Świetnie, że powstają nowe mieszkania. Szkoda, że bez planu i szkoda, że takie, jak w najnowszym materiale „Newsweeka”.
Materiał Anny Szulc „Kątek na rżysku” jest wstrząsający, głównie w kontekście tego, że PiS przeforsował w ostatnich dniach ustawę „lex deweloper”, dającą inwestorom furtki do omijania lokalnych planów zagospodarowania przestrzennego i budowania, gdzie tylko się da.
W miastach powyżej 100 tys. mieszkańców będzie można stawiać budynki o dowolnej liczbie kondygnacji. W mniejszych miastach teoretycznie są limity na 3 lub 4 piętra, ale spokojnie można je obejść, jeżeli w pobliżu stoją już wyższe budynki – można do nich dorównać wysokością.
Natomiast „Newsweek” opisał, co działo się od kwietnia w Siedleminie pod Jarocinem, gdzie oddano dumnie pierwsze klucze do Mieszkań Plus. „Nikt nas nie ostrzegł, że zamieszkamy w szczerym polu, w zawilgoconych norach, metr pod ziemią” – to zdanie z leadu najlepiej oddaje traumę lokatorów, głównie wielodzietnych rodzin budowlańców. Rodzin żyjących skromnie, ale samodzielnych.
„Woda się leje, non stop. Ciurkiem spod zlewu, rury nieszczelne, częściowo już zerdzewiałe. Prysznic też dziurawy, zalewa płytki. Ściany nad framugami pękają, panele krzywe, z zadziorami, płytki się rozsuwają, wiertarka w fugi wchodzi, jak w margarynę. A poza tym całkiem, całkiem. Miejsca sporo” – oto wymarzona, świetlana przyszłość polskich rodzin.
Okazuje się, że Mieszkanie Plus, które miało być szansą na emancypację, okazało się workiem kolejnych problemów. Osiedle położone między polami żyta i kukurydzy, prawie metr niżej, już po dwóch miesiącach jest zagrzybione, nie wytrzymało pierwszej poważnej ulewy. Płytki trzymają się na słowo honoru, odłażą panele. Dość daleko od „na swoim” jak „normalni ludzie”. Bliżej raczej do „znów dano nam do zrozumienia, jak bardzo wykluczeni jesteśmy”. Wyobrażam sobie, że te tłumy dziennikarzy domagające się peanów na cześć budowanego po taniości bubla, mogą być dodatkowo frustrujące. Państwo w ramach wyrównywania szans dało im podarunek z dykty.