Tygodnik „Polityka” wyśmiał alarm wszczęty w „Gazecie Wyborczej” przez aktywistkę Greenpeace. Tylko że zarzucając „Gazecie” kłamstwo, sam wprowadza w błąd.
W wielkim skrócie: ekolodzy załamali ręce nad pozwoleniem, które wydał świeżo wybrany minister rolnictwa na używanie przez 3 najbliższe miesiące toksycznych pestycydów do obsiewania pól rzepaku. Chodzi o neonikotynoidy – upośledzające układ nerwowy pszczół, wnikające do gleby i wód, szkodliwe tak, że już nawet Komisja Europejska po raz drugi podjęła się zakazu ich używania poza uprawami szklarniowymi. Jan Krzysztof Ardanowski wycwanił się: zarządzenie KE wejdzie w życie dopiero na jesieni, do tego czasu – hulaj dusza! Ekolodzy uderzyli na alarm: przez najbliższe miesiące Ministerstwo Rolnictwa będzie patrzyło na bezkarne trucie ludzi i owadów.
Marcin Rotkiewicz z „Polityki” w swoim tekście „Pszczelego armagedonu nie będzie” przekonuje w sześciu punktach, że media panikują, „Gazeta Wyborcza” dała się nabrać, a Greenpeace to świry, które niepotrzebnie straszą ludzi. Wywodzi m.in., że w Unii stosuje się o wiele bardziej toksyczne środki, a światowa populacja pszczół wciąż rośnie. Zarzuca ekoaktywistom nierzetelność, sam jednak nie przedstawia kontrtez obalających tezy pierwotne, krąży w istocie wokół tematu.
„Ciekawi mnie też bardzo, dlaczego aktywistki Greenpeace nie niepokoją np. ŚOR stosowane również w tzw. rolnictwie ekologicznym, którą to metodę upraw Greenpeace ogromnie wspiera i propaguje. Na liście substancji dopuszczonych do używania przez rolników ekologicznych znajduje się bowiem m.in. miedzian (substancja czynna: tlenochlorek miedzi)” – pisze na przykład. „ Część wyników eksperymentów wskazywało na negatywny wpływ, ale były one wykonywane w warunkach laboratoryjnych, gdzie pszczoły poddawano działaniu bardzo wysokich dawek pestycydów nieodzwierciedlających rzeczywistych warunków”.
Generalnie istnieją również badania, podważające skuteczność szczepionek. Istnieją, bo musiały powstać, by ich przeciwnicy mogli machać nimi przed nosem ludzkości. Również nie stanowią one dziś żadnego dowodu – no chyba że chodzi o udowodnienie, że wszystkiego można dziś dowieść za pomocą odpowiedniej motywacji, odpowiedniego sprzętu, w odpowiednim oświetleniu.
Ciekawym smaczkiem wydaje się fakt, że „Polityka” zilustrowała swój demaskatorski tekst zdjęciem osy zamiast pszczoły.
Nie wiem, jakie wykształcenie kierunkowe posiada red. Rotkiewicz. Wiem jedno: ze mnie żaden biolog. Ale potrafię czytać ze zrozumieniem. I tak sobie czytam i czytam rzesze merytorycznych komentarzy pod tekstem „Polityki”:
„A opinia europejskiej agencji EFSA czy zespołu naukowców zajmujących się owadami, którzy pisali Strategie ochrony Zapylaczy to już nie jest naukowe podejście?”;
„Skoro jest tak dobrze i pestycydy nie szkodzą owadom zapylającym, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego ubywa owadów w Europie? I nie, nie chodzi mi tylko o pszczoły miodne, bo te hoduje człowiek i łatwo może wyhodować więcej rojów. Chodzi o dzikie owady, których ubywa w strasznym tempie. Ale nie, trujmy dalej, bo musimy… W tym artykule widzę, że dokładnie ta sama argumentacja dotyczy GMO, pestycydów, oleju palmowego… Jako oczywiste przyjmuje się założenie, że obecny poziom produkcji rolnej jest konieczny. I że w związku z tym nadal musimy mieć wielkie monokultury, sztucznie nawożone i opryskiwane pestycydami, musimy wycinać lasy deszczowe… A wystarczyłoby zmniejszyć liczbę hodowanych zwierząt, żeby można było obyć się bez wielu pól uprawnych i bez tylu pestycydów w rolnictwie”;
„Sama badałam neonikotynoidy – p. Rotkiewicz nawet się nie zająknął o możliwych interakcjach z innymi pestycydami, czy też czynnikami środowiskowymi jak np. temperatura (której wzrost może dramatycznie wzmagać ich toksyczność).
Zapomniał też napisać, że są bezpieczne pestycydy – te oparte o metody biologiczne, czyli bio-pestycydy, takie jak owadobójcze grzyby, nicienie, wirusy, drapieżne roztocza, cała gama mikroorganizmów.
Polecam chociażby pobieżne przeglądnięcie NSOOZ – łącznie ze składem Rady Naukowej (której jestem dumną członkinią) oraz Rady Społecznej”.
Można by tu oczywiście przywołać kilka polskich nazwisk i znaleźć opinie roznoszące artykuł „Polityki”, obawiam się jednak, że reakcja może być podobna jak w przypadku innych teorii spiskowych (lekarz X mówi, że szczepionki pomagają, bo chodzi na pasku koncernu; profesor Y mówi, że Obama nie jest Raptilinaninem bo zależy mu na utrzymaniu wpływów Jaszczurów pochodzenia żydowskiego). Opinie polskich badaczy nie stanowią tu żadnej wyroczni.
Specjaliści, opiniujący zarządzenie dla KE wypowiedzieli się w temacie jednoznacznie. A należy przypomnieć, że Unia jest niezwykle pobłażliwa w stosunku do chemicznego lobby (przykładem choćby historia z glifosatem i Bayerem). Jeśli więc mielibyśmy zarzucać Europie stronniczość, to raczej w drugą stronę. Jeżeli neonikotynoidów zakazuje, to z pewnością musiała wyczerpać już argumenty.
Odnoszę jednak wrażenie, że w rzeczonym tekście bardziej niż o pszczoły, chodzi o dokopanie konkurencyjnej redakcji. „Polityka” od kilku lat zalicza merytoryczny zjazd w dół bez trzymanki do poziomu tabloidowego „Daily Mail”.