8 listopada 2024

loader

Polacy na kozetki, nie na strzelnice

W cieniu rekonstrukcji rządu sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych przepycha ustawę liberalizującą dostęp do broni.

Kto?

Autorką nowelizacji jest posłanka PiS Anna Maria Siarkowska – znana m.in. z tego, że dzieliła się na Twitterze swoimi koncepcjami na „bezpieczną szkołę”. Według posłanki należałoby w tym celu wyposażyć w broń nauczycieli (pragnąc odpowiednio zilustrować swój pomysł, wkleiła na Twitterze fejkową infografikę z danymi na temat rzekomo uzbrojonych po zęby nauczycieli z Izraela).
Autorka nowelizacji jest również autorką złotych myśli, jakoby „broń była atrybutem każdego wolnego człowieka” oraz „Pro-life i pro-gun? To się nie wyklucza!”.

Co?

Nowelizacja ustawy o dostępie do broni palnej tylko z pozoru wydaje się bardziej wyważona niż ostatnie pomysły parlamentarzystów Kukiz’15 na rozszerzenie dostępu do broni. Komentatorzy podkreślają, że ustawa autorstwa PiS jest w wielu miejscach nawet bardziej kuriozalna. I przyznają to sami kukizowcy.
Poseł Bartosz Jóźwiak: – Nie wiem, czy państwo zdają sobie sprawę, że wprowadzają do cywilnego obrotu broń maszynową. To próba obejścia dyrektywy unijnej, na co wskazuje Biuro Analiz Sejmowych.
Projekt Siarkowskiej w realny sposób poszerza dostęp do automatów. Zakłada, że dostęp do nich zyskają stowarzyszenia i organizacje strzeleckie oraz proobronne, mające porozumienie z MON/MSW, a także prywatni przedsiębiorcy którzy mają koncesję na ochronę osób i mienia bądź osoby, które ochroniarzy szkolą.
Ustawa zakłada możliwość przekazywania im broni i amunicji przeznaczonych do zbycia z Sił Zbrojnych RP. Do tej pory stowarzyszenia zbroiły się we własnym zakresie.

Jak?

Pies jest jednak pogrzebany zupełnie gdzie indziej: aby dostać do użytku karabin lub pistolet maszynowy wystarczy być członkiem wskazanej wyżej organizacji zaledwie przez rok. Grozi to również przyznawaniem pozwoleń po linii partyjnej (uprzywilejowane będą wszelkie organizacje mające związki z pracownikami MON), prócz tego, jak wskazują eksperci od bezpieczeństwa, będzie można założyć fikcyjną organizację rzekomo przyznającą certyfikaty ochroniarskie.
Stąd zrozumiałe oburzenie opozycji: „będzie można przyjąć na Marsz Niepodległości z pistoletem w kieszeni”.
Dostęp do automatów pochodzenia wojskowego mają dostać również strzelnice. Nowelizacja ustawy przewiduje także umożliwienie stosowania tłumika huku w czasie strzelania na strzelnicy (to akurat dobra zmiana).
Chociaż posłanka Siarkowska twierdzi, że „ustawa nie zakłada żadnych zmian w zakresie zdobywania pozwoleń na broń – ale to nie do końca prawda. Według nowego projektu pytania, na które powinien odpowiedzieć potencjalny kandydat, pragnący uzyskać pozwolenie na broń – powinny być upubliczniane jak te do egzaminu na prawo jazdy.

Kiedy?

Projekt właśnie przeszedł drugie czytanie. Jego losy wciąż się ważą. Pisząc go, autorzy nie raczyli skonsultować się z policją.
Prawnicy z Biura Analiz Sejmowych biją na alarm, że ustawa jest częściowo sprzeczna z unijnym prawem – dostęp do automatów jest zbyt szeroki. Anna Maria Siarkowska odpowiada, że poprzez nowelizację ustawy o dostępie do broni palnej „chce upowszechniać kulturę strzelectwa. Większość trzydziestoparolatków nie trzymała nawet broni w ręku”.

Jakim cudem?

– Wydawało się, że bunt, jaki wywołał niedawny projekt posłów Kukiz’15 liberalizujący dostęp do broni – znoszący badania psychologiczne i umożliwiający zdobycie broni nawet alkoholikom – spowodował, że zwolennicy broni odpuścili. Nic bardziej mylnego – mówi poseł Nowoczesnej Paweł Kobyliński. Kiedy Kukiz’15 chciał forsować swoje przepisy, głos zabrał Andrzej Mroczek, antyterrorysta, obecnie wykładowca z Collegium Civitas. Powiedział bodaj dla portalu NaTemat, że „prawdziwe niebezpieczeństwo leży w naszym charakterze i stylu życia. Z naszą porywczością kłótnie czy problemy rodzinne mogłyby być pod wpływem impulsu rozwiązywane bronią”. Nie ma się zatem co sugerować Szwajcarią, Holandią, czy Finlandią, gdzie dostęp do broni jest niepomiernie szerszy, a w niemal każdym domu leży kałach. Tamtejsza kultura społeczna jest zupełnie inna niż np. w USA, gdzie ciągle słyszy się o kolejnych śmiertelnych ofiarach nierozważnego użycia broni.
Kukiz chciał odebrać policji uprawnienia do wydawania pozwoleń, a scedować je na starostów. Trudno powiedzieć, który projekt jest w istocie bardziej niebezpieczny: rozdawanie „zwykłej” broni bez należytej weryfikacji i badań psychologicznych, czy dostęp do wojskowej amunicji i broni automatycznej dla młodych stażem członków stowarzyszeń, albo gniewnych patriotów z Obrony Terytorialnej. Zwolennicy filozofii „gnata w każdym domu” zapominają o tym, że broń może być używana do spontanicznych linczów, albo w sytuacji nieuzasadnionego lęku w ciemnej uliczce, kiedy przestraszy nas podejrzany odgłos. Pamiętajmy też, że maczetą czy kijem bejsbolowym zaatakować z odległości się nie da, a za pomocą pistoletu – jak najbardziej.
Wszyscy zwolennicy przekształcenia Polski w Dziki Zachód twierdzą, że „to państwo musi udowodnić, że ktoś nie może broni posiadać”, a testy psychologiczne to jedynie zmowa mająca napędzić klientów ustawionym specjalistom. Jednak sęk w tym, że według badań EZOP 7,5 miliona Polaków cierpi na zaburzenia psychiczne. Co ósmy jest alkoholikiem, co dziesiąty ma depresję, ponad milion cierpi na fobie nerwicowe. Tylko 1,5 mln z nich podejmuję jakąkolwiek formę terapii czy zażywa regularnie leki. Polacy mają skłonność do bandytyzmu na stadionach i przemocy w rodzinie. Od niedawna codziennością stały się na polskich ulicach ataki na cudzoziemców. W kontekście globalnego bezpieczeństwa dostęp do broni palnej niedługo przestanie mieć znaczenie, bo obronność się robotyzuje (dziś wojny prowadzi się dronami, nie ludzkim mięsem armatnim). Wzmocnią się jedynie nacjonalistyczne bojówki na kształt ukraińskiego Ajdaru. Z pewnością jednak nie służą wzmocnieniu bezpieczeństwa ogółu.

trybuna.info

Poprzedni

Najpierw sądy, potem media

Następny

Budowlane bujdy