8 listopada 2024

loader

Potęga ścieku

Dobrze się w Polsce żyje zawiśnikom. Ich radosne chóry słyszymy teraz w Internecie, we wszystkich tamtejszych mediach społecznościowych.

Cieszą się oni wielce, że awaria warszawskiej oczyszczalni zatopiła w ściekach karierę polityczną Rafała Trzaskowskiego. Że kolejny, ciekawy plan polityczny spalił na panewce. I może się już nie odrodzić.
I tak dzięki tej katastrofie znów Polacy mogą świętować klęskę Polaków. Robić to, co tygrysy polskiej polityki lubią najbardziej.
Awaria warszawskiej ściekowi to suma i historia polityki zaniedbań dominującej w III Rzeczpospolitej. Przykład wszechobecnego u nas „tupolewizmu”. Czyli mieszanki głupoty, lekceważenia prawa, zasad, procedur, i pragnienia osiągnięcia szybkich, wysokich zysków.
Zauważmy, że nie byłoby dzisiejszych ścieków w Wiśle bez wieloletniego nieróbstwa umysłowego krajowych elit politycznych i administracyjnych. Bez wieloletniego odkładania decyzji o budowie nowej oczyszczalni ścieków przez byłych włodarzy stolicy.
Kamieniem węgielnym dzisiejszej awarii była decyzja z 2005 roku o ostatecznym zaniechaniu budowy oczyszczalni ścieków na lewym brzegu Wisły. Podjęta przez ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego. Uznano wtedy, że Warszawie wystarczy jedna oczyszczalnia zlokalizowana na prawym, wiślanym brzegu.
Ponieważ z biegiem lat kraj nasz rósł w siłę, a ludzie konsumowali coraz więcej, stąd PKG rosło niczym mury w pieśni Kaczmarskiego, to i ścieków nam lawinowo przybywało. Zwłaszcza, że polski PKB oparty jest znacznie na konsumpcji wewnętrznej.
”Drożej sram niż jadam”, niejeden z nowobogackich mógłby powtórzyć strofy mistrza Jana z Czarnolasu.
Dlatego też kolejni włodarze stolicy, jak choćby komisarz Marcinkowski, prezydent Gronkiewicz- Waltz, i ich ekipy, zostali przyparci i zmuszeni, by podejmować decyzje o budowie ściekociągu. Pompującego odchody lewobrzeżnych Warszawiaków na brzeg prawy. Pod Wisłą. Wszak kanały to nasza narodowa specjalność.
Po licznych debatach rozpisano wreszcie stosowne przetargi na projekt i budowę. I znów nastąpiła erupcja polskiego „tupolewizmu”. Najpierw zdecydowano, że dwie rury ściekociągu mogą iść w jednym osłonowym kanale, choć rozsadek i procedury nakazywały by wybudować dwa osłonowe kanały. Bo strzeżonego pan bóg też strzeże.
Ale jeden kanał dawał chwilowe oszczędności. A takie oszczędności w warunkach panującej u nas populistycznej mediokracji, przy myśleniu elit jedynie w perspektywie następnej kampanii wyborczej, są znakomitym opium dla przysłowiowego „ciemnego ludu” podczas kolejnych wyborów.
Również przy wyborze firm wykonawczych dominowało kryterium oszczędności. Dzięki niemu wybrano tańszą ofertę grupy firm. Dziś nie można ich pociągnąć do odpowiedzialności za widoczne partactwo, bo formalnie te firmy już nie istnieją.
Być może właśnie wymogi „taniej” oferty przyśpieszyły zgon tamtych wykonawców. Bo wymusiły na wykonawcach dodatkowe „oszczędności”, aby zrealizować wygrany przetarg. Być może doszła jeszcze korupcja, zwyczajne polskie złodziejstwo.
Efektem takiej polityki, takich przysłowiowych „gównianych oszczędności”, są dwie awarie ściekociągu widoczne w ciągu ostatnich dwóch lat.
Obie wykorzystywane są teraz przez przeciwników politycznych Rafała Trzaskowskiego do politycznego zatapiania go.
I tu mamy przykład rzadkiej polskiej zgody narodowej. Zatapiają politycznie Trzaskowskiego, lub tylko podtapiają, konkurenci polityczni ze wszystkich opcji. Od prawa do lewa. Nawet, a ściślej zwłaszcza, konkurenci z macierzystej Platformy Obywatelskiej. Znów okazuje się, że w Polsce polityczną zgodę najłatwiej osiąga się w koalicji destrukcji, a nie konstrukcji.
Historia budowy i stan obecny warszawskiego ściekociągu to znakomity obraz patologii III Rzeczpospolitej. Zapowiadany przez Trzaskowskiego i jego zwolenników nowy ruch polityczny miał zmieniać nasz kraj walcząc też z takimi patologiami, z podobnymi „tupolewizmami”.
Miał też odmłodzić polskie elity polityczne i zmieniać oblicze tej ziemi. Dać Polsce nową, młodą jakość. Ale jak widać, jeszcze polskie gówno nie zginęło. Triumfuje teraz w Internecie. Śmieje się z trafionego ściekami Trzaskowskiego. Cieszy się z jego niespodziewanej porażki. Drwi z kandydata, którego niedawno poparło prawie 10 milionów ludzi i który miał szansę rozbijać te ograniczające nasze życie szklane sufity.
Zatem jest się z czego cieszyć…

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Kredytobiorca na tarczy

Następny

Międzynarodowe Targi Handlu Usług w Chinach odbędą się w Pekinie na początku września

Zostaw komentarz