Widać to na przykładzie Pojezierza Gnieźnieńskiego
Moja pierwsza interpelacja poselska dotyczyła wysychania Pojezierza Gnieźnieńskiego. Została złożona w listopadzie 2019 roku i nadano jej numer 158. Dlaczego zainteresowałam się akurat tym tematem – niezwiązanym z moim okręgiem wyborczym? Otóż przeczytałam artykuł na portalu Smoglab o Panu Józefie Drzazgowskim – mieszkańcu tamtych rejonów, który od lat, z godną podziwu konsekwencją walczy o rozwiązanie problemu wysychania Pojezierza Gnieźnieńskiego. Problem jest ogromny – od 2011 roku jeziora w tym obszarze nikną w oczach. Zwierciadło wody w Jeziorze Wilczyńskim opadło aż o sześć metrów, a z innymi nie jest lepiej – czasem są to 3 m, czasem 5 m – w zależności od położenia i głębokości jezior. Wyschły stawy, torfowiska w lasach i na łąkach.
Pana Józefa nie zrażała ani duża skala problemu, ani to, że miał przeciwko sobie kopalnię węgla brunatnego, ani też to, że na początku ludzie mu nie wierzyli, iż pojezierze wysycha. Spodobała mi się jego konsekwencja, holistyczne podejście, a także szukanie wsparcia u polityków – bo jak inaczej rozwiązać tak duży problem, jeśli nie właśnie politycznie? Zatem napisałam do Pana Józefa, że mogę wysłać interpelację w tej sprawie. Napisałam, i tak się zaczęła współpraca z Panem Józefem i Stowarzyszeniem Ekologiczne Eko-Pojezierze.
W styczniu 2020 r. Pan Józef zapytał mnie, czy nie chciałabym uczestniczyć w posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Pojezierzy Wielkopolskich, któremu przewodniczy Posłanka Paulina Henning-Kloska. Co ciekawe, jest to jeden z nielicznych zespołów w którym są przedstawiciele prawie wszystkich klubów parlamentarnych (KO, Lewica, PiS i PSL-Kukiz15). Spotkanie było ciekawe, gdyż zaproszeni byli eksperci – przedstawiciele świata nauki, którzy nie tylko pokazali dramatyczny obraz sytuacji, ale również zaproponowali konkretne rozwiązania.
W dniu wczorajszym (13 października) miałam przyjemność uczestniczenia w wyjazdowym posiedzeniu zespołu parlamentarnego, w czasie którego pojechaliśmy na wizję lokalną. Było to bardzo cenne doświadczenie, gdyż żaden opis czy zdjęcia nie oddadzą skali problemu. Nasi przewodnicy, czyli Pan Józef Drzazgowski oraz Wójt Wilczyna Pan Grzegorz Skowroński oprowadzili nas po kilku jeziorach i pokazali przykłady obniżenia poziomu wód o kilka metrów. Pomosty – kiedyś wchodzące w jeziora – teraz stoją daleko od brzegów jeziora; półwyspy, które kiedyś były wyspami; wyschnięte kanały między jeziorami i suche mokradła. A przecież to nie wszystko – skutki widoczne są także w lasach, które wysychając, atakowane są przez szkodniki, a także w obniżeniu poziomu wód podziemnych.
Wycieczka skłoniła mnie do refleksji – co też my, ludzie, uczyniliśmy środowisku? I czy możemy to jeszcze naprawić? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba poznać przyczyny, a te są następujące:
Błędy w polityce hydrotechnicznej i melioracyjnej – od wielu lat na potęgę trwa osuszanie i dzieje się to w całej Polsce. Tu, na Pojezierzu Gnieźnieńskim jest to bardzo widoczne, gdyż jeziora usytuowane są na wysoczyźnie, dlatego woda – gdy budowane są kolejne kanały, usuwane przegrody i stosowana melioracja odwadniająca – szybko spływa w dół, do rzek i do morza. Oczywiście, ten proces nie dzieje się od razu, on postępuje powoli i przez to jest mało widoczny na pierwszy rzut oka, ale już w perspektywie kilku lat oznacza spadek poziomu wód o kilka metrów, a to już jest katastrofa ekologiczna.
Kopalnia węgla brunatnego – na terenie gminy Kleczew (pomiędzy Koninem a Wilczynem) jest nadal czynna odkrywka węgla brunatnego Jóźwin IIB, a druga – Kazimierz Północ – jest w trakcie rekultywacji po kopalni. Obie kopalnie przyczyniają się do znaczącego obniżenia poziomu wód powierzchniowych i podziemnych. Obecnie Województwo Wielkopolskie stara się o pieniądze z Unii Europejskiej na sprawiedliwą transformację całego regionu; jest to region w Polsce chyba najbardziej zaawansowany w przygotowaniu Terytorialnego Planu Sprawiedliwej Transformacji. Dobrą wiadomością jest to, że w 2020 r. zrezygnowano z budowy kolejnej odkrywki w Ościsłowie.
Polityka rolna – powodem obniżania się poziomu wody jest również system dopłat rolniczych, który wspiera m.in. odwadnianie torfowisk. Powinno być dokładnie odwrotnie – państwo nie powinno dopłacać do odwadniania terenów, ale właśnie do magazynowania wody na terenach rolniczych (w postaci stawów, czasowo zalewanych łąk, czy torfowisk). Dopłaty bezpośrednie do hektara to jednak tylko jedna z form dotacji rolnych. Drugą metodą są płatności na rozwój obszarów wiejskich, w tym m.in. dopłaty do wiercenia studni głębinowych, nazywane „małą retencją” pomimo, iż z retencją nie mają nic wspólnego.
Zmiany klimatyczne – z roku na rok wzrasta temperatura na Ziemi, w tym również w Polsce, która powoduje większe parowanie wody. Na to nakładają się zmiany w opadach, które są rzadsze, ale bardziej ulewne, co przy wspomnianych wcześniej błędach w polityce hydrotechnicznej i melioracyjnej prowadzi do szybkiego spływu wód do mórz, bez dostatecznego magazynowania ich w wodach powierzchniowych, lasach i wodach podziemnych.
Jak uratować Pojezierze Gnieźnieńskie? Rozwiązań należy szukać przede wszystkim w rozwiązaniach hydrotechnicznych, a także w systemie wspomnianych dopłat rolniczych. Kilka miesięcy temu naukowcy zaproponowali dość proste i zarazem skuteczne rozwiązanie, mianowicie przepompowywanie wody z czynnej odkrywki Jóźwin IIB do nieczynnej Kazimierz Północ, zamiast wylewania tej samej wody do kanałów. To rozwiązanie już wdrożono i powoli przynosi efekty – poziom wody w jednym z jezior podnosi się. Kolejnym rozwiązaniem, nad którym trzeba się pochylić jest system zastawek wodnych (aby woda zbyt szybko nie uciekała), a także renaturyzacja wód oraz odbudowa bagien i torfowisk. Może z pomocą przyszłyby bobry? Bo gdyby rolnik otrzymywał dotację za magazynowanie wody, zamiast na osuszanie gleby, wówczas skorzystaliby wszyscy: rolnicy, miejscowa ludność żyjąca kiedyś z turystyki, turyści, no i może nawet bobry.