajęciami, które obecnie dobrze stoją na rynku. Ten problem nie dotyczy tylko Mentzena, mamy w Polsce spore grono dziennikarzy, celebrytów i polityków, którzy uwielbiają chwytać za bat i pouczać społeczeństwo, że trzeba ciężej pracować, mądrzej decydować czy po prostu być elastycznym i zmienić branżę.
Oczywiście, oni sami przedstawiają swoje połajanki w taki sposób, jakby dotyczyły przysłowiowych Ferdków Kiepskich, którzy cały dzień chlają piwo i nic nie robią. W praktyce kpią sobie jednak ze znacznie większej liczby osób. Bo to nie Ferdki mają dziś problemy z nabyciem mieszkania, z rozplenieniem się umów śmieciowych, z perspektywą głodowych emerytur, z marnymi warunkami pracy, z niedostatkiem usług publicznych, ale miliony harujących ludzi.
Jeśli już mamy odwoływać się do Świata według Kiepskich, to pora zwrócić baczniejszą uwagę na Halinę – żonę Ferdka. Kobietę, która od lat ciężko pracuje w szpitalu, jako salowa, a potem pielęgniarka, a mimo to, jak sama przyznaje w jednym z odcinków, nie stać jej nawet na krótkie wakacje. Halina jest zdecydowanie realistyczniejszym obrazem polskich problemów niż wiecznie bezrobotny Ferdek, ale z jakiegoś powodu to on stał się symbolem ludzi, których współczesna Polska zawodzi. Tak jest oczywiście wygodniej – zrzucić wszystko na lenistwo jednostek.
Obyśmy czym prędzej zrozumieli ten błąd – zanim cała Polska skończy tak jak Nowy Jork, który nie chciał doceniać pracy ludzi wywożących śmieci.