Działaczka LGBT podejrzana o uszkodzenie furgonetki antyaborcyjnej fundacji została wyciągnięta z domu bez butów. Policjanci nie powiedzieli, dokąd ją zabierają. Czy to ostrzeżenie dla wszystkich niezadowolonych z wyniku wyborów prezydenckich, w sam raz na start nowej fazy rządów PiS?
Małgorzata „Margot” Szutowicz, transpłciowa aktywistka LGBT, działaczka kolektywu Stop Bzdurom i uczestniczka protestów antyrządowych, została zatrzymana i przewieziona na komisariat 14 lipca. Chodzi o sytuację z 27 czerwca, gdy grupa aktywistów LGBT zniszczyła samochód Fundacji Pro Prawo do Życia, który wcześniej krążył po Warszawie, obwieszony homofobicznymi i nienawistnymi plakatami. Przebicie opon, zniszczenie banerów z homofobiczną treścią, oderwanie tablicy rejestracyjnej i lusterek fundacja wyceniła na ponad 6 tys. zł.
Bez butów
Sprawa zniszczonego samochodu z pewnością trafi do sądu, Szutowicz usłyszała już zarzuty. Środowiska opozycyjne i demokratyczne oburzyły jednak okoliczności, w jakich została przewieziona na policję i do prokuratury. Funkcjonariusze, poproszeni o okazanie legitymacji i podanie przyczyny pojawienia się w mieszkaniu, gdzie znajdowała się Szutowicz, rzucili zatrzymywaną na ziemię i zakuli w kajdanki. Następnie śmiali się, że ze skrępowanymi rękami nie jest w stanie założyć skarpet i butów. Osoby, które również przebywały w mieszkaniu, nie dowiedziały się, dokąd – nieoznakowanym samochodem – jest zabierana aktywistka.
15 lipca Małgorzata Szutowicz (oficjalnie, według danych z dowodu osobistego, mężczyzna – Michał Sz.) usłyszała zarzuty. Zarzuca się jej czyn z art. 254 par. 1 Kodeksu karnego – czynny udział w zbiegowisku (do trzech lat pozbawienia wolności), czyn z art. 288 par. 1 Kodeksu karnego (uszkodzenie mienia), zagrożony karą do 5 lat pozbawienia wolności, czyn z art. 157 par. 2 Kodeksu karnego (spowodowanie rozstroju zdrowia na czas poniżej 7 dni) jest zagrożony karą do 2 lat pozbawienia wolności, czyn z art. 191 par. 1 Kodeksu karnego (zmuszanie do określonego zachowania przy użyciu przemocy) jest zagrożony karą do 3 lat pozbawienia wolności, oraz czyn o charakterze chuligańskim (art. 57 a par. 1 Kodeksu karnego), za który sąd wymierza karę w wysokości nie niższej od dolnej granicy ustawowego zagrożenia zwiększonego o połowę.
Prokuratura wnioskowała o umieszczenie podejrzanego w areszcie na trzy miesiące. Sąd jednak nie przychylił się do tego wniosku.
W policji nie jest dobrze
Sprawę aktywistki skomentowała na Facebooku posłanka Lewicy Hanna Gill-Piątek.
– Nie znam Margot, nawet nigdy się pewnie nie widziałyśmy. Nie będę też bronić jej czynów, jeśli sąd udowodni jej winę. Ale niezależnie od zarzutów, kiedy dochodzi celowego upokorzenia i poniżania osoby podczas zatrzymania, a potem wywozi się ją w nieznane na kilka godzin, to po prostu trzeba działać – powiedziała parlamentarzystka z Łodzi.
Gill-Piątek zauważyła, że nie jest to pierwszy raz, gdy opozycja ma podstawy podejrzewać, że nadzwyczaj agresywne potraktowanie działaczki LGBT miało polityczne podłoże.
– Czasy terroru i czarnej wołgi nie powinny wracać, a ostatnio mamy bardzo niepokojące tego sygnały. Funkcjonariusze, za którymi zawsze stajemy, kiedy chodzi o ich prawa pracownicze czy emerytury, są coraz częściej używani są do politycznych zleceń – podsumowała posłanka.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka na podstawie art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który mówi o zakazie tortur, a także standardy dotyczące prawa zatrzymanego do obrony, a więc możliwości skorzystania z pomocy adwokata, podejmie działania w sprawie Małgorzaty Szutowicz.