7 listopada 2024

loader

Polaki-Cebulaki

Jednego w tej całej ruchawce pandemicznej nie rozumiem tzn. nie rozumiem wielu rzeczy, ale tego jednego najbardziej. Dlaczego nikt Polakom nie uprzytomni, że jesteśmy biedakami i nie podskoczymy wyżej, niż Portugalczyk o wzroście siedzącego psa. I to jeszcze przez dwie dekady najmniej. Tymczasem zachowujemy się, jakbyśmy byli piątą potęgą świata. I to bynajmniej nie w produkcji kartofla.

Zewsząd słyszę, że: Niemcy zamykają się na głucho. Austriacy. Włosi. Nawet Słowacy. W Irlandii lokdałn przedłużono oporowo i dalej płaci się każdemu 1,5 tysiąca euro, czy się stoi czy się leży. A jeśli jest tak, jak jest, to i my musimy postępować jak nasi bogatsi koledzy z Zachodu i nie oglądać się na konsekwencje. Nikt przy tym wszystkim nie mówi, że ci z Zachodu mają trochę inne żołądki niż my i czym innym je wypychają. I to nie od 30 lat, od kiedy zamieniliśmy kaszankę na hot-dogi, tylko co najmniej od końca wojny. Że banany i cytrusy jedli na kilogramy, prosto z zamorskich kolonii, w czasie kiedy u nas, raz do roku, zabijaliśmy się za kubańskie pomarańcze. I że choćby nie wiem jak byśmy się starali i zaciskali pasa, to nawet po wejściu do Unii, byliśmy na szarym ogonie narodowego PKB, a od najbiedniejszych Portugalczyków dzieliły nas dekady zapóźnienia.

Tymczasem ukuł się u nas pogląd, że tacyśmy z natury robotni, uczciwi i przedsiębiorczy, że przegonimy starą Unię nie w dekad trzy, a w pół jednej. Nie wierzycie? Wystarczy popatrzeć po sklepowych półkach i obejściu szarego obywatela. W każdym domu plazma, kablówka, komputer i co najmniej jeden samochód, gdy jeszcze 10 lat nazat była bida, bród, smród i ubóstwo. A teraz Panie, Ameryka. Tacyśmy zamożni po tej transformacji, że zaczęliśmy w końcu dawać pieniądze darmo, za płodzone dzieci. Podwyżki dla rządu, to co kwartał szły. Znaczy się, jest skąd brać. A jak jest skąd brać, to i jest z czego dawać. No i się powodzi. Aż tu nagle przyszedł do nas nieproszony gość-covid. Bardzo szybko się okazało się, że polska gospodarka jednak nie jest tak zajebiście poukładana i zbilansowana, jak to powtarzał Morawiecki, ale i Tusk i Miller i Belka. Okazało się, ku naszej rozpaczy, że dalej, na tle bogatych krewnych z Zachodu, wciąż jesteśmy Polakami-Cebulakami, kuzynostwem z Mławy, biedakami bez szkoły, co to jeżdżą na saksy do Londynu a nie na łykendowy szoping na Oxford Street. Rząd co i rusz jął uruchamiać tarcze, ale nim pieniądze się znalazły, zrazu okazywało się, że nie są dla wszystkich i branże najbardziej dotknięte covidowym kryzysem idą pod nóż, a rząd tylko przygląda się ich agonii, bo nie ma z czego dać. To akurat by się zgadzało, bo jak wiemy od czasu Żelaznej Damy, rząd nie ma swoich pieniędzy, tylko zabrane obywatelowi. Jak komuś daje, znaczy, że komuś wcześniej zabrał.

Diagnoza pocovidowa nie może być inna: Polska i Polacy to wciąż biedawersja Niemca czy Francuza. Jesteśmy po prostu bidnym krajem, choćby jeden z drugim mówili, że jest inaczej. Nie stać nas, żeby pomagać potrzebującym. Nie stać nas, żeby dofinansować służbę zdrowia i najbardziej palące w niej potrzeby. Nie stać nas, żeby nakupić szczepionek od Chińczyków po znajomości, jak robią po cichu ci bogaci z Zachodu. Nie stać nas, żeby pozamykać trujące kopalnie, a ludziom zapewnić godny byt i inne zajęcie. Stać nas za to, żeby dotować ojca dyrektora i tuczyć pociotków na państwowych posadach. Zupełnie jak w rodzinie pijaków i biedaków. Pół litra czystej, salceson, a dla dzieci dziesięć deko cukierków, tych najtańszych, niech mają coś od życia. I tu dochodzimy do smutnego finału, który brzmi: w związku z tym, że wciąż jesteśmy biedakami, lub, jak kto woli, mieszkańcami biednego kraju, musimy trochę inaczej podchodzić do covidu niż nasi sąsiedzi. Musimy po prostu zapierdalać na swoje, w czasie, kiedy Niemcom czy Austriakom ich Państwo może napychać usta ptasim mlekiem, bo ich stać. Nas nie stać. A jak nas nie stać, to musimy się wziąć do roboty. Tzn. rząd musi ludziom pozwolić wrócić do pracy, bo to nie jest ich fanaberia, że pracować muszą, gdyż nudzi im się na posotojowym. Oni, tzn. My, musimy wrócić do pracy żeby mieć za co żyć. Doprawdy, nie wiem jak bardziej dosadnie ludzie muszą artykułować to, że chcą godności i chleba, niż krzykiem rozpaczy, którym czynią to tu i teraz. Nie wiem, czy rząd Morawieckiego czeka na pierwsze samospalenie w akcie desperacji, może na pierwszego wisielca, po którego nie zdąży przyjść komornik. Tak czy inaczej, trzeba być albo nieprzeciętnie tępym, albo nieludzko okrutnym, albo jednym i drugim, że nie dostrzec, że jesteśmy na szarym końcu łańcucha pokarmowego współczesnej Europy i metody, n które mogą sobie pozwolić bogaci, nie są dobre dla biednych. To, że w Danii, w czasie rocznicy urodzin Hitlera, neonaziści urządzają sobie parteitagi i przemarsze w imię wolności poglądów, nie oznacza, że w imię tej samej wolności, podobne zachowania mają być inkorporowane u nas. Trochę inaczej Hitler obszedł się z Danią niźli z Polską, i choćby przez wzgląd naprawdę historyczną, ni jak ma się jedna wolność do drugiej. Tak jak ni jak ma się dobrobyt Niemca z biedą Polaka. Jeśli więc rząd mówi, że nas stać, żeby nie pracować w covid, to po części ma rację. Ich stać, bo rząd się wyżywi. Ludzi już nie. Czemu nie słychać, przynajmniej zbyt często, w doniesieniach medialnych, jak się ma sprawa zachorowań na covid w Afryce. Nie dlatego, że go tam nie ma, jest jak i u nas. Ot, po prostu, biedny Czarny Ląd ma więcej zmartwień niż covid, bo i chorób tam więcej i głodu i wojen. I dużo więcej biedy. A jak ktoś bidny, to musi orać, wbrew przeciwnościom, a nie siedzieć i czekać na państwową mannę. Może więc trochę to nie po myśli rządzących i Ś.P. Jana Kulczyka, ale Polska to wciąż biedny i głodny kraj, gdzie wieje chłodem po kątach. A orać trzeba na chlebek i oliwki, oj trzeba. Ciężej, niż kiedykolwiek.

Jarek Ważny

Poprzedni

Kiedy Lewica urośnie?

Następny

Andrzej Duda – plusy ujemne

Zostaw komentarz