Wikimedia Commons
Na ekranie pojawiła się pani Janina Ochojska. Kobieta wielkiego hartu ducha, ogromnego serca, którego nie szczędzi dotkniętym przez los, osoba niepoliczalnych zasług w walce z biedą, chorobą, skutkami wojen, przygniatającymi do ziemi ludzi na całym świecie.
Na ekranie pojawiła się pani Ochojska, by wesprzeć swoim autorytetem, mirem, jakim się cieszy, matki i ich niepełnosprawne dzieci protestujące w Sejmie. Mające dość biedy, która dodatkowo, obok choroby, czyni ich życie z trudnego nieznośnym. Jak cała Polska wie, matki z dorosłymi już dziećmi, które od kilku dni koczują na sejmowym korytarzu, domagają się, by państwo zagwarantowało im zrównanie renty socjalnej z najniższą rentą z ZUS z tytułu całkowitej niezdolności do pracy oraz swoiste 500+. Pięciuset złotowy dodatek rehabilitacyjny, bo przecież wraz z osiągnięciem pełnoletności niepełnosprawność ich dzieci nie mija. Przeciwnie nawet – opieka i rehabilitacja dorosłego człowieka wymagają większego, a nie mniejszego wysiłku, także fizycznego.
Pani Janina Ochojska podtrzymywała więc te matki na duchu, zagrzewała do wytrwałości, aż osiągną swój cel. Przywołała też własny przykład:
„Ja urodziłam się w czasie komuny” – mówiła. „Zachorowałam na polio, jak miałam rok. Aż do zakończenia komuny miałam bezpłatną opiekę rehabilitacyjną, szpitalną, sprzęt ortopedyczny” – wymieniała. Dodała, że dzięki temu, że ktoś zainwestował w jej rehabilitację i jej sprawność, mogła założyć Polską Akcję Humanitarną. (cyt. Za TVN24)
Ten „ktoś”, droga pani, to Polska Ludowa. Ten hańbiony dziś na każdym kroku PRL. Unicestwiany także przy pomocy języka, którego się w odniesieniu doń używa. Między innymi za pomocą nacechowanego tak bardzo pejoratywnie słowa „komuna”. „Komuną” wyciera sobie gębę każdy szanujący się „patriota” – i pani prof. Pawłowicz, i kibole na stadionach, faszyści maszerujący w nogę po ulicach polskich miast, pan major Jach najęty do firmowania ustawy degradacyjnej, pan niedoszły aresztant – senator Kogut, pan prezydent Duda – dr po Uniwersytecie Jagiellońskim, Naczelnik państwa – „za komuny” znany amant filmów dla dzieci i młodzieży, pan Jaki – warszawski transfer z Odry Opole, gdańska radna Anna Kołakowska (ta od golenia kobietom głów), pan Duda (od Kacperka i „Solidarności”) i pani „Becia”, i pan Terlecki – wcześniej „Pies”, i pan poseł Pięta – spec od włamów do aut… Słowem „komuna” usiłują plugawić Polskę w Ludową nowe elity in gremio, bowiem demonstrowana w mowie pogarda dla niej jest znakiem firmowym każdego prawdziwego Polaka.
A już zwłaszcza tych Polaków – odnoszę często takie przykre wrażenie – którzy „za komuny” – mimo swoich licznych osobistych wad i niedostatków, jako to brak wykształcenia, bieda odziedziczona po małorolnych rodzicach i dziadkach – parobkach, mimo innych upośledzeń – już nie tylko społecznych, ale zdrowotnych, czy fizycznych, mogli się jednak kształcić, przeprowadzali się z nor do mieszkań, mieli bezpłatną opiekę zdrowotną, byli wysyłani za darmo do sanatoriów, wyposażani w sprzęt medyczny, za darmo rehabilitowani…
Dziś manifestowaną publicznie pogardą do „komuny”, zaświadczają swą… Właśnie, co? Prawomyślność, poprawność polityczną? Czy może swą małość, swoje gówniarstwo?
Nie zdają sobie jednak sprawy, że nawet, jeśli wypowiadają się o Polsce Ludowej jak najgorzej, gdy niczym batem okładają i lżą ją słowem „komuna”, używanym jako najgorsze przekleństwo, i tak dają dowód, że to ona zwyciężyła. PRL ich pokonał, gdyż to Polska Ludowa uczyniła z nich ludzi, obywateli. Złych czy dobrych, matkobójców czy koniunkturalistów, wyrachowanych cyników, czy pospolitych głupków, lecz zawsze ludzi wraz ze wszystkimi prawami, które ich są.
Może nie wszyscy rozumieją, o czym jest mowa, ale pani Janina Ochojska rozumie na pewno.